83

79 4 1
                                    

- Chcesz mi wmówić, że to jest jadalne? - Hyler bez przekonania patrzył na moją kanapkę z kremem czekoladowym i ogórkiem.

- Jeśli chcesz, to się z Tobą podzielę

- Nie, dzięki jadłem na mieście.

- Kłamczuch. - Mruknęłam, biorąc kolejny gryz kanapki.

- A co mam powiedzieć? Nie chcę, bo to nie jest normalne połączenie jedzenia?

- Mhmm - pokiwałam głową. Do terminu zostało mi nieco ponad 2 tygodnie. Gdyby nie to pewnie również wątpiłabym w jadalność tego połączenia. Ale chyba nikt nie przebije mieszanki zapiekanki serowej z musem truskawkowym.

Dziwne połączenia jedzeniowe były tymi przyjemniejszymi dolegliwościami ciążowymi. Bolało mnie dosłownie wszystko, począwszy od głowy, przez plecy po opuchnięte stopy.

A w nocy było najgorzej. Nie mogłam znaleźć sobie wygodnej pozycji, a ruchy Noah tego nie ułatwiały. Do tego skurcze pojawiające się nie tylko w nocy.

Podobnie było i tej nocy.

Na zegarze dochodziła 2 w nocy, a ja nie mogłam zasnąć i przewracałam się z boku na bok. Noah kręcił się niespokojnie i od czasu do czasu kopał mnie po żołądku i wątrobie.

Piętnaście po trzeciej wstałam z łóżka i poszłam do łazienki za naglącą potrzebą. Wracając do pokoju poczułam jak tam na dole robi mi się mokro i ciepło jednocześnie.

Ogarnęła mnie panika.

Nie. Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowa.

- Hyler. - powiedziałam drżącym głosem. - Hyler, wody mi odeszły.

Początkowo Hyler mruknął coś w odpowiedzi, ale gdy dotarł do niego sens moich słów, zerwał się się z łóżka, o mało nie rozbijając sobie głowy o kołyskę.

- To już? - zapytał, wciąż jeszcze nie do końca rozbudzony.

- Nie, kurwa, za rok. - Warknęłam, czując kolejny skurcz. Starałam się trzymać fason, ale w środku panikowałam. Nie jestem gotowa, by urodzić Noah. To za wcześnie.

- Spokojnie, oddychaj - po sekundzie znalazł się obok mnie i złapał mnie za rękę. Pomógł mi przejść odległość dzielącą łazienkę od łóżka. - Zaraz zadzwonię do Centrum Naukowego. Oddychaj. Będzie dobrze.

- Zostaw takie gadanie dla kogoś innego i mnie nie wkurwiaj.

- Dobrze, już się nie odzywam.

~***~

Cztery godziny później tuliłam maleńkiego Noah. Byłam zmęczona porodem, ale szczęśliwa. Strach, który wcześniej odczuwałam, gdzieś znikł i zastąpiła go radość.

- Nie uwierzysz ilu dziennikarzy i paparazzi jest na zewnątrz. - Powiedział Hyler wchodząc do sali.

- Skąd oni wiedzą, że urodziłam? Przecież nie wiedział nikt poza nami i lekarzami... Powiedziałeś Raunowi?

- Może... Nie mogłem mu nie powiedzieć.

- A on przekazał prasie. Mogłeś mu powiedzieć, żeby tego nie robił.

- Na przyszłość będę pamiętać. Karmiłaś go już?

- Tak, jak Cię nie było. Dłużej się nie dało?

- Musiałem ochłonąć. Nie co dzień rodzi mi się syn.

- Ale, że niemal godzinę?!

- Musiałem przebić się przez tabor paparazzi i dziennikarzy. Trochę to trwa.

- Powinieneś się cieszyć, że Cię nie stratowali. - Położyłam Noah do łóżeczka. - Nie jedziesz się przespać do domu? Wiesz, że jest dopiero 7? Nie musiałeś iść do CZI?

- Miałem, ale wolę zostać tutaj, z Tobą i naszym synem.

- Okej, ale bądź cicho w miarę możliwości. Chce się trochę przespać.

~***~

Już następnego dnia zostałam wypisana z Noah do domu. Dostanie się tam nie należało do najłatwiejszych, gdyż jak można było się tego spodziewać, wielu dziennikarzy koczowało pod budynkiem KCN. Wiązał się z tym przymus wyglądania co najmniej przyzwoicie, więc chyba nikogo nie zdziwi fakt, że odwiedził mnie Lead, przynosząc sukienkę i kuferek z akcesoriami do makijażu. Musiał w końcu zatuszować jakoś moje cienie pod oczami.

Gdy wyszliśmy już z budynku, pozwoliliśmy zrobić kilka zdjęć, przy czym starannie ukrywaliśmy twarz Noah. Wielu pytało również o imię, gdyż go nie ujawnialiśmy. Zamierzaliśmy zrobić to na oficjalnym nadaniu dziecku imienia i przyjęciu go do rodziny prezydenckiej.

Moje życie zamieniło się w nieustanną rutynę. Karmienie, przewijanie, spanie. I tak w kółko.

Już kilka dni po narodzinach Noah postanowiliśmy, że mały w nocy będzie spał z nami w łóżku. Dlaczego? A no dlatego, że jakoś nie miałam sił wstawać co 3 godziny, brać go na ręce, siadać na fotelu, karmić, a potem znów odkładać do łóżeczka i za 3 godziny cykl powtarzamy.

Z kolei po tygodniu opracowaliśmy system nocnych karmień, dzięki któremu zarówno ja, jak i Hyler względnie się wysypialiśmy. Polegał on na tym, że ja karmiłam Noah o 1 w nocy i o 7 rano, a Hyler wstawał do niego o 4. De facto, Hyler kładł się spać razem ze mną, czyli o 1, ale z kolei spał od 4 do 10. Więc taki układ był dla nas najlepszy.

W międzyczasie zaczęły się igrzyska, ale Hyler traktował je całkowicie lekceważąco. Jeździł do CZI tylko, gdy naprawdę musiał, bo coś nie mogło obyć się bez jego obecności lub rano, aby ustalić pracownikom grafik. Pozostały czas spędzał w domu, pomagając mi, a także od czasu do czasu samemu zajmując się synkiem, bym mogła odpocząć. 

_____________________

Cieplutkie pozdrowienia dla wszystkich 😘

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon