Nadzieja umiera ostatnia

5.7K 188 45
                                    

                                     Logan

Razem z Thomasem i Mateo czekaliśmy, aż Bruno wejdzie do samochodu i powiem nam w końcu dokąd jedziemy. Pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja, gdy nie mieliśmy żadnego pojęcia co się dzieje. Zawsze nas o wszystkim informował na bieżąco, a teraz jedynie kazał nam wziąć to co potrzebne i czekać na niego w aucie. Siedziałem z przodu, a Mateo razem z Thomasem z tyłu. W końcu po pięciu minutach Bruno wyszedł z domu, podszedł do auta i zajął miejsce kierowcy. Mieliśmy ustaloną kolejność w tej kwestii i tym razem kierować miał Thomas, ale z racji, że żaden z nas nie wiedział, gdzie będziemy jechać to kierownicę musiał przejąć Bruno.

- Powiesz nam w końcu, dokąd my kurwa jedziemy ? - spytał wkurzony Mateo, gdy już wyjechaliśmy za naszą posesje.

- Tam gdzie zawsze - odpowiedział Bruno.

- Do starego magazynu? - spytał Thomas.

- Nie kurwa, do krainy jednorożców - prychnął Mateo.

- Tak, do magazynu - powiedział Bruno.

- Co ci ojciec mówił przez telefon ? - spytałem. Zawsze gdy Bruno dostawał telefon od swojego taty, był poddenerwowany, a dzisiaj właśnie tak było, gdy podczas śniadania dostał połączenie. Poza tym w magazynie, zawsze załatwialiśmy sprawy właśnie dla niego.

- Powiedział, że jego ludzie złapali jednego z typów, który kiedyś pracował, dla sami wiecie kogo. A z racji, że nie ma kto się nim zająć, to brudna robota wpadła w nasze ręce - odpowiedział zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.

- No to w takim razie będzie grubo - powiedział Thomas, a ja wziąłem głęboki wdech. Nie lubiłem tych sytuacji i dobrze wiedziałem, że chłopaki również. Jednak przysięgaliśmy Bruno, że nie zostawimy go z tym wszystkim samego. Widziałem, jak cała ta sprawa go męczy, ojciec wywiera na nim dużą presję i każe mu robić rzeczy, które są po prostu chore. Już od dnia , w którym wyjechaliśmy do Londynu, wiedziałem, że prędzej czy później razem z chłopakami, dołączymy do tego cyrku.

I się nie myliłem.

Jechaliśmy w totalnej ciszy, przez dokładnie 30 minut. Stary magazyn, do którego zmierzaliśmy znajdował się w starej części Londynu. Kiedyś były tu prowadzone jakieś fabryki czy firmy, ale na przestrzeni lat, większość z nich po prostu zbankrutowała, albo przeniosła się bliżej centrum. Nie było tu żadnych domów, dzięki czemu mieliśmy pewność, że nikt nas tu nie zobaczy, ani nie usłyszy. Podjechaliśmy do jednego z magazynu, który znajdował się za starym budynkiem, jednej z firm. Był to strasznie okropny budynek, zbudowany z cegieł. Wszystkie okna były wybite, a dach już powoli się rozpadał. Zaparkowaliśmy obok czarnego jeepa, w którym została przywieziona nasza "ofiara".

Wyszliśmy z auta, szliśmy w ciszy w stronę budynku i weszliśmy przez metalowe drzwi do środka. Narobiliśmy tym dużo hałasu, ale się tym nie przejmowaliśmy, bo w taki właśnie sposób wszyscy, którzy znajdowali się w budynku wiedzieli, że już przyjechaliśmy. W środku, było gorzej niż na zewnątrz. Farby ze ścian totalnie odpadły, a zastąpiła je pleśń. Na podłodze leżały porozbijane butelki, szkło i zużyte naboje. Na samym środku stało drewniane krzesło, do którego był przywiązany starszy mężczyzna. Miał czarne krótkie włosy i siwą brodę. Był w ubrany w zwykłe ciemne dżinsy i koszulę w kratę. Jego twarz była poobijana, a z wargi leciała mu krew. Obok niego stało dwóch typów, z którymi pracowaliśmy, lecz gdy nas zauważyli, to odsunęli się na bok, żeby zrobić dla nas miejsce.

- Czego wy kurwa ode mnie chcecie ? - spytał mężczyzna. Jego głos brzmiał groźnie, ale była to tylko gra, ponieważ w jego oczach można było dostrzec strach.

It was always you - Cześć pierwszaWhere stories live. Discover now