77

108 5 0
                                    

Jak wcześniej mówiłam, od Rauna wyszliśmy w stanie całkowitego upojenia alkoholowego, przez co nie pamiętam jak znalazłam się w łóżku. Następnego dnia miałam do czynienia z tą mniej przyjemną częścią upojenia alkoholowego - kacem.

Gdy wstałam, Hylera oczywiście już nie było. Jakoś nie miałam do tego głowy. Jedyne, o czym myślałam, to o tym jak bardzo chce mi się pić. Zwlekłam się z łóżka i poszłam najpierw do łazienki, a następnie do kuchni. Wlałam w siebie jakąś litrę wody i wyszłam na balkon.

Świeże powietrze pomogło na kaca. Oczyściłam nieco umysł i wróciłam do pokoju. Wyjęłam płótno z szafy i postawiłam je na sztalugę. Zmieszałam farby na paletce zaczęłam malować zarysy za pomocą wąskiego pędzelka.

Po kilku godzinach miałam przed sobą gotowy obraz różanego ogrodu za oknem. Zakręciłam wszystkie tubki z farbą i poszłam umyć używane pędzle. Potem wytarłam paletkę. Schowałam wszystkie przybory do szuflady i poszłam do kuchni coś zjeść.

W lodówce nie było niczego gotowego, więc zabrałam się za zrobienie naleśników. Po kilkunastu minutach miałam talerz pełen parujących placków. Wyjęłam jeszcze syrop czekoladowy z lodówki i polałam nim naleśniki. Udekorowałam całość truskawkami, poszłam do salonu i włączywszy telewizor zabrałam się do jedzenia. W telewizji nie leciało nic ciekawego. Jak zwykle jakieś tandetne seriale miłosne (Straceńcy są w tej kwestii wyjątkiem).

Wpadł Lead po kilka rzeczy z mojej szafy. Jak zapowiedział Hyler nie udało mi się nic z niego wyciągnąć. Dałam sobie spokój z przekonywaniem go, bo to i tak nic nie zmieniało. Ale na podstawie tego co wziął ze sobą mogłam wywnioskować, że tam, gdzie jedziemy będzie ciepło, jeżeli nie gorąco.

Około 18 do domu wrócił Hyler. Nie miałam siły robić obiadu, więc wysłałam Dalię do kuchni, żeby coś przyniosła. Kilka minut później przed nami wylądowały dwie porcje spaghetti z klopsikami.

Było smaczne, ale mimo to połowę oddałam Hylerowi. Po kolacji poszłam się umyć i położyłam się spać. Niedługo później Hyler poszedł w moje ślady, kładąc się obok mnie.

Rano obudziłam się przed Hy'em. Po cichu wstałam. Poszłam do łazienki, a następnie udałam się do kuchni. Zaparzyłam sobie kawę i dolałam do nie tonę śmietanki i dodałam 2 łyżeczki cukru. Zrobiłam sobie kilka gofrów, obficie polałam je syropem klonowym i poszłam do salonu. 

Hylera chyba zwabił zapach kawy, bo już kilka minut później wyszedł z pokoju, udał się do kuchni i wrócił z niej z kubkiem pełnym parującego napoju bogów. Podsunęłam mu talerz z niedojedzonymi przeze mnie goframi, ale pokręcił głową. 

Po wysiorbaniu kubka kawy poszłam się ubrać według zalecenia Hylera, czyli lekko. Wybrałam czerwoną sukienkę w duże kwiaty i ulubione sandałki. Widać Lead specjalnie je zostawił na podróż. Mój stylista bardzo dobrze mnie zna. Włosy spięłam w koka i upięłam go dodatkowo wsuwkami

Wyszłam z pokoju i usiadłam na kanapie. Kilka minut później Hyler również opuścił swój pokój, ubrany w krótkie spodenki za kolana i białą, luźną koszulę. Zeszliśmy na parter gdzie czekały na nas walizki. Służba uwijała się jak w ukropie wnosząc je do samochodu. Lead podał mi ciemne okulary i życzył bezpiecznej podróży. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wyszłam z budynku Pałacu Prezydenckiego. Wsiedliśmy z Hylerem do samochodu i po wpakowaniu wszystkich walizek do bagażnika, pojechaliśmy w stronę przedmieść Kapitolu, gdzie mieści się lotnisko poduszkowców.

Gdy zobaczyłam maszynę instynktownie zaczęłam się cofać. Jedyne wspomnienie, jakie łączyło mnie z poduszkowcami to igrzyska i seria nieprzyjemnych zdarzeń. Hyler zaczął mi szeptać do ucha, czym nieco mnie uspokoił. 

Wsiedliśmy do poduszkowca. Wnętrze było inne niż się spodziewałam. Bardziej przypominało wnętrze pociągu, którym jedzie się do Kapitolu niżeli poduszkowiec którym leci się na arenę igrzysk. Hy posadził mnie na fotelu zapiął pas. Po chwili on też usiadł i powtórzył czynności informując mnie, że w czasie lotu można przemieszczać się po pokładzie.

Lot minął stosunkowo szybko. O 15 czasu Kapitolijskiego byliśmy na miejscu. Od wejścia przywitał nas sztab jakiegoś ważnego urzędnika z zastępem służby. Wsiedliśmy do limuzyny i przejechaliśmy przez całkiem piękne miasto i chodź nie dorastało Kapitolowi do pięt, zapierało dech w piersiach.

Limuzyna zatrzymała się przed wysokim budynkiem hotelu. Obsługa zajęła się wypakowywaniem naszych bagaży, a nas zaprowadzono do przestronnego apartamentu złożonego z 4 pomieszczeń - ogromnego salonu, sypialni, łazienki i sauny. W salonie znajdowało się okno balkonowe przez które widać było ocean.

Nasze bagaże zostały przyniesione do pokoju i chwilę później podano kolację.

Po kolacji złożonej z  tradycyjnego jedzenia Hyler i ja udaliśmy się na plażę. Hotel stał niemalże na samym jej skraju. Póki nie zrobiło się tak ciemno, że nic nie było widać, spacerowaliśmy brzegiem wody, trzymając się za ręce i rozmawiając na niezobowiązujące tematy. Wspominaliśmy również nasze zaręczyny, które odbyły się przecież w podobnej scenerii.

Gdy całkowicie się ściemniło, wróciliśmy do hotelu i po szybkim prysznicu (wspólnym) udaliśmy się do sypialni. Nie spaliśmy jeszcze długo po położeniu się do łóżka.

_______
Jej, wyrobiłam się.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now