81

97 5 1
                                    

 Zgodnie z zapowiedzią następnego dnia udaliśmy się do lekarza. Wykonane przez niego badań nie tylko potwierdziły ciążę, a także wykazały, że jestem w 4 jej tygodniu. Lekarka kazała mi przyjść na kolejną wizytę za trzy tygodnie i na tym się skończyło.

Przez kolejne 2 tygodnie czułam się świetnie, nie licząc sporadycznych mdłości i bólu głowy. A potem zaczął się armagedon.

W ekspresowym tempie Hyler dostał zakaz używania niegdyś ulubionego zapachu jego perfum, a służba równie szybko przyzwyczaiła się do moich dziwnych zachcianek, o dziwnych porach dnia i nocy.

Kilka dni po mojej trzeciej wizycie u lekarza, dostaliśmy z Hylerem zaproszenie od Rauna i Lisistraty. Właśnie przeprowadzili się do nowego apartamentu i urządzali parapetówkę.

- Idziemy pod warunkiem, że się nie upijesz. - Powiedziałam, gdy tylko Hyler mnie o tym poinformował - Nie zamierzam się na Ciebie wkurzać, a tym bardziej na drugi dzień zajmować się moim skacowanym mężem.

- Zrozumiane. Mam zakaz na picie czegokolwiek mocniejszego niż kompot.

- Tego nie powiedziałam. Chcę, żebyś wrócił ze mną w miarę trzeźwy.

- Cokolwiek rozkażesz, moja wspaniała żono. - Powiedział, z uśmiechem na twarzy. - Nie wiem tylko co im kupić? Może... - Nie dokończył, bo oberwała w głowę poduszką. - Za co? - zapytał z wyrzutem.

- Za żywota. A tak poważnie, to bądź cicho, bo w przeciwieństwie do Ciebie próbuję oglądać, a twoje gadanie mi w tym przeszkadza.

- Dobra, już się zamykam. Co ja z tobą mam. - Mruknął, podnosząc poduszkę z podłogi.

- Beze mnie twoje życie byłoby nudne.

- Fakt - odparł i oddał mi poduszkę. Włożyłam ją sobie pod głowę i skupiłam się na filmie.

~***~

Kilka dni później nadszedł dzień parapetówki. Hyler wrócił z CZI wcześniej, a ja już od samego rana przekopywałam szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.

Już kilka minut przed jego przyjściem, zaczęłam się szykować. Zakręciłam włosy, delikatnie pomalowałam rzęsy i usta. Potem poszłam się ubrać w przyszykowane kilka minut wcześniej ubrania.

- Hyler, ja nigdzie nie idę. - Powiedziałam, próbując zapiąć guzik spodni od Lead przyniesione kilka dni przed moimi ostatnimi badaniami. - Nie mam się w co ubrać. - Jęknęłam załamana. Jeszcze tydzień temu były na mnie dobre.

- Zadzwoń do Leada. Powinien mieć na stanie coś w odpowiednim rozmiarze - zza framugi wyjrzał niemalże gotowy do wyjścia Hyler, szczerząc przy tym swoje idealnie równe zęby.

- Na moje nieszczęście ma już dzisiaj plany i nie ma go w pracowni.

- To ubierz sukienkę. Masz ich pełno w szafie.

- Jeśli nie zauważyłeś, za oknem pada śnieg, a wszystkie sukienki, jakie mam są z krótkim rękawem. Nie chcę marznąć.

- Będziesz mieć przecież płaszcz. Poza tym sprawdzałaś w garderobie? Powinno tam być coś, co sprosta twoim wymaganiom.

- Właśnie, garderoba. - Wstąpiła we mnie nadzieja - Dzięki misiaczku. Co ja bym bez Ciebie zrobiła.

- Prawdopodobnie nic.

- Aż tak sobie nie schlebiaj. Kaleką nie jestem - odgryzłam się zdejmując spodnie i idąc do garderoby.

Zgodnie z podpowiedzią Hylera, w garderobie znalazłam wszystko, co było mi potrzebne. Wybrałam więc ciemnoczerwoną sukienkę za kolano, czarne kozaki za kolana, bez obcasów i czarny płaszcz z futerkiem. Ubrałam się w środku i poszłam pokazać się mężowi.

- Jak wyglądam? - zapytałam, zamykając drzwi na korytarz.

- Jak marzenie - powiedział Hyler. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i dołączyłam do niego przy schodach.

Zeszliśmy na parter, gdzie lokaj otworzył przed nami drzwi wyjściowe. Od razu owiał mnie chłód. Przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka dni wcześniej byłam w ogrodzie w krótkim rękawie. Przypomniało mi to również, jak bardzo nie lubię kapitolińskiej zimy.

Czym prędzej wsiedliśmy do samochodu (nie limuzyny, bo za bardzo zwraca na siebie uwagę, a nam było to zbędne, zważywszy, że tak właściwie to jechaliśmy tylko w odwiedziny do znajomych).

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Okolica nie różniła się znacząco od tej, w której Raun i Lisistrata mieszkali wcześniej. Równie bogata i elegancka.

Wysiedliśmy z samochodu i wziąwszy przygotowany dla nich prezent, poszliśmy do środka.

Kilkanaście minut później Hyler poszedł w tany z Hilariusem Crane'em, jego znajomym z Akademii, a wygodnie rozsiadłam się na kanapie ze szklanką soku w dłoni.

- Więc czego napije się królowa melanżu? - zapytał Raun, siadając obok mnie. - Whisky, tequila czy czysta?

- Dziś nic nie piję. Kilka dni temu się przeziębiłam i jestem na lekach. A leków i alkoholu się nie miesza.

- Leki powiadasz? A wy z Hylerem nie spodziewacie się małego Marlerka? Albo małej Hysylki?

- Marler?? Hysylka? Wymyśliłeś to na poczekaniu, czy ćwiczyłeś przed lustrem? Poza tym, kto Ci takich głupot naopowiadał?

- Nie umiesz kłamać, Mar. Poza tym Hyler poprosił mnie, żebym z nim pojechał po wyniki, więc poznałem je przed Tobą.

- No dobra, ale nie mów Lisistracie.

- Ona nawet nie wie, kiedy bierzemy ślub. Gdyby wiedziała, każda plotkarska gazeta byłaby na nim obecna. No to mów. Który miesiąc?

- Końcówka trzeciego. Teraz Ty. Kiedy się hajtacie?

- Dwunastego maja. Na kiedy masz termin?

- Po co Ci to wiedzieć? - spojrzałam na niego unosząc brew.

- Chce wiedzieć, czy napijesz się na naszym weselu?

- No niestety. Termin mam na koniec czerwca.

- No to muszę przesunąć wesele, bo bez królowej melanżu się nie obejdzie.

- No niestety. A teraz buźka na kłódkę, bo Lisistrata się zbliża.

~***~

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Raun wie? - zapytałam Hylera, przy śniadaniu dnia następnego.

- Nie było okazji Ci o tym wspomnieć. Wybacz.

- Wybaczam. Ale nie mów nikomu więcej. Nie chcę, żeby cały Kapitol się dowiedział. Sam rozumiesz.

- Rozumiem. Spokojnie. Nikt więcej się nie dowie do momentu, aż sami zdecydujemy się o tym wszystkich poinformować.

- Dziękuję. Chcę jak najdłużej sama cieszyć się naszym szczęściem, bo gdy zobaczą mnie z brzuchem, zacznie się wyścig szczurów na nowinki na temat naszego maleństwa.

- Uroki bycia Snowem. Do zobaczenia kochanie - pocałował mnie w policzek i wstał z kanapy - Wrócę wieczorem.

- Pa, Misiaku. Kocham Cię.

- Ja Ciebie też - odpowiedział i zbiegł po schodach, a ja zostałam sama w wielkim apartamencie.

_________________________________________ 

Rozdzialik na dobranoc 😘


Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu