Rozdział I

1.1K 49 11
                                    

Czy kiedykolwiek dopadło was uczucie zamknięcia w pułapce wspomnień?

~*~

- Jeszcze raz. I… raz, dwa, trzy, cztery!

W garażu rozległy się głośne dźwięki uderzeń o bębny oraz dudnienie basu. Metrum cztery czwarte, najczęściej używane przy punkowych utworach, prosta melodia, dwa akordy „na krzyż”, chwytliwy tekst. Tego typu zespołem byliśmy. Zwykłą garażową kapelą bez większych perspektyw na sukces. Czterech facetów wkraczających właśnie w dorosłość, śpiewających - jeśli tak można to nazwać - o rozstaniach i jednonocnych przygodach. Minęło sześć tygodni od ostatniego spotkania, a ty nadal siedzisz w mojej głowie. Zdaje się, że w pewnym momencie zacząłem gubić rytm, gdyż Michael spoglądał na mnie krzywym okiem. Clifford był naszym gitarzystą, z sześcioma strunami potrafił czynić cuda. Przy nim byłem zwykłym amatorem, choć na tym instrumencie gram od dziecka. Do mnie należał z kolei wokal. Powiedzmy, że dawałem sobie radę, choć nie nazwałbym się wirtuozem. Chciałbym znów usłyszeć Twój głos. W naszym zespole był nim Ashton, wymiatający na perkusji. Calum, basista, również udzielał się wokalnie, a przy tym był naszym głównym tekściarzem. Często można go było spotkać siedzącego na ławce, z papierosem za uchem, skrobiącego coś zawzięcie w małym notesie oprawionym w czarną skórę.  Jakże intrygujący był sposób, w jaki Trzymałaś w ustach papierosa spoglądając przez okno na świat pogrążony we śnie.  

- Niech to szlag! – Przerwałem grę, gdy po raz kolejny pomyliłem chwyty w refrenie.

- Hemmings! Co się z Tobą ostatnio dzieje?! – Pytanie Ashtona wyrwało mnie z zamyślenia – Znów pomyliłeś chwyty. Niedługo gramy pierwszy koncert, a ty odwalasz takie numery.

- Przepraszam stary, zamyśliłem się – Odpowiedziałem ocierając w nerwowym geście krople potu z karku. Twoje usta pozostawiały za sobą palący ślad na mojej skórze. Z każdym kolejnym pocałunkiem uzależniałaś mnie bardziej od siebie.

- Ostatnio ciągle chodzisz z głową w chmurach. – Zauważył Clifford. W mojej głowie nieustannie przewijał się obraz naszego pocałunku w deszczu. Nie mogłem się nie zgodzić. Ostatnio wciąż brakowało mi koncentracji, uciekałem myślami w inny czas i inne miejsce.

- Dajcie chłopakowi spokój. Przygruchał sobie nową gołąbeczkę, ma prawo być lekko roztargniony. – Calum postanowił się włączyć do konwersacji. Nie lubiłem gdy nasze rozmowy schodziły na tematy sercowe, szczególnie gdy dotyczyły one mnie samego. Bez słowa sięgnąłem po butelkę wody i pociągnąłem z niej spory łyk przezroczystego płynu.

- Stary, ja rozumiem, że masz seksowną panienkę, która umila ci czas w nocy, ale proszę cię, odłóż nieczyste myśli o Emily na bok, przynajmniej podczas prób. Możemy się tak umówić? – Ashton zawsze był perfekcjonistą, szczególnie jeżeli chodziło o nasz zespół. Nie tolerował lenistwa, spóźnialstwa, a przede wszystkim roztargnienia.

- Gdyby była twoją laską, też byś chodził rozproszony. – Cal kontynuował rozmowę. – Sam z chęcią sprawiłbym, by krzyczała moje imię w nocy.

- Ej, odwal się od mojej laski! – Uciszyłem kumpla, który najwyraźniej powędrował myślami w niebezpieczne rejony.

Jakiś czas - dwa, a może trzy tygodnie temu, zacząłem spotykać się z Emily McDoughal. Była wspaniałą dziewczyną: długie nogi, pełne usta, szczupła brunetka o niebieskich oczach. Marzenie wielu facetów, w tym również, jak się okazuje, mojego ciemnowłosego przyjaciela. Poznałem ją na jednej z imprez i od tego czasu zaczęliśmy się umawiać. Była grzeczną dziewczynką w dzień i prawdziwą lisicą w nocy – mogłem się nazwać prawdziwym szczęściarzem. Niestety to nie ona zaprzątała mi w tym momencie myśli…

Falling (Luke Hemmings short story)Where stories live. Discover now