68

140 7 2
                                    

Gdy tylko wywiad się skończył, jak na igłach zaczęłam wyczekiwać jego powrotu. Byłam zawiedziona i zła na niego. Obiecał, że 67 Głodowe Igrzyska będą ostatnimi, które będzie organizował. A tu proszę. Wcale nie. I to jeszcze jego "mam nadzieję, że jeszcze zobaczymy się w tym programie w następnych latach".

Obiecał mi to jeszcze w dystrykcie. Że skończy z igrzyskami. Że te będą jego ostatnimi.

- Jean, wróciłem — usłyszałam, jak wchodzi na górę — Co się stało? - zapytał gdy tylko przekroczył próg salonu.

- Jeszcze masz czelność pytać?! — krzyknęłam, zrywając się z fotela — Obiecałeś, kurwa! Obiecałeś!!

- Ale o co Ci chodzi? — zapytał, podchodząc do mnie.

- I jeszcze to: Mam nadzieję, że jeszcze zobaczymy się w tym programie w następnych latach. Wiesz co?! Zawiodłam się na Tobie!

- O czym Ty mówisz?! Bo nie rozumiem?! — teraz to on krzyknął.

- Nie pamiętasz, jak kilka miesięcy temu obiecałeś, że to będą ostatnie igrzyska!? Obiecałeś, że ostatni raz przykładasz rękę do tej rzezi! A teraz co? Mówisz na antenie, że masz nadzieję wrócić! Zdecyduj się człowieku! — krzyknęłam i już chciałam go wyminąć, gdy złapał mnie za ramię.

- Jean, ja przepraszam. Mój ojciec... — Nie pozwoliłam mu skończyć.

- Przestań zasłaniać się ojcem! — krzyknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku. Zbiegłam po schodach i wyszłam z pałacu. Wsiadłam do wciąż jeszcze niezaparkowanej w garażu limuzyny i nakazałam szoferowi zawieść się do Ośrodka Trybutów. Awoks posłusznie wykonał polecenie. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Telefon cały czas mi wibrował, a na wyświetlaczu pokazywał się numer Hylera. Nie odebrałam ani razu. 

Wysiadłam z limuzyny i kazałam szoferowi wracać. Zadzwoniłam jeszcze do Allysy, na wypadek gdyby Hyler do niej dzwonił i poprosiłam, żeby albo nie odbierała, albo żeby powiedziała, że jestem u niej i nie chce go widzieć. Zgodziła się bez wahania i nawet nie pytała, gdzie jestem.  Wyciszyłam urządzenie i schowałam do kieszeni.

Weszłam do budynku lekkim krokiem, poprawiając założoną w biegu kurtkę. Żaden strażnik mnie nie zatrzymał, bo doskonale mnie rozpoznawali. Wsiadłam do windy i bez wahania wcisnęłam przycisk z 4. Drzwi się zamknęły, a ja modliłam się w myślach, żeby Finnick jeszcze nie spał. 

Winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i się zatrzymała. Drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam znajome wnętrze. Nic nie zmieniło się od zeszłego roku. 

- Jean? — usłyszałam męski głos, tak doskonale mi znany.

- Finnick — odparłam, patrząc na niego. Był ubrany w szorty koloru khaki i czarną koszulkę. Włosy miał w nieładzie, a na twarzy gościł zawadiacki uśmiech.

- Nie stój tak, wchodź — powiedział.

Weszłam do środka. Apartament Czwórki utrzymany był w niebieskich i białych barwach, dokładnie tak jak zapamiętałam. Finnick wziął mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju. 

- Opowiadaj, co się stało. Co ten twój mężulek odwalił? — zapytał gdy usiadłam na jego łóżku i zdjęłam kurtkę.

- Po pierwsze, jeszcze nie mężulek. A po drugie — szkoda gadać. Opowiadaj raczej co u Ciebie. Potrzebuję się odciąć od kapitolińskiej rutyny.

- W sumie to wiele się nie działo od twojego Tournée. Klasyczne życie zwycięzcy. Nic nie musisz robić. Trochę pracowałem na łodziach, pomagałem jak i przed zwycięstwem.  Mów jak Ci się układa ze Snowem. Jesteś tu szczęśliwa, czy powinienem Cię ze sobą porwać do Czwórki i tam poślubić? - zapytał zadziornie, siadając obok mnie i obejmując ramieniem.

- A co to ma do rzeczy, czy jestem szczęśliwa. Stary Snow postawił mi ultimatum i jeśli tu nie zostanę, to zabije mi rodzinę i nie będę miała życia w Dwunastce, więc prędzej czy później i tak wrócę.

- Widzę, że nie tylko na mnie się uwziął — powiedział Finnick smutno.

- Co kazał Ci zrobić? - zapytałam, nieco przerażona, obracając się twarzą do niego. Finnick przełknął ciężko ślinę.

- Mam oddawać się co rok, gdy będę tu przyjeżdżał, albo zabije moich bliskich — powiedział po krótkiej chwili ciszy — Kapitolijki za mną szaleją, mówił mi to już dwa lata temu, gdy przyszedł do mnie po igrzyskach. Nie oddał mnie im tylko dlatego, że byłem za młody — uśmiechnął się smutno. 

- Tak mi przykro 

- Nie twoja wina, skarbie - powiedział i wpił się w moje usta. Nie hamowałam się. Oddałam pocałunek. Olać Hylera. Okazał się kłamcą i wiarołomcą. 

Finnick bawił się brzegiem mojej koszulki, jakby niemo pytając o pozwolenie. Szybkim ruchem zdjęłam jego koszulkę, tylko na moment przerywając pocałunek. On również zdjął moją i rzucił ją gdzieś w kąt. Usiadłam mu na kolanach i pogłębiłam pocałunek.

Po kilku sekundach Finnick niespodziewanie przerwał.

- A  co z twoim narzeczonym? - zapytał

- Pieprzyć go - odparłam i wpiłam się w jego usta

____________________________

Tak wiem. Nie ładnie tak przerywać, ale kompletnie nie umiem pisać takich scen. Wybaczcie, ale nie umiem i nie chcę tego spieprzyć.

Ps. Tak wiem że to dziś już drugi rozdział, ale ten moment chodził za mną od tygodnia i musiałam go napisać.

Pss. Kto tęsknił za Finnickiem?

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now