— Jak idzie praca, panno Lauvelon?
Pociągnięte barwnikiem wargi Mai wygięły się w ponurym uśmiechu. Nastał definitywny kres jej spokoju.
— Małżonka nie wszcznie ci awantury za samą rozmowę ze mną, Merranie? — odparła, kładąc nacisk na samo imię mężczyzny. Omiotła go powłóczystym spojrzeniem.
— Nie — oparł się dłońmi o blat stołu i nachylił nad planem, śledząc wzrokiem naniesione na rysunek oznaczenia — bo właśnie wyszła.
Mimo pobrzmiewającej w głosie Merrana powagi Mai dostrzegła przekorny błysk w jego ciemnych oczach, zdradzający tłumione w sobie rozbawienie, jakby z przyzwoitości nie chciał wyśmiewać fanaberii żony. Nic jednak panna Lauvelon na to nie rzekła, wskazała jedynie Verhmarowi miejsce obok siebie.
— Co ustaliliście z braćmi?
— Przypuszczamy, że to, co mamy znaleźć, dotyczy działalności naszego ojca, zapewne handlu. Może jakiś przemyt? — zasugerował niechętnie Merran. — Najprawdopodobniej szukamy jakiegoś pisma, pliku dokumentów bądź koperty. — Obszedł stół i usiadł na ławie, lecz w takiej odległości, by nie dotknąć dziewczyny nawet łokciem. — Czegoś, co można łatwo przekazać królowi. — Zerknął na Mai z ukosa. — Wiesz, gdzie to znajdziemy?
— Evallthan jest człowiekiem nieufnym i podejrzliwym, coś tak cennego musi trzymać blisko siebie. — Zmarszczyła brwi, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią, choć tak naprawdę już ją znała, ale ten długo wyczekiwany moment, gdy wreszcie liczono się z jej zdaniem, był tak upajający, aż musiała się nim ponapawać. — Jego gabinet. Jest strzeżony… niedostępny, zamykany na dwa różne klucze, z czego jeden zawsze nosi przy sobie Evallthan, a drugi jego syn. Bez pomocy kogoś z wewnątrz nikt nie dostanie się do środka.
— Mamy jedynie jego syna — mruknął cicho Merran. — I żadnej gwarancji na powodzenie.
Poruszył palcami posiniaczonej dłoni, a wstępujący na jego twarz grymas bólu przysłonił odbite na obliczu zakłopotanie. Wyraźnie nie popierał metody młodszego brata, lecz było to — jak powtarzał Veiron — zło konieczne. Zło, po które Mai nie miała oporów sięgać. Jak mawiał jej ojciec: „Wszystko jest dozwolone, jeśli przynosi korzyści”. W tym starciu nie było dobrych rozwiązań ani miejsca na kompromis — zwycięzca będzie tylko jeden. Przetrwa tylko jeden. Dla Mai złoto i władza nie miały znaczenia, bo stawką w tej grze była jej przyszłość.
— Kiedy go wypuścicie?
— Gdy Kieran z Kasenem ustalą, który z nim pojedzie.
Wzrok Mai skierował się w stronę sprzeczających się mężczyzn, lecz dziewczyna nie dostrzegła żadnego z nich. Obaj musieli wejść już do środka. Może o to się kłócili?
— Ktoś musi go pilnować po wyjeździe. Żyjąc w cieniu strachu, powinien milczeć — dodał Merran, dostrzegając, w jakim kierunku dziewczyna patrzyła. — Kasena bardziej się boi, ale Kierana na pewno Evallthan nie zna, czego przy Kasenie nie możemy być pewni.
— Wciąż może wszystko powiedzieć ojcu — mruknęła Mai nieobecnym głosem. — Nie wypuszczajmy go, niech Kasen zmusi go do napisania listu, że nie przybędzie do Taalerh.
— Evallthan nie przyjmuje odmowy. — Potrząsnął głową. — Musimy zaryzykować, więcej i tak nie możemy już stracić.
— Co z tego, że będziecie wiedzieć gdzie iść, jeśli nie wejdziecie do środka?
Merran uśmiechnął się pobłażliwie i wskazał na plan.
— Ty się zajmij rysowaniem, resztę zostaw nam.
YOU ARE READING
Traitor's Oath
FantasyRodzeństwo Verhmar nie łączy nic więcej poza nazwiskiem, nawet rodzinna tragedia nie jest w stanie ich do siebie zbliżyć. Kiedy lord Teamis umiera, najmłodszy Carven jest gotów na wszystko, by odziedziczyć jego majątek wbrew mającym go za nikczemnik...
21. Wszystko jest dozwolone, jeśli przynosi korzyści
Start from the beginning