Rozdział 1

28 2 0
                                    


Czułam się jakbym była zanurzona w toni wodnej. Moje ciało było kompletnie bezwładne, a myśli leniwie płynęły i uciekały nim zdołałam je uchwycić. Zresztą czy coś ma znaczenie? Nie walczyłam z tym stanem. Jednak nagle z przerażeniem uświadomiłam sobie, że nie wiem nawet jak mam na imię. Myśli szybowały mi po głowie, czułam jak rozsadzają mi czaszkę, coraz ciężej było mi oddychać, tak jakby ktoś usiadł mi na klatce piersiowej. Zaczęłam walczyć o kolejny oddech. Moje ciało aż wyło z bólu, miałam wrażenie jakby każda komórka próbowała wyrwać się z mojego ciała. Widziałam tylko czarne mroczki przed oczami i czułam wielki żal. Próbowałam poruszyć jakąkolwiek częścią mojego ciała, ale nie mogłam. Z każdym ułamkiem sekundy zapadałam się coraz głębiej i szybciej. Wymachiwałam nogami, rękami, głową czymkolwiek szybko, byle by się wydostać byleby uciec. Nie przynosiło to jednak skutku. Czułam jak opadam z sił... moje ciało przestało walczyć, choć umysł tak desperacko próbował powiedzieć mi jeszcze trochę dasz radę. Zobaczyłam błysk światła.

-Wróciła- Ktoś wyszeptał i zaczął płakać.

A ja znów wróciłam do swojej toni.... Nie wiem ile czasu byłam zawieszona gdzieś pośrodku niczego. Moje ciało nie miało już siły walczyć. Stagnacja oznaczała jednak śmierć. Choć tak desperacko potrzebowałam odpoczynku to jednak ciągle starałam poruszyć ręką, potem drugą. W końcu się to udało i zaczęłam bardzo wolno posuwać się mam nadzieję, że w górę.

Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu odzyskałam świadomość. Postanowiłam nie otwierać jedna oczu, tylko wybadać sytuację. Moje dłonie musnęły coś miękkiego a jednocześnie sztywnego. Pościel pomyślałam.

-o widzę obudziła się pani.

Usłyszałam głos dochodzący z niewielkiej odległości. W tym samym czasie ktoś stanął nade mną zasłaniając trochę światła. Teraz już musiałam otworzyć oczy. Stała nade mną kobieta ubrana w biały uniform pielęgniarki. Obcisła bluzka z dekoltem w serek i spódnica delikatnie za kolano. Rude włosy zebrane miała w kok, jak na przedstawiciela klasy umysłowej przystało. Usłyszałam szybkie kroki na korytarzu, a ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Stanął w nich jakiś mężczyzna, wyglądający na jakies 35 lat. Zadbany przystojny w szarym uniformie lekarza; luźnych spodniach i koszulce z dekoltem w serek, podobnym jak u pielęgniarki.

-już się bałem, że cię straciłem- powiedział łamiącym głosem, obejmując mnie.

Byłam tak zszokowana, że nie zdążyłam zareagować. Moje mięśnie napięły się, jednak pod wpływem znajomego dotyku szybko się rozluźniły.

-oh przepraszam nie chciałem cię przestraszyć- powiedział cofając się lekko zawstydzony- nie potrafiłem jednak dłużej czekać na ciebie kochanie.

-kochanie?- zapytałam z nutką sceptyzmu w głosie. Jego dotyk, głos, który skojarzył mi się z czekoladą, zapach to wszystko było dziwnie znajome, ale nie kochałam go. Moje serce wypełniał żal na wspomnienie go, a nie miłość.

- Nie pamiętasz mnie?- zobaczyłam w jego oczach tak wielki żal, ze chciałam się zerwać i go przytulić, scałować każdą łzę z jego policzków. Skąd biorą się te sprzeczne uczucia? Dlaczego z jednej strony chcę go pocieszyć i powiedzieć, że wszystko jest już dobrze, a z drugiej mam ochotę wbić mu nóż w serce. – Jestem twoim mężem.

Krwią na śnieguWhere stories live. Discover now