01

564 41 3
                                    

Wręczyłam starszemu taksówkarzowi kilka banknotów i łapiąc za rączki od dwóch walizek skierowałam się szybko na odprawę. Byłam spóźniona prawie dwadzieścia minut i gdyby nie to, że jacyś inni ludzie, o których powiedziała mi przez telefon kobieta, pracująca na lotnisku w specjalnym punkcie obsługi również nie przyjechali na czas samolot odleciał by beze mnie.


Przywitałam się z młodym mężczyzną, który zważył mi bagaż i skierował do kolejnego punktu odprawy. Po dosłownie niecałych dziesięciu minutach byłam już gotowa i tak zwanym ''rękawem'' kierowałam się do samolotu. Na wejściu oczywiście przywitały mnie uśmiechem dwie chude stewardessy i wskazały moje oczekiwane miejsce. Postanowiłam zignorować wkurzone spojrzenia ludzi, którzy chamsko mierzyli mnie od góry do dołu.


Gdy już usiadłam na dość niewygodnym fotelu zamknęłam na chwile oczy. Pozostało mi tylko jakoś przeżyć dwadzieścia dwie godziny lotu, ale z kilkoma kanapkami i dwoma litrami wody miałam słabe szanse. Zawsze pozostawała mi opcja kupienia czegoś w pokładowym sklepiku, ale miałam cichą nadzieje, że nie będę musiała tego robić i jakoś sobie poradzę.


Samolot wystartował, a ja próbowałam zasnąć. Niestety punkowy chłopak siedzący koło mnie nie pozwalał mi na to. Głośne piosenki, które cały czas leciały z jego słuchawek docierały również i do mnie, a małe dziecko gdzieś na tyle samolotu darło się w niebogłosy. Założyłam, więc swoje niebieskie słuchawki, bo czytanie książki i spanie już dawno wykluczyłam z wiadomych względów, ale nawet przez nie słyszałam niechciane dźwięki z zewnątrz.

                                                                              (~*~)

Nie mogę powiedzieć, że lot minął wspaniale. Przez niemal godzinne opóźnienie spowodowanie mgłą i intensywnymi opadami atmosfera w samolocie, jeśli w ogóle owa istniała to znacznie się pogorszyła. Wszyscy się irytowali pewnie śpiesząc się do domu. Być może do pracy, rodziny, bliskich, ale nie ja. Nie marzyłam nigdy o takim wyjeździe. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to zmieni moje życie w jakimś stopniu. Niby w Londynie nie miałam nikogo bliskiego, ale z tym miastem wiązałam na prawdę wiele wspomnień. Nie zawsze dobrych nie zawsze złych. Ale zawsze jakieś były. A teraz miałam zacząć z nowym mieszkaniem, znajomymi i co najważniejsze miałam misje, która była największym powodem mojego wyjazdu.


Gwar jaki panował na lotnisku był męczący. Ludzie pchali się, chcąc jak najszybciej opuścić budynek sprawiając przy tym, że ciśnienie w mojej krwi wciąż się zwiększało. Próbowałam wyszukać, znanej z opisów mojego szefa postury dziewczyny o nietypowym wyglądzie trzymającą tabliczkę z moim nazwiskiem, ale nie było to łatwe z dwoma dość ciężkimi walizkami w dłoniach.


Po około dziesięciu minutach poszukiwań dostrzegłam ją skaczącą przy tablicy wylotów. Starając się być miłą wysiliłam się na szeroki uśmiech i dość szybkim krokiem ruszyłam w jej kierunku. Już z kilku metrów dostrzegłam, że rzeczywiście ma nietypową urodę. Jej głowę pokrywały bujne, rude loki, a oczy lśniły bystrym błyskiem i kolorem dość nietypowym, bo miętowo-zielonym. Była chuda i niższa ode mnie, co bardzo mnie cieszyło, że chociaż raz mam okazje patrzyć na kogoś z góry. Ubrana była w czarne rurki, czerwoną koszule w kratę i zwykłe, wysokie, czarne buty na grubej podeszwie i obcasie; wyglądała naprawdę ślicznie.


Gdy nasze oczy spotkały się odwzajemniła uśmiech, dzięki czemu w moich oczach postrzegana była za przyjacielską i bardzo piękną dziewczynę.


-Hej. Jak się domyślam...jesteś Elif-stwierdziła, a ja skinęłam głową nie do końca będąc pewną co powinnam powiedzieć.


-Tak. A ty to...

Łowca SamobójcówWhere stories live. Discover now