Rozdział pierwszy

33.5K 1.2K 349
                                    

Kurwa mać!

Nie mogłam w to uwierzyć. Pierwszy raz w życiu byłam spóźniona na posiedzenie rady nadzorczej. Pan Barret, mój szef, od kilku tygodni codziennie przypominał wszystkim o tym wydarzeniu, a mnie akurat dziś padł akumulator, a taksówka stanęła w korkach. Ostatnie dwie przecznice biegłam w szpilkach, klęłam w myślach na cały świat i miałam wrażenie, że gorzej być nie mogło. A jednak... Gdy wpadłam do budynku, rozejrzałam się po lobby i od razu ruszyłam w stronę wind. Prawie nigdy z nich nie korzystałam, bo starałam się chociaż minimalnie dbać o kondycję i codziennie pokonywałam kilka rundek po schodach. W nerwach przeskakiwałam z nogi na nogę, czekając aż jedna z wind dotrze na parter. Spojrzałam na zegarek. Rada nadzorcza zaczęła się ponad kwadrans temu, ale moje nerwy nie były spowodowane tym, że przez spóźnienie mogłam być zwolniona. Absolutnie. Chodziło o to, że nie chciałam zawieść mojego szefa, który traktował mnie bardzo dobrze. To była moja wymarzona praca, której mogłam się poświęcić. Dawało mi to ogromną satysfakcję i wystarczające dla mnie pieniądze.

Winda przyjechała dosłownie po chwili, weszłam do niej i wcisnęłam numer najwyższego piętra budynku. Odliczałam w głowie sekundy i dokładny czas mojego spóźnienia, ale, jak na złość, winda zatrzymała się na którymś piętrze. Wywróciłam oczami, że ktoś akurat teraz chciał jechać tą samą windą.

-Dzień dobry – uśmiechnęłam się uprzejmie do mężczyzny, który wszedł do środka i stanął naprzeciwko mnie.

Codziennie mijałam się tutaj z wieloma osobami, których imion w większości nie znałam. W budynku kilka wielkich firm miało swoje biura i siedziby, a ludzie przemykali obojętnie obok siebie.

-Dzień dobry – odpowiedział brunet, a następnie wyciągnął z kieszeni eleganckich garniturowych spodni telefon i zerknął na ekran. Zauważyłam zdenerwowanie na jego twarzy.

-Też jest pan spóźniony? – zagadałam i wyciągnęłam dłoń, by winda szybciej się zamknęła.

Mężczyzna chciał zrobić dokładnie to samo. Nasze dłonie spotkały się na przycisku. Odruchowo cofnęłam rękę i schowałam ją za siebie, opierając się o lustro. Zerknęłam, że mój współpasażer nie wybrał piętra, więc jechał tam gdzie ja. Przyjrzałam mu się, ale nie kojarzyłam kto to był.

-Tak. W Nowym Jorku nie da się być nie spóźnionym – odpowiedział, wywracając oczami.

Uśmiechnęłam się.

Winda ruszyła.

Znowu zaczęłam odliczać w myślach, że już za chwilę, już za momencik, wyjdę z niej i pobiegnę do sali konferencyjnej, która znajdowała się po prawej stronie od windy, na końcu długiego na kilkadziesiąt metrów korytarza.

I nagle coś strzeliło.

Zazgrzytało.

Na sekundę zgasło światło.

Winda stanęła.

Myślałam, że to jakiś żart.

Spojrzałam na mężczyznę, a on na mnie.

Potem oboje spojrzeliśmy na panel sterujący, który cały podświetlił się na biało, jedynie przycisk POMOC migał na czerwono

-To niemożliwe... - wydusiłam z siebie i wezwałam pomoc.

Wcisnęłam przycisk kilkukrotnie, aż w końcu z głośnika usłyszałam głos ochroniarza.

-Proszę państwa, proszę zachować spokój. To chwilowa awaria. Zaraz ponownie uruchomimy windę – głos mężczyzny nie brzmiał przekonująco.

Znowu zerknęłam na telefon. Moje spóźnienie wynosiło już ponad dwadzieścia minut. W dodatku całkowicie straciłam zasięg.

Minęła minuta, dwie, pięć... Po dziesięciu zaczęłam się naprawdę denerwować. Znowu wezwałam pomoc.

Dyrektor generalny - ZOSTAŁA WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz