89

94 5 1
                                    

- Brakowało mi tego. - Spojrzałam na uśmiechniętego Hylera. Wyglądał jakby był na jakichś proszkach, przy czym wyglądał cholernie uroczo. - Powinniśmy częściej to robić.

- Puszczać hamulce? - pociągnął lewy kącik ust bardziej ku górze i zaczął gładzić moje nagie plecy.

- Dać się ponieść najdzikszym fantazjom. Pozwolić by to instynkty przejęły kontrolę. - Zwilżyłam wargi i spojrzałam mu w oczy.

Złączył nasze usta i prawdopodobnie ponownie zaczęlibyśmy się kochać, gdyby Noah nie zaczął płakać. Oderwaliśmy się od siebie. Westchnęłam głośno i już miałam wstać, ale Hyler podniósł się pierwszy. 

- Pójdę do niego - powiedział wkładając bokserki. 

Oparta na ręce, obserwowałam jak wychodzi z pokoju, po czym położyłam się na wznak i spojrzałam na sufit. Naszły mnie przemyślenia egzystencjonalne.

Uświadomiłam sobie, że dwa lata temu byłam przerażoną, straumatyzowaną zwyciężczynią, niemogącą spojrzeć sobie w oczy. Że bałam się o swoją przyszłość. Że nie wiedziałam, jakie jest moje powołanie. 

A dziś jestem Panią Snow. Jestem szczęśliwą żoną i matką. Nie pamiętam już o igrzyskach w takim stopniu jak wtedy. Znalazłam kogoś, kogo kocham tak bardzo, że byłabym gotowa oddać za niego życie. 

Przez te dwa lata tak wiele się nauczyłam. Czym jest miłość, wzajemna akceptacja. Jak to jest mieć w kimś oparcie na dobre i na złe. Jak to jest czuć się kochanym, jak to jest kochać bezgranicznie i szczerze. 

Uśmiechnęłam się do siebie i podniosłam się do siadu. Odnalazłam zagubioną w ferworze zdarzeń odzież i włożyłam na siebie bieliznę. 

- Mar, podejdziesz? - glos Hylera przebiłam się przez płacz Noah. Westchnęłam i po odnalezieniu koszuli Hylera, zagubionej wśród innych ubrań leżących w pokoju i biurze, poszłam do salonu. 

- Co jest? - zapytałam, wchodząc do salonu. 

- Do mamusi mu się zachciewa. Tata nie wystarcza. - Hyler zaśmiał się perliście. 

- Na to wygląda. - Wzięłam Noah z rąk Hylera i zaczęłam go kołysać w ramionach. Chwilę później maluch przestał płakać. Spojrzał na mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami i jego dziecięcą buzię rozświetlił uśmiech.

- Wystarczyło, że mama wzięła na ręce i już panicz zadowolony, co? - Hyler połaskotał małego po brzuszku. Noah uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Na mojej twarzy również zagościł uśmiech, a oczy mi zwilgotniały. Pogładziłam syna po policzku.

- Wiesz, że to pierwszy raz jak się uśmiechnął?

- Naprawdę? - Hyler spojrzał na mnie zaskoczony. Pokiwałam delikatnie głową. 

Usiadłam po turecku na kanapie i nadal tuliłam do siebie syna. Kątem oka zauważyłam, że Hyler gdzieś idzie, ale nie zwróciłam na to uwagi i skupiłam się na dziecku. 

- Uśmiechnij się, Mar. - Powiedział Hyler. Podniosłam głowę i w tym momencie pstryknęła migawka aparatu. 

- Zwariowałeś? A spróbuj gdzieś to wrzucić.

- Wyluzuj. To tylko do użytku własnego, żeby zawsze móc pamiętać, jak piękną mam żonę. 

- A nie po to, żebyś mógł pokazać Raunowi jak pięknie wyglądam w twojej koszuli. - Delikatnie przygryzłam wargę. 

- A może pochwalić się Raunowi, jaką mam cudowną i opiekuńczą żonę. - Nachylił się i wyzywająco spojrzał mi w oczy. 

Usiadł obok mnie i zwróciwszy moją głowę w swoją stronę, pocałował moje usta ostro i zachłannie. Oddałam się temu nie zapomniawszy o trzymanym w ramionach Noah. 

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciDonde viven las historias. Descúbrelo ahora