86

84 4 1
                                    

Nie wpuszczono mnie już do sali. W sumie dochodziła 22 więc postanowiłam wrócić do domu. Nie chciałam też, żeby Raun musiał zostawać po nocach z moim dzieckiem. Z dwóch powodów. Po pierwsze ma własne życie, prowadzi klub, a po drugie jest w trakcie rozwodu z Lisistratą.

Do domu dotarłam o punkt 10. Noah spał w w wózku, z kolei Raun drzemał na fotelu. Przyniosłam mu z garderoby koc i okrywszy mężczyznę, wyłączyłam telewizor.

- Lis, oglądam- mruknął przez sen.

- Nie oglądasz. Chyba że umiesz robić to z zamkniętymi oczami.

- Mar, to Ty - otworzył oczy, a na jego twarzy malowało się zmieszanie. - Wybacz. Wiem, miałem pilnować Noah, ale...

- Luz, nie tłumacz się. Chodziło o to, żeby nie został sam i nie płakał przez na przykład godzinę.

- Aaa, okej. Co z Hylerem? - Raun zerwał się i odrzucił koc na bok. - Dowiedziałaś się czegoś?

- Ktoś go otruł. Prawdopodobnie ktoś ze służby. Muszę powiedzieć o tym Snowowi. - Powiedziałam, siadając na kanapie.

- On najchętniej oskarżyłby Ciebie.

- Nie było mnie wtedy w domu, a trucizna, której użył niedoszły zabójca działała dość szybko. Dodatkowo najprawdopodobniej została dodana do posiłku Hylera.

- Twoja lista właśnie zmniejszyła się o kilkanaście pozycji. Zostają Ci osoby pracujące w kuchni i osoba, która przyniosła kolację Hylerowi.

- Czyli Lyria będzie wiedzieć najwięcej.

- Ona też jest w kręgu podejrzanych. Znając twojego teścia wymieni całą kadrę służących.

- Znając mojego teścia, nakaże wszystkich ich zabić, ale muszę mu powiedzieć. Bez względu na koszty.

- Chcesz poświęcić ok.100 osób, by ukarać osobę, która próbowała zabić Hylera?

- Chodzi o Hylera. Dla osób bliskich mojemu sercu jestem gotowa poświęcić cały świat. Nie ważne kto zginie, Hyler ma być bezpieczny. Bez względu na cenę.

Raun patrzył na mnie zszokowany. Nie spodziewał się po mnie czegoś takiego.

- Wiem, że wiele straciłaś i że nie wyobrażasz sobie życia bez Hylera, ale nie można poświęcić 99 niewinnych osób, by zabić jednego winowajcę.

- Poza Lyrią i kilkoma innymi komunikującymi się osobami, każdy ze służby popełnił jakąś zbrodnię. Przecież awoksem nie zostaje się bez powodu. Myślałam, że wiesz.

- Prawie każdy przedstawiciel Kapitolijskiej burżuazji to wie. Miałem nadzieję, że Hyler Ci tego nie mówił.

- Ale mówi. Nie mamy przed sobą tajemnic. Chyba nigdy nie mieliśmy.

- Chciałbym tak z kimś mieć. - Powiedział i zamilkł.

Nie wiem dlaczego, on i Lisistrata się rozwodzą, ale mam wrażenie, że chodziło właśnie o tajemnice. Między nami nastała krępująca cisza, która po chwili została przerwana przez telefon Rauna.

-Muszę iść, Mar. Ktoś odwalił coś w klubie i muszę się tym zająć.

- Jasne, idź. Poradzę sobie - w wózku Noah zaczął płakać. - Dam mu jeść i idę spać.

Raun uśmiechnął się pokrzepiająco i zbiegł po schodach. Wzięłam syna na ręce i poszłam z nim do kuchni zrobić mu butelkę. Po kilku minutach wróciłam do salonu i usiadłszy na kanapie nakarmiłam Noah.

Skończyłam go karmić, chłopiec ani myślał iść spać. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczkami, wkładając rączki do buzi. Wzięłam grzechotkę i pomachałam nią przed twarzą dziecka.

Noah się uśmiechnął. Nie wiem, czy zrobił to świadomie, ale wciąż wyglądał uroczo. Żałowałam że Hylera przy nas nie ma. Nie było go, gdy nasz syn po raz pierwszy się uśmiechnął. Uśmiechnęłam się smutno. Wstałam i poszłam z nim do pokoju, pobrać go i przewinąć.

Później włożyłam syna do wózka i dałam mu smoczek, a następnie zaciągnęłam gondole do kuchni. Noah z zafascynowaniem patrzył na zabawki zawieszone przy rączkach, a ja spokojnie mogłam zająć się przygotowaniem makaronu z serem i marmoladą.

Przyznaję, bałam się, że ktoś ze służby spróbuję otruć i mnie, ale mnie nikt by nie znalazł tak jak ja Hylera.

Wróciłam do salonu, wzięłam ze sobą wózek i kolację i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor i zabrałam się do jedzenia. W międzyczasie Noah chyba skończyła się cierpliwość i zaczął płakać. Wzięłam go więc na ręce i musiałam nosić po całym pokoju, bo nie mógł się uspokoić.

Po kilku minutach wpadłam na pewien pomysł. Zaczęłam śpiewać starą kołysankę, którą śpiewała mi babcia, gdy jeszcze żyła. Początkowo mój głos był zachrypnięty, a nuty nie wychodziły mi czysto, ale już po chwili doszłam, do jakie takiej wprawy.

Początkowo Noah nie przestawał płakać, ale to chwili umilkł i spojrzał na mnie. Usiadłam na kanapie i nie przestając śpiewać dałam Noah jeść. Początkowo bałam się, że zakłócę jego dobowy rytm, ale w sumie dochodziła już 1, więc w sumie karmiłam go tylko kilka minut przed czasem.

Gdy skończyłam go karmić, na szczęście już spał. Odniosłam go do pokoju i ułożywszy go na łóżku, poszłam się przebrać. Nim położyłam się spać poszłam jeszcze zgasić telewizor i odnieść talerze i szklankę do zmywarki.

Upewniwszy się, że już wszystko zrobiłam, położyłam się obok Noah i próbowałam zasnąć. Układałam się dosłownie w każdej pozycji, ale nic nie pomagało. Mimo że próbowałam się wyzbyć zmartwień, moja podświadomość nieustępliwie mi o nich przypominała.

Gdy tylko zamykałam oczy ponownie widziałam leżącego na podłodze Hylera, moment gdy, jego serce przestało bić, a także najgorsze możliwe scenariusze.

Tak bardzo chciałam osunąć się w nieświadomość i błogi sen, ale on nie nadchodził. Zbyt wiele niepoukładanych myśli kłębiło się w mojej głowie. 

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now