2. Medianoche

177 6 6
                                    

2. Północ


Czułem się obserwowany, kiedy ludzie Cesara weszli do mojego domu. Żaden z nich nie spojrzał nawet w moją stronę i to wydawało mi się być najbardziej niepokojące.

Wzrok, to jeden z najłatwiejszych sposób poznania człowieka. Jeżeli ma się dobrą intuicję, szybko można się przekonać jakie zamiary ma ta osoba.

Dopiero, kiedy wielka walizka, niesiona przez dwóch tęgich facetów zniknęła za progiem mojego garażu, szef całej operacji; poważny Hiszpan, podszedł do mnie.

Po jego wzroku nie mogłem wywnioskować niczego.

- Zadanie wykonane. Walizka na miejscu.

Mówił jak robot. Zdawał mi raport, na co kiwnąłem głową.

- Wyjazd o 3. Nie spóźnij się - wycelował we mnie palcem, a później gwizdnął na swoich ludzi. Wyszli z domu, zamykając grzecznie za sobą drzwi.

Wypuściłem powietrze, które przez cały ten czas wstrzymywałem. Czy to wszystko musi być takie poważnie?

Przecież siedziałem na bombie. Dosłownie. Powaga nie zaszkodzi.

Nie mogłem zaglądać do walizki, ale nikt mi nie zakazał patrzeć się na nią. Była duża, podłóżna. Wyglądała trochę jak sejf. Albo futerał na broń. Tylko po co te dziurki?

Przejechałem po nich dłonią. Małe szczeliny ustawione mniej więcej co pół centymetra. Przebiegały trzema rzędami po całej długości walizki.

Niestety niemożliwym było zobaczyć przez nie cokolwiek, co znajdowało się wewnątrz.

Rozumiałem dlaczego Cesar nie chciał, żebym widział zawartości skrzynki; jeżeli to kody, mógłbym narobić rabanu. Albo je odsprzedać.

Cokolwiek bym z nimi nie zrobił, Cesar znalazł by mnie i zabił, więc lepiej się trzymać jego zasad.

Z resztą tak długo jak mi płaci, mam w dupie co tam jest.

O godzinie 3 nad ranem miałem wyjechać, więc nie opłacało mi się zmrużyć oczu. Zrobiłem sobie kawę i poszedłem szykować się do wyjazdu. Spakowałem broń, która może okazać się być potrzebna, kilka kanapek, bo skoro nie mogę się zatrzymać, prowiant się przyda. Tak samo kilka butelek wody, dwie paczki papierosów, dezodorant, ładowarkę do telefonu i sam telefon. Portfel, klucze i pieniądze to były rzeczy oczywiste, ale musiałem sprawdzić czy są.

Wziąłem prysznic, zjadłem wczesne śniadanie lub późną kolację i poszedłem zobaczyć na walizkę.

Wciąż stała i wywoływała u mnie ciary na plecach. Cholerna robota. Mogłem być teraz w burdelu.

Odpaliłem samochód. Musiałem jechać zatankować, więc to zrobiłem. Cesar nic nie mówił, że nie mogę opuszczać domu.

Nie było mnie może dziesięć minut, ale to wystarczyło, bo kiedy wróciłem, walizka była otwarta.

- Kurwa - warknąłem pod nosem. Była kompletnie pusta. Nie było tam niczego. Nic.

Chwyciłem broń i przeładowałem ją. Przecież okna są zamknięte, drzwi nie mają śladu włamania, a kominka nie miałem. Garaż jest pancerny, więc odpada.

Wyszedłem powoli z garażu, a broń była cały czas w gotowości, abym mógł jej użyć.

Rozejrzałem się po kuchni. Wszystko na swoim miejscu. Ten ktoś musiał tutaj być. Kurwa mać, od tego zależało moje życie. Musiałem znaleźć te kody.

Usłyszałem kroki w salonie. Tuż za drzwiami. Podszedłem bliżej nich i chwilę zaczekałem. Kroki były haotyczne, ktoś się krzątał, biegał. Szukał czegoś. Zmarszczyłem brwi. Walizka została znaleziona, czego oni jeszcze chcą?

Znalazłem Cię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz