Rozdział 2

34 3 0
                                    

-Piękny występ, panie Tobias.- kolejny komplement jaki dzisiaj dostałem.

Nie przywykłem do takich rzeczy, dlatego miałem ochotę się gdzieś schować. Znaczy, nie tak, że nie lubiłem pochwał. To nie tak, po prostu było tego zdecydowanie za dużo. Mnie to tam raz wystarczy i po sprawie, a nie od każdego z osobna.
Upiłem łyk białego wina, którym mnie poczęstowano.
Stałem przy nakrytym kremowym obrusem stole, na którym można było podziwiać piramidkę z napełnionych kieliszków. Przyjrzałem się jej uważniej. Zastanowiłem się, jak długo ją ustawiali, żeby się tak elegancko prezentowała?

-Widać, że pańska muzyka od serca wygrywana. - spojrzałem za siebie, kiedy jakiś mężczyzna z kieliszkiem w dłoni odezwał się do mnie.

Blond włosy zaczesane do tyłu kontrastowały z pozłacaną, śnieżnobiałą maską, która zakrywała pół jego twarzy. Oczy zaś miał takie przenikliwe i niebieskie. Jak w nie tak patrzyłem, to mógłbym przysiąc, że widzę w nich oszlifowany szafir.
Ten biały garnitur, spod którego wystawała czarna koszula. Następny osobnik, który miał więcej klasy ode mnie.

-Dziękuję bardzo. - ukłoniłem się lekko. - Kocham to robić.- przeniosłem wzrok na obecnych.- Kiedy gram i widzę uśmiechy wszystkich, to szczęście wymalowane na twarzach to moje serce się raduje.- upiłem łyk wina.

-Rozumiem.- blondyn stuknął swoim kieliszkiem o mój. -Takie uzdolnione serce musi być bardzo wrażliwe, ale zarazem zranione, mam rację? -widząc moją minę uśmiechnął się.- Wy, artyści płacicie największą cenę za swój dar.- miałem wrażenie, że znalazłem kogoś, poza nielicznymi osobami z mojego otoczenia, kto mnie doskonale rozumie.

-To prawda. -przytaknąłem mu, znowu kosztując trunku.- Pewne wydarzenia z naszego życia nas ranią, ale pozwala nam to, spojrzeć zupełnie innym okiem na świat. - poruszałem kieliszkiem. - Nie przeszkadza mi to.

-Nie musi pan przy mnie udawać. Sam, zajmuje się sztuką i wiem doskonale, że największym problemem takich osób jak my to...samotność.- spojrzałem w jego oczy, gdy kierował swoje słowa do mnie.- Wszyscy dookoła doceniają lub też nie nasz kunszt, ale kto tak naprawdę wie, co siedzi w naszych sercach?- stuknął mnie palcem w klatkę piersiową.

-Zgadzam się z panem.- westchnąłem.- Widzę, że rozumie mnie pan doskonale.- dopiłem wino.

-Jak już mówiłem, zajmuję się sztuką, więc mam pojęcie, nieco większe niż inni, na temat artystów. - wykonał ręką gest zapraszający mnie na spacer.- Proponuję się przejść nieco. Tu jest, troszkę za gwarno na takie poważne rozmowy.

-A zdradzi mi pan, jakim rodzajem sztuki się pan zajmuje?- odstawiłem kieliszek na miejsce dla brudnych naczyń. - Bardzo chętnie. - nie wahałem się zgodzić na spacer, bo znalazłem sposób, aby wymknąć się z tego miejsca, chociaż na trochę.

-Kryształy.- zaczął mężczyzna idąc za mną.- Kolekcjonuję drogocenne kryształy, panie Tobias.

Nie wiedziałem, że ktoś nas uważnie obserwował z daleka.
Niski, ubrany w biały garnitur mężczyzna o jasnych, wręcz prawe żółtych włosach spiętych w kucyk. Dłonie skryte za rękawiczkami trzymały kieliszek z czerwonym winem.

-Hav, nie dołączysz do nas?- Marcus podszedł do mężczyzny, który wpatrywał się w punkt, w którym wcześniej stałem.

Ten spojrzał na niego z dołu. Zdecydowanie z dołu.
Sięgał Kowbojowi do łokci, może trochę wyżej. Czerwone ślepia wpatrywały się w wampira.

-Czy, kojarzysz kim jest jegomość w masce?- zapytał opierając się tyłkiem o brzeg stołu z jedzeniem.

Jego diabelski ogon poruszał się swobodnie na prawo i lewo.

Kroniki Larnwick Serce BardaWhere stories live. Discover now