2

329 11 0
                                    

Obudziło mnie pewne pytanie dzwoniące mi w głowie: „Czemu zignorowałam całkowity fakt, że facet jest ode mnie starszy o jakieś 35 lat?" Oczywiście, że spędziłam całą noc na myśleniu o nim. A pierwsze co zrobiłam po obudzeniu to sprawdziłam jego Instagram.

Podniosłam się i przetarłam dłonią twarz. Wsunęłam bose stopy w czarne klapki i przywdziewając jasną koszule plażową dźwignęłam się z łóżka lekko przeciągając. Zaraz miała dojść 8 rano. Lena jeszcze spała, a ja postanowiłam, że wyjdę na ten targ, co to zapomniałam wczoraj. A że lepiej iść zanim ludzie wykupią lepsze sztuki, to umyłam jedynie zęby i twarz. Przy wyjściu już ubrałam czarne szorty dresowe i chwytając moją szmacianą torbę po cichu wyszłam, żeby nie budzić przyjaciółki.

Zaciągając się świeżym powietrzem od razu przybyło mi energii. Przeczesując palcami potargane włosy ruszyłam przed siebie. Do targu przy Ala Moana Blvd miałam około 15 minut na piechotę. Zdając sobie sprawę, że zapięłam koszule tylko na dwa guziki na wysokości biustu, złapałam jej dwa końce i związałam nad pępkiem. Od razu lepiej. Nie fatygowałam się rano stroić do ludzi, bo to jedynie targ. Kupię owoce, może jakieś warzywa i wracam. Zresztą komu potrzebny stanik?

Faktycznie ludzi było więcej, niż ostatnim razem, bo przyszłam z godzinę później. Na szczęście udało mi się natrafić na wyjątkowo piękne owoce. Nabrałam bananów, kiwi, brzoskwiń, jeszcze kilka warzyw na obiad i oczywiście zdając sobie sprawę z tego w co się pakuje, zamierzałam wziąć arbuza.

- Witam, poprosiłabym jedną połówkę.- poprosiłam, wskazując palcem na owoce przede mną. Kobieta chwyciła foliową torebkę, aby mi go zapakować.- O nie, dziękuje, ale mam swoją torbę.- uśmiechnęłam się grzecznie, na co tylko podała mi owoc. Ciężki był, nie powiem, że nie, ale że ja ubóstwiam arbuzy, to nie mogłam się oprzeć.

- Znowu się spotykamy.- usłyszałam znajomy głos za plecami, kiedy z trudem próbowałam wepchnąć arbuza do torby, w której jak widać nie było już dla niego miejsca. Był to nikt inny jak Kirk.- Pomoc ci?- zaśmiał się widząc moje zdenerwowanie.

- Nie, nie, dam radę.- poprawiłam sobie arbuza pod pachą i uśmiechnęłam do niego.- Widzę, że też robisz zakupy.- zagadnęłam spoglądając na jego torby.

- A tak, przychodzę co parę dni.- przyznał się, a ja poprawiłam pod pachą arbuza, który był zdecydowanie większy, niż te u nas w kraju. Wyhodowany w tropikach, wyglądał bardziej jak modyfikowany genetycznie i nafaszerowany hormonami. Ale wszystko co na tym targu, to pochodzi z miejscowych upraw, wiec jakąś inną hawajską magią go wzbogacili. Uśmiechnęłam się do Kirka szeroko, będąc mimo tego cholernego arbuza szczęśliwa jak dziecko widząc go znowu.

- Alicja?- wyrwał mnie nagle. Kurwa, chyba się na niego patrzyłam zbyt intensywnie.

- Tak?- palnęłam zdezorientowana.

- Może jednak pomóc ci to zanieść?- spojrzał z politowaniem na obciążoną zakupami mnie. Chyba mógłby mi pomóc, bo czułam, że nie dam rady z tym, naprawdę.

- Tak, jeśli mógłbyś...

- Chodź za mną.- nakazał udając się alejką ku wyjściu ze straganów.

Myślałam, że mi pomoże. Mimo to poszłam za nim. Znaleźliśmy się na parkingu i zaraz obok jakiegoś auta, na które zwróciłam uwagę dopiero kiedy Kirk się przy nim zatrzymał i położył torby na ziemi. Wyciągnął z kieszeni kluczyki i otworzył ciemnosrebrnego mercedesa. Spojrzałam na samochód. Podeszłam od drugiej strony, aby się mu przyjrzeć wciąż taszcząc torbę pełną owoców na ramieniu.

- Daj to.- w końcu wziął ją ode mnie i wsadził do bagażnika. Po zapakowaniu wszystkiego podszedł do mnie i stanął obok patrząc się w to miejsce co ja, czyli na front auta.

Hawaii || Kirk HammettWhere stories live. Discover now