4: I wanna say I'm sorry, but I'm really not

3 0 0
                                    

Ehh, kolejny męczący dzień w towarzystwie One Direction... nie że coś, nic do nich nie mam, ale Zayn mnie wkurza. Wielki książę się znalazł, za pierwszym razem gdy go spotkałam to dostałam ostrzeżenie od taty, że potrafi dokopać mimo, że to on jest tym nieśmiałym Bad Boyem. Wredna małpa, udaje niewiniątko. Już wiele razy słyszałam: Kim nie przesadzaj, na pewno nie jest tak źle! A na dod-

- Kogo moje piękne oczy widzą? - usłyszałam za sobą.

Zirytowana zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie by zobaczyć Zayna opierającego się o ramę drzwi od ich garderoby. Ten wredny uśmieszek mówił sam za siebie. Założyłam rękę na rękę szykując w głowie odpowiedź.

- Na pewno nie kogoś kto się z tego cieszy, Malik.

- Ooo, widzę, że uodporniłaś się na moje odzywki, Jackson.

- Nie masz co robić?

- Przejrzałaś mnie.

- To idź poszukać swojego ego. - posłałam mu wredne spojrzenie i odeszłam szybkim krokiem.

Pierwsze spięcie, zaliczone. Znalazłam Sky która oglądała Harryego ćwiczącego jego solówki. A te spojrzenia, które oni wymieniają, po prostu rzygać mi się chce od nadmiaru uczuć. Zrobiłam udawany odruch wymiotny i skierowałam się na miejsce obok przyjaciółki.

- Nie przypuszczałam, że tata jest menadżerem One Direction.

- Poznałaś nazwę zespołu dopiero dzisiaj prawda? - zaśmiałam się.

- Szczerze to tak... - przeczesała dłonią swoje blond włosy.

Mój śmiech stał się głośniejszy przez co zagłuszyłam Harryego i zostałam skarcona gniewnym spojrzeniem taty.

- Czego rżysz?

A ten czego znowu chce?

- I co, znalazłeś swoje ego?

Zmroził mnie wzrokiem, po czym pokazał chytry uśmieszek i usiadł obok mnie.

- A może pomożesz mi go szukać? - usłyszałam przy swoim uchu.

Moja głowa odwróciła się w stronę jego. Nie przewidywałam, że może być tak blisko. Czekoladowe oczy kuszą, a zarost pociąga, lecz pozostałam nieugięta... w końcu mam chłopaka. Malik uniósł jedną brew i odsunął się na bezpieczny dystans. Przekręciłam oczami i usłyszałam melodię ROOM 94 - The Morning After. Telefon wibrował mi w kieszeni jak oszalały, a osoba próbująca się ze mną skontaktować poprawiła mi humor. Chad. Mój najukochańszy chłopak.

- Haloo? - odebrałam od razu szczęśliwsza.

- Jak tam księżniczko? Uciekłaś z pałacu, lecz słyszę, że humorek ci dopisuje. - zaśmiał się, a ja wraz z nim.

- Dziękuję, dobrze. A ty jak się miewasz królewiczu?

- Zacnie, zacnie. - przybrał poważniejszy ton po czym słodko się zaśmiał przyprawiając mnie o radosny uśmiech. - Idziemy gdzieś dzisiaj?

- Jasne! - krzyknęłam.

- Nie, że coś, ale jak tak będziesz krzyczeć to ogłuchnę i kto będzie słuchać tej twojej paplaniny?

- Grabisz sobie Stone, grabisz! - zaśmialiśmy się.

- To jak? Przyjdę po ciebie?

- Ok, do zobaczenia misiek!

- Cześć piękna. - i tu usłyszałam sygnał urwanej rozmowy.

Czułam, że się szczerzę jak szalona. Co prawda mam powód, ale jak to musi wyglądać... Dziewczyna siedząca krzywo na krześle, wpatrująca się ślepo w ścianę z promiennym, że aż słoneczno jebiącym uśmiechem. 

Z głośników według planu poleciało Little Things, moja solówka. Słowa jakby same wypływały mi z ust kierując się w stronę blond dziewczyny. Opierała głowę na łokciach przypatrując się mi. Pochłaniała wszystko co było skierowane do niej... czyli teoretycznie wszystko.

___________________________________________________________

Moi drodzy, jeśli znajdzie się kto kolwiek kto to przeczyta  będę kontynuować pisanie, jeśli nie - usuwam opowiadanie. ♥

Mam jednak nadzieję, że się podoba! :D

High for thisWhere stories live. Discover now