IX. Instynkt wędrowca

11 3 2
                                    

Cola obudził ich przed samym świtem, by zajęli się rozpalaniem ognia, a sam udał się na polowanie. Nie mógł dorównać ani Warneriusowi ani Ennithowi w walce mieczem, ale okazał się być najlepszym łucznikiem z ich trójki, więc to jemu najczęściej powierzane było myślistwo. Pierwsza szarówka była idealną porą na łowy, gdyż wiele zwierząt udawało się wtedy do wodopoju. 

Umieściwszy rondelek z wodą nad płomieniami, Ennith wyciągnął nogi obok ogniska, rozkoszując się zaczynającym do niego docierać ciepłem. Ogarnęła go błogość i senność. Gdy woda zaczęła gotować się, wrzucił do niej parę listków herbaty i po chwili trzymał w dłoniach metalowy kubek z parującym, aromatycznym napojem. Jakże szczęśliwy był, że to nie jemu przypadło dzisiejsze polowanie. 

Cola wrócił gdy pierwsze promienie słońca zabłysły nad linią horyzontu. W dłoni trzymał przebitą na wylot strzałą samicę cietrzewia. Był to dość dorodny okaz, choć nie mógł ważyć więcej trzydzieści pięć uncji. Warnerius zajął się sprawnym oprawianiem kury, a Ennith podał Coli kubek herbaty. 

Mięsa nie było dużo. Wszystko co udało im się skroić z kury natarli solą i opiekli nad ogniem, kości wrzucili do wody i zagotowali na rosół. 

Ennith wziął bukłaki i udał się nad potok, by napełnić je wodą. Wschodnia ściana kanionu była dużo wygodniejsza do schodzenia i wchodzenia niż zachodnia, a dodatkowo widoczność za dnia była diametralnie lepsza, więc minęła krótka chwila nim Ennith stanął na brzegu Białego Potoku. 

Rozejrzawszy się wpierw, pochylił się nad taflą wartkiego strumienia i napełnił pierwszy i drugi bukłak. Gdy chciał zamoczyć w wodzie trzeci, ogarnęło go silne uczucie niepokoju. Miał wrażenie, że czyjś wzrok świdruje mu plecy, że jego ruchy są bacznie obserwowane. Wyprostował się powoli i rzucił wzrokiem na otaczające go ściany, na korytarz między nimi, ciągnący się na północ i południe, potem, starając się nadal wyglądać spokojnie i beztrosko, spojrzał w górę, na szczyt wschodniej i zachodniej ściany kanionu. 

Pusto. Wszędzie pusto. 

Przeczucie mogło być spowodowane dręczącym go niepokojem, może też niewyspaniem. A może rzeczywiście był obserwowany... przez jakieś zwierzę. Niezależnie jednak od wszelkich logicznych wytłumaczeń wiedział, że przeczucia nie należy lekceważyć. Nie można wpadać w panikę, ale lekceważyć też nie powinno się. Ludzie, którzy dużo podróżują w dziczy zdają się po pewnym czasie wykształcać pewien instynkt... albo po prostu rozbudzać go w sobie. Przeczucie pojawia się wtedy, gdy instynkt wyłapuje coś, czego umysł nie zdążył, nie skojarzył. Galvyn tłumaczył mu kiedyś co nieco o podświadomości, ale Ennith mało z tego zrozumiał. Nigdy nie nadawał się na człowieka nauki, zadowalał się podstawową wiedzą w większości dziedzin i nie miał dogłębnej potrzeby analizowania wszystkich elementów otaczającego go świata, jaką miał jego starszy brat. Ciekawiły go niektóre sfery życia, to prawda, ale nie był takim teoretykiem jak Galvyn, nie lubował się w uczeniu o rzeczach, których nie mógł doświadczyć i zaobserwować w wyraźny sposób. Dlatego też nie interesowało go skąd się bierze przeczucie, wiedział jednak, że niejednemu ocaliło już skórę i że nie powinien go bagatelizować. 

Rozejrzał się jeszcze raz, ale zawisła w powietrzu groźba zdała się wyparować, niebo pojaśniało. Schylił się ponownie i napełnił trzeci bukłak, następnie zajął się wspinaczką po wschodniej ścianie. Ostatni odcinek, choć najtrudniejszy, przebył dwa razy szybciej niż wczoraj, zapewne z powodu lepszej widoczności i częściowo zregenerowanych sił. 

Gdy wrócił do obozowiska, zapytał towarzyszy czy nie zauważyli nic niepokojącego w okolicy. 

— Nie wydaje mi się — rzekł Cola, zwijając swoją derkę. 

Szepty zamieciWhere stories live. Discover now