66

147 6 0
                                    

Rano obudziłam się w ramionach Hylera.

- Dzień dobry — powiedział z poranną chrypką — Jak się spało?

- Świetnie. Tylko dlaczego nie może być tak zawsze...

- To znaczy jak?

- No tak, że budzę się w twoich ramionach, a nie sama. Chcę, żeby tak było zawsze.

- Wiesz, że nie mogę. Mam obowiązki jako syn prezydenta, a także jako główny organizator igrzysk.

- Wiem — burknęłam. Nie chciałam się z nim kłócić, ale byłam na niego trochę zła, że pracował przy imprezie, na której prawie straciłam życie. Ale wiedziałam też, że nie robił tego z własnej woli. Stary Snow zmusił to do tego, by Hyler nabrał dystansu do dystryktów. Tyle że Hyler, zamiast się zdystansować, zaczął współczuć mieszkańcom dystryktów, a jego wizyta w Dwunastce tylko to w tym utwierdziła.  Już zaczynał coś planować, widziałam to w jego oczach. I nie były to kolejne igrzyska.

- Muszę już iść — powiedział, podnosząc się i wstając.

- Naprawdę musisz? - również się podniosłam — Bez Ciebie jest tu strasznie pusto. Jestem w tym apartamencie sama, nie licząc tej rudej flądry, stojącej w rogu salonu. 

- Jeśli chcesz zadzwonię do Rauna, żeby z Tobą posiedział — odparł i przysiadł na  brzegu łóżka. Przysunęłam się do niego.

- Nie chcę Rauna, tylko Ciebie — powiedziałam.

- Wiem, kochanie — objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy — ale niestety muszę. Obiecuję, że dzisiaj wrócę wcześniej, a jutro zostanę z Tobą cały dzień.  Co Ty na to?

- Przysięgasz na mały paluszek? - zapytałam dziecinnie, zginając wszystkie palce z wyjątkiem tego małego.

- Na mały paluszek — odpowiedział i splótł swój mały palec z moim — Obiecuję. A teraz naprawdę muszę iść — musnął ustami mój policzek. Nie chętnie go puściłam. Wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Wspominałam już, że nienawidzę być sama?!

W paskudnym humorze wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Po zakończeniu porannej toalety wróciłam do pokoju się  ubrać. Wybrałam czarne spodnie i granatowy top, kupiony dzień wcześniej.

Nie chciało mi się samej robić śniadania więc  kazałam rudej przynieść mi coś do jedzenia, a sama włączyłam telewizor. Służąca przyniosła mi śniadanie złożone z omletów na słodko polanych sosem czekoladowym, z truskawkami oraz dzbanek sokiem jabłkowym. Dodatkowo przyniosła również talerzyk z ciastem czekoladowo orzechowym przekładanym masą malinowo-śmietankową.

Po śniadaniu wróciłam do pokoju, wzięłam książkę od Hylera i usiadłszy na parapecie, zaczęłam ją czytać.

Po półtorej godziny skończyłam książkę i poszłam poukładać rzeczy kupione dzień wcześniej. Zajęło mi to czas do obiadu.

Na obiad Lyria (Ruda) przyniosła mi warzywną zupę krem z grzankami oraz potrawkę z kurczaka z kaszą i kukurydzą. Po obiedzie włączyłam telewizję i pozostała na kanapie do przyjścia Hylera.

Dwie godziny po obiedzie usłyszałam jak na parterze ktoś bardzo mocno trzaska drzwiami, a potem na piętro wszedł naprawdę wkurwiony Hyler. Tak złego widziałam go tylko raz - przy okazji zajścia z Jed'em*.

- Co się stało? - zapytałam

- To się kurwa stało - powiedział i rzucił na stolik zrolowany magazyn, a następnie zatrzasnął drzwi do swojej sypialni. Po krótkiej chwili w całym apartamencie słychać było głuche uderzenia w worek.

Czasopismo, które rzucił na stół, zaczęło się prostować, a ja była ciekawa co to tak rozwścieczyło. Już okładka mówiła sama za siebie.

 Już okładka mówiła sama za siebie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ci ludzie na podstawie jednej wizyty w centrum handlowym wyciągali takie wnioski? Nie dziwiłam się, że Hyler przyszedł tak wkurwiony.

Po jakichś 30 minutach Hyler przestał walić w worek, a po kolejnych 30 minutach wyszedł z pokoju i usiadł obok mnie na kanapie.

- Już sobie z nimi to wyjaśniłem - powiedział - Już wiedzą jak wielki błąd popełnili.

- To znaczy? Nie zrobiłeś nikomu krzywdy, prawda? - zapytałam, spoglądając na niego przestraszona.

- Nie martw się, nikt nie ucierpiał. Wykrzyczałem tylko co leżało mi na sercu.

- To dobrze - przytuliłam się do niego.

________________________________
*rozdział 48
Takie banialuki A pisałem je od tygodnia. No cóż. Nic nie poradzę. Mogę jedynie spróbować się poprawić.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now