ROZDZIAŁ 3

2K 64 2
                                    

Pewnym krokiem ruszyłyśmy w stronę czerwonych drzwi. Dom był dość duży i gustowny. Biały. Na zewnątrz było słychać muzykę i jak można było się spodziewać, impreza była już nieźle rozkręcona. Wchodząc do środka pierwsze co zauważyłam, to spora liczba facetów w towarzystwie małolat. Faceci przed trzydziestką chyba też cierpią na kryzys wieku średniego, poprawiając sobie samopoczucie młodymi dupami. Kat zapoznała mnie ze swoimi znajomymi, to znaczy się z Angel, śliczną blondynka o niebiańsko błękitnych oczach, jej narzeczony Tom, zabawny rudzielec oraz gospodarze tej szalonej imprezy, Sandra i Matt. Matt??? Gdzieś go już widziałam...

- A no tak, kumpel tego kretyna, bruneta z kawiarni - pomyślałam i aż mną zatrząsło ze strachu i nerwów.

Cały dom był zapełniony nieznanymi mi twarzami, czasem były one przyjazne, a czasem można było z nich wyczytać '' bez kija nie podchodź''. Muzyka przestała płynąć z głośników po czym naszym oczom ukazali się Sandra wtulona w Matt'a ze szklaneczkami w dłoniach.

- Przyjaciele, jesteście tutaj po to by razem z nami świętować, oświadczyłem się tej najpiękniejszej istocie, a ona mnie nie odrzuciła - uniósł szklaneczkę w geście toastu, a reszta gości do niego dołaczyła podnosząc swoje trunki na znak solidarności.

- Gorzko, gorzko, gorzko - krzyczał tłum patrzący jak Matt zatapia się w wąskich czerwonych ustach szczęśliwej Sandry.

Patrząc na nich poczułam smutek i łzy napływające do oczu. Pamiętam, że sama kiedyś też byłam taką szczęśliwa narzeczoną, byłam... Wyszłam na taras by trochę ochłonąć, jednak nawet tam mój wzrok napotkał obściskującą sie parę. Usiadłam na huśtawce i musiałam zapalić by się odprężyć, wychylając całą zawartość szklaneczki wprost do gardła. Szkocka zawsze poprawiała mi nastrój i rozgrzewała przyjemnie moje ciało. Odpłynęłam w rozmyślaniu jak to teraz będzie, gdy nade mną stanął wysoki mężczyzna, nie widziałam jego twarzy, bo było ciemno, ale ten głos...

- Dlaczego księżniczko siedzisz tu sama? Czyżby twój książe nie martwił się o ciebie? - zapytał bezczelnie znajomy głos.

- Chuj ci do tego - odparłam wstając.

- To ty suko - wycedził przez zacisnięte zęby, chwytając mnie boleśnie za nadgarstek.

- Chyba mamy rachunki do wyrównania - krzyknął rzucając mnie z powrotem na huśtawke.

Już myślałam, że chce mnie zgwałcić, gdy nagle usiadł obok mnie i rozkazującym tonem kazał się przeprosić.

- Chyba śnisz kochasiu, że ja cię kiedykolwiek przeproszę. Nigdy nie żałuję żadnej swojej decyzji i tej też nie. Także puść moją dłoń, bo nie zamierzam spędzać w twoim towarzystwie nawet minuty dłużej - posłałam mu groźne spojrzenie, ukrywając swój strach. Nie wiadomo do czego jest zdolne to bydle.

- Jak sobie życzysz, ale zapamiętaj, że to nie koniec. Nie będę się wkurwiał przez jakąś prowincjonalną szmate - wstał i odszedł.

- Może i prowincjonalna, ale szmatą jest ta małolata, której jeszcze niedawno wkładałeś łapy w majtki z nadzieją, że ci dzisiaj w nocy da - rzuciłam wkurzona.

- Chciałabyś być na jej miejcu, chciałabyś... - po czym zniknął w tłumie.

Ruszyłam w tą samą stronę, myśląc tylko o tym by zanurzyć swe usta w czymś mocnym i o mało nie padłam, zauważając jak Kat rozmawia i śmieje się z tym cholernym brunetem.

- Musze ją ostrzec przed nim - pomyślałam, idąc w ich kierunku. Ledwo brunet mnie zauważył, oblizał usta i się zmył, obleśny typ.

- Kat proszę cię, nie zawracaj sobie nim głowy. On jest jakiś popierdolony i na pewno cię skrzywdzi, jemu zależy tylko za zaliczeniu jak największej liczby panienek - wystrzeliłam jak z petardy.

- Jess możesz być spokojna, Ryan jest tylko moim kuzynem i na pewno nic mi nie zrobi. Wiem, że jest nieźle walniety, ale raczej kobiety by nie skrzywdził - odparła widząc moje zmartwienie.

- To szkoda, że nie widziałaś go 5 minut temu jak wyzywał mnie od szmat - na co Kat otworzyła z niedowierzaniem oczy.

Chwilę później upijałyśmy kojący płyn z kolejnych szklanek, a mnie przez myśl przeszło jedno słowo - Ryan - to tak ma na imię ten zarozumiały dupek. Nie byłyśmy aż tak wstawione, więc po drodze do domu zachaczyłyśmy o nasz pobliski sklep zaopatrując się w buteleczkę szkockiej i moje ulubione czerwone L&M'y. Młody sprzedawca, aż się zarumienił na nasz widok, a my głośno wybuchając śmiechem opuściłyśmy lokal w poszukiwaniu bardziej komfortowego miejsca na opróżnienie butelki. Otworzyłam drzwi i wpuściłam Kat przodem, podałam jej dwie szklanki z porozumiewawczą miną by je napełniła, a sama zniknęłam, by przebrać się w coś wygodniejszego, szorty i biała bokserka, to było to co było mi potrzebne do pełni szczęścia. Bedąc już w salonie włączyłam ulubioną składanke, którą dostałam od brata na urodziny i jak dwie wariatki zaczęłyśmy sie wydzierać udając , że znamy tekst. Rano, srogo tego żałowałyśmy, próbując przypomnieć sobie reszte wieczoru.

- Ryan? - tylko tyle pamiętam, nie mówiąc tego na głos.

°°°°°°°°°°•••••°°°°°°°°°°

Pisać dalej??? Za błędy bardzo Was przepraszam:*

I'm sorryWhere stories live. Discover now