85

75 4 0
                                    

- Wszystko w porządku, Mar? Boli Cię coś? Słabo Ci? Zadzwonić po lekarza? Mar, odpowiadaj! - z ciemności rozpaczy wybił głos Rauna.

Poczułam jak mężczyzna potrząsa mnie za ramiona. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wystraszoną twarz Rauna.

- Hyler - jedno słowo opuściło moje usta.

- Tak, Hyler. Powiedz co się stało. Wypowiedzenie tego nie głos przyniesie Ci ulgę.

- Od kiedy jesteś psychologiem? - zapytałam gorzko, czując że łzy napływają mi do oczu na samo wspomnienie wydarzeń sprzed niecałej godziny.

- Odkąd skończyłem studia w tym kierunku. - Powiedział i uśmiechnął się po raunowemu - Więc mów. Wykrzycz światu trawiące Cię obawy, strach. Powiedz co się stało. Obiecuję, że to pomoże.

- Ja... Ja nie jestem w stanie. - Załkałam. - Ja nie potrafię. - Zawyłam i ukryłam twarz w dłoniach. Raun objął mnie i położył moją głowę na swoim ramieniu.

Tak niewiele było trzeba, żebym pękła. By moja dusza, ledwo poskładana na nowo znów się rozpadła. Wystarczyło jedyną stałą rzecz w moim życiu, bym posypała się jak domek z kart.

Od momentu gdy Hyler został ze mną tamtej nocy, czułam się taka pusta bez niego. Stał się dla mnie jak powietrze, był bodźcem który napędzał moje życie. On był powodem, dla którego warto budzić się każdego dnia.

Siedziałam na podłodze, wtulona w Rauna głaszczącego mnie po plecach, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Nie mogąc opanować drżenia rąk, wzięłam telefon z kanapy. Przeraziłam się jeszcze bardziej gdy spostrzegłam, że dzwonią z Centrum. Spodziewałam się najgorszego.

- Doktor Festus Blake. Mogę rozmawiać z Panią Snow?

- Przy telefonie. - Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, moje gardło ścisnęło się, jakby ktoś zaczął wbijać palce w moją krtań.

- Czy mogłaby Pani przyjechać? Mam kilka pytań dotyczących okoliczności wypadku Pana Snowa.

- Oczywiście. Przyjadę.

- Dobrze, dziękuję. Do widzenia.

- Do widzenia - odparłam i się rozłączyłam.

- I co? - zapytał Raun, patrząc na mnie wyczekująco.

- Chcą, żebym przyjechała. Zostaniesz?

- Jasne.

- Dzięki - powiedziałam i poszłam do siebie zmienić ubranie.

W ekspresowym tempie ubrałam się w czarne, przylegające spodnie i ciemnobrązową bluzkę, którą włożyłam w spodnie. Zabrałam jeszcze skórzaną z szafy i schowałam telefon do kieszeni.

- Noah nie powinien się obudzić, ale jeśli nie będzie mnie przed 10 to dzwoń. - Powiedziałam do Rauna, ubierając buty na koturnie. - Jeśli by płakał to dzwoń.

- Bądź spokojna. Poradzę sobie.

- A potem Ciebie też znajdę na podłodze?

- Wyluzuj, Mar. Nic mi nie będzie.

- Mam nadzieję - powiedziałam do siebie i zbiegłam na parter.

Szofer siedział już w samochodzie. Nakazałam mu jechać do KCN* i oparłam się o siedzenie. Nie miałam pojęcia jakie wieści miał do przekazania lekarz. Ani o co chce mnie zapytać.

Przerażona wysiadłam z samochodu przed wejściem do Centrum i od razu pobiegłam w stronę skrzydła szpitalnego.

- Gdzie znajdę doktora Festusa Blake'a? - zapytałam pierwszego pielęgniarza jakiego spotkałam.

- Zaprowadzę Panią. - odparł i skinął, żebym poszła za nim.

Po kilkudziesięciu sekundach byliśmy na miejscu. Podziękowałam pielęgniarzowi i zapukałam do drzwi. Po uzyskaniu odpowiedzi weszłam do środka.

- Dobry wieczór, Pani Snow. Proszę usiąść. - lekarz wskazał krzesło naprzeciwko niego. Na nim też usiadłam.

- Co z Hylerem? - zapytałam lekarza wprost.

- Sprawa wygląda tak, że ktoś otruł Pani męża. Na szczęście szybko udało nam się rozpoznać toksynę i podaliśmy antidotum. Niestety wciąż nie wiemy jakie szkody toksyna zdołała wyrządzić w organizmie Pani męża. Jest może Pani w stanie określić, kiedy trucizna mogła zostać podana? Pamięta Pani coś istotnego?

- Kilka minut wcześniej rozmawialiśmy. Nie przypominam sobie nic podejrzanego. Powiedział tylko, że gdybym zadzwoniła wcześniej, to poczekałbym z kolacją. Mógł spożyć truciznę wraz z posiłkiem?

- To bardzo prawdopodobne. Tego rodzaju trucizny bardzo często są podawane właśnie w taki sposób. Bardzo Pani dziękuję za pomoc.

- Mogę go zobaczyć? - zapytałam nieśmiało

- Oczywiście. Proszę za mną.

Lekarz przeprowadził mnie przez kilka korytarzy aż stanął przeprowadził mnie przez przezroczyste drzwi

- Jego stan określamy jako ciężki. Jak już mówiłem nie wiemy jakie szkody spowodowała trucizna, co za tym idzie nie wiemy również kiedy się obudzi. Ale póki mózg jest aktywny, jest nadzieja. - Powiedział lekarz i się oddalił.

Nigdy nie widziałam tylu rurek i kabli podpiętych do czyjegoś ciała. Otaczała go tak ogromna ilość aparatury, że i bez słów lekarza wiedziałam że jest źle. Usiadłam na niewielkim krześle, które znalazłam w rogu. Bałam się nawet załapać go za rękę, by przypadkiem czegoś nie odpiąć.

Nagle jedna z maszyn przeraźliwie zapiszczała, a na jednym z monitorów pojawiła się idealnie prosta linia.

Byłam w zbyt dużym szoku by od razu zrozumieć co się dzieje. Ocknęłam się dopiero, gdy jedna z pielęgniarek nakazała mi wyjść.

Serce Hylera się zatrzymało. Jego serce przestało bić.

- Walcz, Hyler. Nie poddawaj się. - wyszeptałam, opierając się o szybę i obserwując przez łzy jak lekarze raz po raz rażą jego ciało prądem.

Po kilku najbardziej przerażających minutach mojego życia, jego serce zabiło. Jeszcze raz. I kolejny. Po moich policzkach popłynęły łzy. Tym razem szczęścia.

Wciąż była nadzieja.

______________

Hej, hej, hej!

Kto tęsknił?

Ps. Kto jest waszą ulubioną postacią pojawiająca się w opowieści?

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz