Jeden.

2K 193 13
                                    

Luke:

- Mamo... - podszedłem do najcudowniejszej kobiety na ziemi, ubranej w najnormalniejsze spodnie dżinsowe i białą koszulke.
- Luke... - odpowiedziała uśmiechając się.
Cóż, gdybym też miał takiego seksownego syna, też bym się uśmiechał bez powodu.
- Mogę iść na koncert? - uśmiechnąłem się szeroko ukazując swoje śnieżno-białe zęby.
- Kto tam będzie?
- Dobrze wiesz, że pójdę sam.
- Kiedy on jest?
- No właśnie.... za pół godziny. - przechyliłem głowę nieco w bok, żebym wyglądał na takiego, co nic nie narobi.
- Czy ty to specjalnie robisz?
- Ale co?
- No dobra, możesz. Wyszalej się, póki możesz. - westchnęła i wróciła do czytania jakiegoś magazynu o modzie.
- Kocham cię. - nachyliłem się nad nią i ucałowałem w policzek.
Wybiegłem z domu kierując się na duży plac niedaleko szkoły.
Dziś grał jakiś nowy punkowy zespół z drugiego końca Australii, chciałem ich zobaczyć, no i oczywiście posłuchać.
- Przepraszam, jestem z ekipy - mówiłem z kamienną twarzą przechodząc przez tłum.
Jeśli chcesz być w pierwszym rzędzie, to to na pewno ci się przyda.
- Witam - powiedział do mikrofonu chłopak w czarnych rurkach z dziurą na kolanie. 
Ja miałem takie same spodnie, więc czułem się zaszczycony.
Miał on jeszcze białą, luźńą koszulkę z czerwonym napisem "IDIOT". Jego włosy były tego samego koloru, od kiedy je pierwszy raz ujrzałem odrazu mi się spodobały.
Trzymał w ręku czarną gitarę.
- Oh, to nią będziesz działał cuda - szepnąłem do siebie.
Przegryzłem wargę, szczerze, to on mi się spodobał.
- Jestem Michael, a to jest Calum - wskazał na innego chłopaka, który także trzymał gitarę - a to jest Ashton, nie widać go zza tych bębnów. - zaśmiał się uroczo i pokazał na perkusje, zza której wystawały loki owinięte czerwoną bandamką.
- Mam nadzieję, że będziecie się świetnie bawić - uśmiechnął się.
Kurwa. On jest za bardzo uroczy.
Po dwóch godzinach szaleństwa tłum zaczął się rozbijać na grupki ludzi, którzy szli w swoją stronę.
Jedni szli do domów, inni do klubu, a jeszcze inni odwiedzić swoją ciocię z chorym kotem.
No... może nie to.
Ja, jak zawsze byłem inny. Nie podążałem za jednej z grupek i usiadłem na ławce, na końcu placu.
Patrzyłem się na swoje dość, powiedziałbym, damskie nogi, i bawiłem się rękawami swojej koszuli w kratę, która zsuwała mi się z ramion, bo nie chciało mi się jej zapinać.
- A ty co,  zapomniałeś w którą stronę jest twój dom? - podniosłem wzrok i zobaczyłem Michaela.
Niby z zewnątrz wyglądałem w tej chwili na bardzo opanowanego, ale w środku moje serce z żołądkiem tańczyło breakdance. 
- J-ja.... - zająknąłem się.
- Ty jesteś pijany, czy się mnie wstydzisz?
- Masz fajne włosy - bez przemyślenia znaczenia tych słów po prostu sobie je wypowiedziałem i ugryzłem się w język.
- Ty też. - poczochrał mnie.
Teraz chciałem go złapać za tą ręke i ugryźć, bo dość długo układałem te włosy, ale taka ręka w sumie może je sobie cały czas czochrać. Rano, wieczór i za dnia.
- Dziękuję, i nie jestem pijany - uśmiechnąłem się.
- Czyli zapomniałeś drogi do domu? - usiadł obok.
- Ja znam doskonale drogę do domu, i powiedziałbym ci nawet gdzie iść, ale mama zakazała mi mówić o takich rzeczach.
- Więc czemu tak sobie tutaj siedzisz?
- Lubię być sam.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - podniósł się.
Nie odchodź.
- Nie! - powiedziałem trochę głośniej i złapałem za jego nadgarstek - usiądź, pobądź tu ze mną, Michael.
- To rozkaz? - spojrzał na nasze ręce i natychmiast go puściłem.
- Tak. - powiedziałem stanowczo.
- Dobrze - usiadł - jak masz na imię?
- Jestem Luke. Luke Hemmings.
- Zawsze mi się podobało to imię - spojrzał na mnie uśmiechając się.
- Fajnie grasz.
- Dziękuję. Mogę twój numer?

Zaakceptuj mnie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz