VI

1K 37 1
                                    

Brak snów to chyba jedyny okaz dobroci jeśli chodzi o los. Jednak koszmary to zupełnie odmienna rzecz.

Rozbudzałam się nadal śniąc na jawie. Ten sam koszmar od trzech lat, prześladował mnie nieustannie. Teraz znów czułam to, co wtedy. Przeżywałam wszystko od początku.

Jak niekończący się horror, w snach nawiedzała mnie tamta noc. Miękkość skóry, umięśniona postura i głos, mówiący tak czule. A potem uśmiech i słowa wyjaśnień,które mnie raniły. Tak samo lub mocniej. Błoga radość niczym najlepszy dzień życia a później jedynie kolejne ostrza w ciało i duszę. 

Umysł samoistnie chciał wyprzeć ten obraz ze snów. Chciał mnie wyrwać z mordującego mnie świata. Z tej melancholii jakby chciał ratować przed zagładą. 

Nauczyłam się walczyć ze sobą więc odepchnęłam te wizje. Do mych uszu dotarły stłumione głosy, urywki rozmów. Próbowałam ruszyć ręką lub głową, aby się otrząsnąć. Udało mi się to zbyt szybko, więc to nie mógł być zwykły sen. 

Wracałam do rzeczywistości. Wracała pamięć i ból. 

-To przecież nie może być prawda... niemożliwe choć wygląda ale...

Jakiś głos był bardzo chrapliwy, nie słyszałam całej rozmowy. Po wielu ciężkich próbach, w końcu otworzyłam oczy.

Było ponuro, panował półmrok i szybciej przyzwyczaiłam oczy do otoczenia. Podniosłam ciężką głowę i napotkałam zdziwione twarze dwóch mężczyzn. Oblizałam usta i odchrząknęłam dość głośno.

-Gdzie jestem?-spytałam, krzywiąc się na swój głos i suche gardło-Co ja tu robię i kim jesteście?

-Ty jesteś Małgorzata?-spytał jeden z nich i uniósł brew do góry więc przytaknęłam-Wiek?

-24-odparłam, oblizując usta jeszcze raz-Mogę dostać coś do picia?

-Status?-odezwał się drugi, nalewając szklankę wody.

Chciałam wyciągnąć ręce ale dopiero wtedy paraliż minął. Siedziałam na krześle, ręce miałam związane z tyłu pleców a nogi przymocowane do krzesła. Spojrzałam na mężczyzn, nie rozumiejąc sytuacji,w której byłam.

-Status?-warknął jeszcze raz-Dopiero wtedy dostaniesz wody.

-Samotna panna bez rodziny-mruknęłam cicho, podnosząc wzrok. 

Dostałam kilka łyków zimnej wody i mogłam się oprzeć wygodniej. Poruszyłam kilka razy rękoma aby przywrócić krążenie i pokręciłam głową. Patrzyłam na dwóch gości przede mną, zastanawiali się nad czymś.

-To nie ona-szepnął pierwszy i szturchnął drugiego w żebra-Nie może być.

-Sam mówił-szepnął w odpowiedzi i obaj się odwrócili-Zapytaj o coś jeszcze.

-Nie wygląda mi na tę Małgorzatę. Musiał się pomylić.

-To co z nią teraz?-spytał, odwracając głowę-Chociaż, czekaj.

Patrzyli na mnie w skupieniu i podeszli, klękając po bokach. Byli na wysokości mojej twarzy i mogłam się im przyjrzeć.

Obaj mieli brązowe oczy i zwichrzone, ciemne włosy. Jeden z nich miał mocno zarysowaną szczękę, drugi zaś wyglądał na nastolatka.

-Dlaczego zabijasz?

To pytanie,które zadał mocnym głosem pierwszy, wywołało u mnie nie lada szok. To było tak widoczne na mojej twarzy,że obaj natychmiast się odsunęli.

-Mówiłem,że nie ona-syknął ale drugi nie był przekonany-Odkręcaj to teraz.

-Zabójstwo w podziemiach galerii-mówił drugi, patrząc na mnie uważnie-Morderstwo na plaży i podpalenie pokoju w uzdrowisku, to twoja sprawka?

Rubinowe ustaWhere stories live. Discover now