Jestem za ścianą.

1.4K 119 59
                                    

Stwierdził, że te wszystkie spotkania, które odbyli w ciągu ostatnich trzech tygodni, łączyło jedno - niezręczność, jakiej nie umiał się pozbyć w stosunku do swojego sąsiada. Harry wydawał się za każdym razem lekko wycofany, oziębły i w jakiś sposób pokazywał, że nie lubił Louis, jakby miał mu coś za złe, chociaż przecież ich stosunki naprawdę ograniczały się do pracy. Sam nie wiedział, czy czasami nie wyolbrzymiał sytuacji, bo nigdy nie spotkał się z człowiekiem, który w jakiś sposób nie tolerował jego osoby, ale na pewno nie czuł się dobrze w jego towarzystwie. Styles pilnował każdego słowa, jakie wyszło z jego ust, gdy tylko rozmawiali (na temat pracy oczywiście, bo ile razy szatyn zapytał o coś osobistego, ten zbywał go tylko szybką odpowiedzią lub pytaniem o projekt). Nie zakładał, że staną się najlepszymi przyjaciółmi, ale miał nadzieję, że przynajmniej dostosują się do siebie, a na dobrą sprawę z każdym spotkaniem było w jakiś sposób coraz gorzej, bo Tomlinson odczuwał presję narzuconą przez projekt i samego bruneta, który oczekiwał pełnego profesjonalizmu. Razem nawet wytknął mu (nie jasno, ale jednak) ostatnią imprezę, jaką przygotował z powodu Olivii, bo wiedział, że ta sama nie będzie miała głowy, aby coś zorganizować. Do teraz czuł jakby oskarżający wzrok Harry'ego i ciepło na szyi, rozszerzające się teraz nawet na partie pleców o hałasy.

Przełknął nawet ciężko ślinę, myśląc o tym teraz, kiedy leżał na swoim łóżku w sypialni i nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Nie chciał narzekać na ten temat Olivii, bo wiedział, że ta sama miała problem ze swoim podrywającym partnerem, więc każde wspomnienie o projekcie dawało jej białą gorączkę i prychnięcie, które znał jako - lepiej o tym nie rozmawiajmy, Tomlinson. Dlatego starał się nie rozwodzić za mocną nad tą sprawą, bo wszystko weszłoby na złe tory.

Z jednej strony cieszył się, że nie tylko jemu trafił się niepasujący partner, ale ciągle miał nadzieję, że Harry w jakiś sposób przełamie się i w końcu znajdzie na niego sposób, aby skończyć tę szopkę, ale najwyraźniej bardzo się mylił.

Obrócił się na drugi bok, poprawiając na sobie kołdrę, bo powoli do Londynu wchodziła zima. Próbował zasnąć od jakieś godziny, ale nic mu nie pomagało. Niestety. Cieszył się przynajmniej, że dostał jutro wolne z powodu nadgodzin, jakie wyrobił w ostatnim czasie, więc nie musiał się martwić pracą i swój humor w niej, bo nie wyobrażał sobie słuchania swojego szefa, kiedy sam marzył o śnie.

Kiedy przymykał oczy, usłyszał trzask i jakieś uderzenie, na co od razu się wyprostował. Przez chwilę myślał, że ktoś próbował włamać się do mieszkania, ale dźwięk pochodził zza jego łóżka, czyli ściany, jaką dzielił ze swoim sąsiadem. Nie mógł się mylić. Był tego tak pewny, że następny dźwięk wzmógł jego strach o sąsiada.

Odczekał chwilę, ale nic się nie wydarzyło. Dopiero, kiedy nakrywał się znowu materiałem, usłyszał coś na pograniczu szlochu, na co przeszedł go dreszcz. Pójście do nieznajomego było o wiele łatwiejsze kilka tygodni temu, niż teraz, kiedy miał świadomość, że Harry nie pajał do niego przyjaźnią. Przełknął ciężko śliną i kiedy szloch nie ustawał, wstał z łóżka, przeklinając pod nosem tak cienkie ściany.

Ubrał na siebie szlafrok, chociaż od jakiegoś tygodnia spał w dresach i koszulce, ale chciał wyjść na przyzwoitego. Znowu ubrał na stopy buty i wyszedł z mieszkania, nie bojąc się o jego zamknięcie.

Zapukał delikatnie o drzwi, przecierając wciąż oczy od światła. Doskonale wiedział, że to nie był zbyt mądry pomysł, ale jednak... Musiał wstać i tutaj podejść. Sam nie wiedział dlaczego, ale co miał do stracenia? Harry już i tak go nie lubił, więc jeśli po dzisiejszej nocy postawi warunek, że będą mogli kontynuować projekt tylko przez pocztę, to będzie mógł się zgodzić.

To musiał być wiatr.Where stories live. Discover now