Jeśli raz skręcisz kostkę, to być może skręcisz ją po raz drugi. Musieliśmy być przygotowani na kolejną klęskę.

Nagle usłyszałam czyjeś kroki.

Zamarłam, a serce podskoczyło mi do gardła. Był środek nocy, nie miałam przy sobie niczego, czym mogłabym się obronić. Włosy zjeżyły się na moich rękach. Bałam się, że ktoś zaraz ściągnie mnie na dół, a później obudzi moich rodziców, którzy dowiedzą się o wszystkim. Nie chciałam, żeby ktoś mi to odbierał. Zauważyłam podłużny kawałek metalu leżący obok rozbitego szkła. Ostrożnie, starając się nie wydawać dźwięku, chwyciłam za jego koniec, żeby zaraz zacisnąć na nim obie dłonie. Trzymałam go, jakbym miała zaraz odbić piłeczkę, grając w baseball.

Ujrzałam pojedyncze promienie światła, jakby ktoś świecił latarką. Z każdą chwilą te luminacje stawały cię coraz mocniejsze. 

Nagle ktoś stanął obiema nogami na balkonie, kierując światło prosto na moją twarz.

Skrzywiłam się, oślepiona przez połysk latarki. 

— Kim jesteś?! — wypaliłam, zasłaniając oczy dłonią. 

— Lavigne? — usłyszałam krótkie prychnięcie.

Doskonale znałam ten męski głos. Prześladował mnie codziennie.

Wtem chłopak wyłączył latarkę, a ja mogłam go zobaczyć. Oświetlał go jedynie blask księżyca, jednak doskonale widziałam w ciemności. Miał rozwichrzone włosy i ubrany był tę samą ciemnozieloną bluzę, którą nosił dzisiaj na mundurku szkolnym. Rose wpakował ręce do kieszeni w spodniach i lustrował mnie drwiąco.

Leonce DeRose, ten pieprzony buntownik, stał naprzeciw. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą, mogłam skończyć o wiele gorzej.

— Co ty tutaj robisz? — wydusiłam jednym tchem.

— Co ty tutaj robisz? — powtórzył, wyraźnie podkreślając to, że zupełnie się mnie tutaj nie spodziewał. — Łał, chciałaś mnie tym zabić? — wskazał palcem na kawałek metalu, a ja natychmiast odłożyłam go na ziemię. — Śmiało, przynajmniej nie będą mnie za to podejrzewać — dopowiedział nieco ciszej.

Po chwili chłopak podszedł do barierki i oparł się o nią rękoma. Wzięłam głęboki oddech, to wszystko wydawało mi się niewłaściwe. Nie znosiłam jego obecności. Postrzegałam go, jako zapatrzonego w siebie dupka, który uwielbiał łamać zasady. Wydawało mi się, że czasem robił to nawet wbrew sobie tylko po to, żeby w odczuciu innych był nadal tym niezależnym, chłodnym typem, któremu nie można wchodzić w drogę.

— Chciałam, ale się rozmyśliłam — wzruszyłam ramionami, również kładąc ręce na poręczy, jednak o wiele dalej. — Wszyscy nie skończyli gadać o Enzo, poczekam, aż skończą im się tematy do rozmów. 

Leonce spojrzał na mnie kątem oka.

— Pytam poważnie... co ty tutaj robisz? — spytał nieco mniej cynicznie, niż wcześniej. — Nie sądziłem, że córka szeryfa wymyka się nocą z domu. Rodzice o tym wiedzą? — mówił dalej, znów zmieniając ton na nieprzyjemny.

Westchnęłam głośno.

— Daj mi spokój, Rose... — prychnęłam. — Co ty w ogóle możesz o mnie wiedzieć? Nie mam krat w oknie.

Wiedziałam, że brunet mógł mieć do mnie obiekcje ze względu na mojego ojca. On nie dawał mu ostatnio spokoju, cały czas mieszał go w tę sprawę, próbując odnaleźć mordercę. Zakładałam, że mogło go to męczyć, szczególnie jeśli nie miał niczego na sumieniu.

Lights Up W KSIĘGARNIACHDär berättelser lever. Upptäck nu