Rozdział 2

7K 360 36
                                    

Santino

Wkurwiony nieoczekiwanym spotkaniem pyskatej blondynki, ruszyłem do rezydencji. Czułem potworne zmęczenie, głód i wściekłość. Czekało mnie jeszcze sporo pracy, i choć wiedziałem, że wieczorny spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził, to i tak wytrąciło mnie to z równowagi.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Wyglądało to tak, jakby Pedro i Martin kompletnie ogłupieli na jej widok. Nie widziałem dokładnie rysów jej twarzy, ale dostrzegłem seksowne blond włosy okalające jej twarz. W połączeniu z ogromnymi czarnymi oczami, które zawzięcie mrużyła, chcąc mi pokazać swoją niechęć wyglądała naprawdę apetycznie.

Zmierzyłem wzrokiem jej ciało i była całkiem, całkiem...

Dawno nikt nie zwracał się do mnie w ten sposób. Ten jej niewyparzony język stanowił odświeżającą nowość. Zazwyczaj ludzie wiedzieli, z kim mają do czynienia, więc albo trzęśli przede mną portkami zwracając się z szacunkiem albo zabiegali o uwagę włażąc mi w dupę.

Od dawna nikt nie podniósł na mnie głosu, nie warczał ani też nie podważał moich decyzji.

Ciekawe, kim jest urocza nieznajoma?

Może odwiedzała rodzinę albo przyjechała na wakacje?

Nie znała mnie, więc raczej nie była stąd.

To nazwisko coś mi mówiło. Chyba kojarzyło mi się z sąsiadami? W okolicy były tylko trzy domy, więc może to moja nowa sąsiadka?

– Genialnie. Po prostu genialnie – wymamrotałem z frustracją przeczesując włosy palcami.

Nie znosiłem niewiedzy lub poczucia, że coś mi umyka.

Gdy wszedłem na teren posiadłości, ochroniarze kiwnęli tylko głowami, ale nie zdołali ukryć zdziwienia wymalowanego na twarzach. Zazwyczaj siedziałem na tylnej kanapie samochodu, ukryty za przyciemnianymi szybami.

Po minucie spaceru drogą otoczoną drzewami pomarańczy, ominąłem ogromną fontannę zlokalizowaną na środku podjazdu i jak tylko postawiłem stopę na pierwszym stopniu, na podjeździe pojawiły się cztery czarne SUV-y. Zaparkowały jeden za drugim, a chwilę później, jak na sygnał, z każdego wysiadło po trzech mężczyzn, z wyjątkiem pierwszego wozu.

Ochroniarze kiwnęli mi głową, po czym zniknęli za budynkiem rezydencji, gdzie jakiś czas temu postawiłem nieduży dom, ułatwiając życie sobie i pracownikom, ponieważ część z nich mieszkała w nim na stałe, a część tylko nocowała.

Obok pierwszego samochodu stał już Pedro i pochylał się w kierunku tylnych drzwi, które wcześniej otworzył. Kiedy się wyprostował, trzymał już pyskatą blondynę na rękach, a do mnie dotarło, że przecież miał się nią zająć Martin. Rozejrzałem się rozdrażniony, natychmiast dostrzegając go na drodze wjazdowej na teren z labradorem idącym grzecznie przy jego nodze.

Pedro zatrzymał się przede mną z kobietą w ramionach, a ja wreszcie mogłem się jej przejrzeć i musiałem przyznać, że była jedną z niewielu kobiet, jakie znałem, które są atrakcyjne i pociągające nawet w zakurzonym ubraniu, z naburmuszoną miną i groźnie zmrużonymi oczami, ciskającymi w moją stronę błyskawice.

Była zniewalająca i zastanawiające było to, że dopiero teraz ją spotkałem.

– Szefie. Berta zaraz będzie – zapewnił poddenerwowany Martin, patrząc na mnie niepewnie.

– Będę w gabinecie, gdyby działo się coś niepokojącego. – Bez pożegnania ruszyłem po schodach do wnętrza rezydencji.

Takie ślicznotki zwiastowały poważne kłopoty. Miałem trochę oleju w głowie, żeby nie komplikować sobie życia. Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości.

TANIEC Z DIABŁEM - Santino Torres #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz