FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: I...

Por Nessa_125

12.8K 1K 434

Decyzja o powrocie do rodzinnego Haven była jedną z najtrudniejszych dla Eveline. Dziewczyna po latach od tra... Mais

Wstęp
☾ Prolog
☾ Rozdział I
☾ Rozdział II
☾ Rozdział III
☾ Rozdział IV
☾ Rozdział V
☾ Rozdział VI
☾ Rozdział VII
☾ Rozdział VIII
☾ Rozdział X
☾ Rozdział XI
☾ Rozdział XII
☾ Rozdział XIII
☾ Rozdział XIV
☾ Rozdział XV
☾ Rozdział XVI
☾ Rozdział XVII
☾ Rozdział XVIII
☾ Rozdział XIX
☾ Rozdział XX
☾ Rozdział XXI
☾ Rozdział XXII
☾ Rozdział XXIII
☾ Rozdział XXIV
☾ Rozdział XXV
☾ Rozdział XXVI
☾ Rozdział XXVII
☾ Rozdział XXVIII
☾ Rozdział XXIX
☾ Rozdział XXX
☾ Rozdział XXXI
☾ Rozdział XXXII
☾ Rozdział XXXIII
☾ Rozdział XXXIV
☾ Rozdział XXXV
☾ Rozdział XXXVI
☾ Rozdział XXXVII
☾ Rozdział XXXVIII
☾ Rozdział XXXIX
☾ Rozdział XL
☾ Rozdział XLI
☾ Rozdział XLII
☾ Rozdział XLIII
☾ Rozdział XLIV
☾ Rozdział XLV
☾ Rozdział XLVI
☾ Rozdział XLVII
☾ Rozdział XLVIII
☾ Rozdział XLIX
☾ Rozdział L
☾ Rozdział LI
☾ Rozdział LII
☾ Rozdział LIII
☾ Rozdział LIV
☾ Rozdział LV
☾ Rozdział LVI
☾ Rozdział LVII
☾ Rozdział LVIII
☾ Rozdział LIX
☾ Rozdział LX
☾ Rozdział LXI
☾ Rozdział LXII
☾ Rozdział LXIII
☾ Rozdział LXIV
☾ Rozdział LXV
☾ Rozdział LXVI
☾ Rozdział LXVII
☾ Rozdział LXVIII
☾ Rozdział LXIX
☾ Rozdział LXX
☾ Rozdział LXXI
☾ Rozdział LXXII
☾ Rozdział LXXIII
☾ Rozdział LXXIV
☾ Rozdział LXXV
☾ Rozdział LXXVI
☾ Rozdział LXXVII
☾ Rozdział LXXVIII
☾ Rozdział LXXIX
☾ Rozdział LXXX
☾ Rozdział LXXXI
☾ Rozdział LXXXII
☾ Rozdział LXXXIII
☾ Rozdział LXXXIV
☾ Rozdział LXXXV
☾ Rozdział LXXXVI
☾ Epilog
Podziękowania

☾ Rozdział IX

219 17 7
Por Nessa_125

MARCO

W milczeniu wpatrywał się w bladą twarz nieprzytomnej dziewczyny. Oddychała, co w gruncie rzeczy jednoznacznie rozwiązywało kwestię tego, czy była żywa, czy może powinien zacząć się martwić, to jednak wydało mu się dość marnym pocieszeniem. Jego spojrzenie mimowolnie skoncentrowało się na jej smukłej szyi, w którą dopiero co wgryzł się aktualnie niedyspozycyjny Castiel. Wciąż czuł słodki zapach krwi, ta jednak zeszła gdzieś na dalszy plan, wyparta przez ledwo kontrolowany gniew. Przynajmniej rana nie była głęboka, sprowadzając się do zaledwie dwóch prawie niewidocznych śladów po kłach, jednak sama myśl o tym sprawiła, że zapragnął dodatkowo dobić brata albo przynajmniej porządnie zdzielić go czymś w łeb, choć szczerze wątpił, by w ten sposób osiągnął cokolwiek, prócz jeszcze silniejszej irytacji. Już i tak wiedział, że wampir nie daruje mu takiego numeru, jednak nie dbał o to; gdyby Castiel spełniał wszystkie swoje groźby za każdym razem, kiedy zdenerwowali się na siebie do tego stopnia, by w ruch poszły kołki, wtedy któryś z nich już dawno byłby definitywnie martwy.

Drewno i nieśmiertelne serce miały to do siebie, że zwykle za sobą nie przepadały. Wprawny, precyzyjny cios wystarczył, by na długo unieruchomić wampira, pozostawiając go praktycznie bezbronnym. Nie tak łatwo było zabić istotę odwieczną, zwłaszcza taką, która liczyła sobie dość lat, by mieć czas nauczyć się bronić i nabrać odporności, jednak ta metoda skutkowała zawsze – w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Zdarzało się, że bardzo młode osobniki nie budziły się więcej po tym, jak usuwano kołek z ich serca, Castiel jednak już od dawna miał ten niebezpieczny etap za sobą. Teraz jedyne zagrożenie stanowiło srebro, Marco zresztą mało kiedy decydował się na użycie tego śmiercionośnego dla wampirów rodzaju broni, tym bardziej, że jego wrogami mało kiedy były normalne wampiry. Oni stanowili o wiele poważniejsze zagrożenie, paradoksalnie pozostając wrażliwymi na zwykłe drewno, co zarazem rozwiązywało i komplikowało wszystko.

Lekko zmarszczył brwi, jakby od niechcenia spoglądając w kierunku brata. Irytujący dupek czy też nie, zostawienie go bezbronnego w samym środku lasu nie było najlepszym pomysłem. Co prawda z Eveline na rękach nie miał zbyt wielkiego pola manewru, a wyjęcie kołka, kiedy musiał zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo, zdecydowanie nie wchodziło w grę – nie, skoro podejrzewał, jaka miała być reakcja jeszcze bardziej rozeźlonego, sprowokowanego Castiela.

– Wszyscy uwielbiacie dostarczać mi rozrywki... – mruknął z rozdrażnieniem, nerwowo rozglądając się dookoła.

Odpowiedziała mu cisza, ale niczego innego się nie spodziewał. Upewniwszy się, że są sami, bez większego wysiłku rozesłał myśl sondującą, próbując wychwycić czyjąkolwiek obecność. Nawoływał na znanej sobie, „prywatnej" częstotliwości, którą swobodnie mógł uznać za bezpieczną, przynajmniej kiedy w grę wchodziło przekazywanie tych najmniej istotnych informacji. Mimowolnie odetchnął, kiedy wyczuł obecność znajomego, zaufanego umysłu, zaraz też skoncentrował się na Liamie, bez chwili wahania decydując się naruszyć jego prywatność.

Jaki znowu masz problem?, usłyszał jeszcze zanim zdążył sformułować jakąkolwiek wypowiedź.

Wywrócił oczami. Czasami nie rozumiał, jak ktoś, kto w jednej chwili mógł zachowywać się z klasą godną starodawnego dżentelmena, tak łatwo mógł przeistoczyć się w kogoś, komu jak najszybciej pragnęło się zejść z oczu. Liam miał trudny charakter, chociaż z drugiej strony, być może tylko względem niego, Castiela i Lany, lubił postępować w tak uciążliwy sposób. To zresztą wyjaśniało, dlaczego ta ostatnia tak bardzo lubiła go drażnić.

To nie problem, tylko prośba, sprostował, siląc się na cierpliwość. Nawet nie próbował się tłumaczyć, w zamian decydując się przejść do sedna. Nie miał czasu, chcąc jak najszybciej zabrać dziewczynę w bezpieczne miejsce i... spróbować ustalić to i owo. Jakbyś był tak dobry i w wolnej chwili doprowadził mi Castiela do stanu używalności...

Nie mam czasu i cierpliwości, by uganiać się za nim po jakichś spelunach, obruszył się Liam.

Nie będziesz musiał. Marco mimowolnie wywrócił oczami. Właśnie oberwał kołkiem, oznajmił bez ogródek.

W pierwszej kolejności wyczuł konsternację wyraźnie zaskoczonego wampira. Przez kilka następnych sekund panowała cisza, podczas której Liam najpewniej próbował dojść do wniosku, że Castiel mógłby doprowadzić kogoś do ostateczności. Wniosek w gruncie rzeczy był oczywisty, ale mężczyzna i tak wydał się Marco zaniepokojony.

Ktoś was zaatakował?

Przeciwnie, zapewnił pośpiesznie. Zaczynał się niecierpliwić, nie chcąc ryzykować, że dziewczyna mogłaby ocknąć się zbyt wcześnie. Z gwoli ścisłości: ja dźgnąłem go kołkiem. Wytłumaczę ci później, chociaż... To jak, zrobisz to dla mnie czy nie?

Nawet nie czekał na odpowiedź, bezceremonialnie się wycofując, by nie ryzykować zbędnych pytań. Sam nie miał pewności, co takiego mógłby mu powiedzieć, zresztą znał podejście Liama do przepowiedni Lany, legend i wszystkich nieuzasadnionych naukowo kwestii. W wielu przypadkach bywał równie ostrożny, kiedy w grę wchodziło to, co mówiła mu wampirzyca, jednak tym razem było inaczej. Podświadomie czuł, że postępuje właściwie, zresztą ta dziewczyna... Cóż, dla pewności lepiej było utrzymać ją przy życiu, tym bardziej, że od chwili jej powrotu coś wyraźnie się zmieniło – z tym, że nadal nie miał pojęcia co.

Krótko spojrzał na Castiela, dochodząc do wniosku, że nawet Liam nie będzie na tyle złośliwy, by zostawić wampira w takim stanie i to na dodatek w środku lasu. Już i tak było ich mało, zresztą wszyscy stali po jednej stronie. W najgorszym wypadku ta dwójka miała rzucić się sobie do gardeł, choć i to działo się tak często, że zdążył się już do tego przyzwyczaić. Od lat musieli znosić swoje towarzystwo i coraz to nowsze wyskoki Castiela, choć w ostatnim czasie było gorzej. Marco był w stanie to zrozumieć, jednak nawet świadomość tego, co było przyczyną gorszego nastroju jego przyrodniego brata nie sprawiała, że był w stanie przymknąć oko na szaleństwa wampira. Obawiał się, że nieśmiertelny prędzej czy później miał zrobić coś, co doprowadziłoby do grobu ich wszystkich, a na to zdecydowanie nie mogli sobie pozwolić. Gniew i żałoba to jedno, ale istniały rzeczy ważne i ważniejsze, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło wspólne dobro – a oni mieli do stracenia o wiele za dużo, by pozwalać sobie na jakiekolwiek błędy.

Wygodniej ułożył Eveline w swoich ramionach, po czym raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Panująca wokół cisza miała w sobie coś kojącego, jednak i tak poczuł się zagrożony, nie mogąc pozbyć się wrażenia, iż w powietrzu jest coś, co powinno wzbudzić jego niepokój. To był dziwny rodzaj napięcia, który czuł już pierwszego dnia, kiedy Lana poinformowała go o tym, że dziedziczka Nightów wróciła do miasta. Teraz z kolei omal nie zginęła z rąk przypadkowego nieśmiertelnego, z sobie tylko znanego powodu błąkając się w okolicy w koszuli nocnej i wyglądając jak dziewczyna, która w istocie pasowałaby do opisu typowej ofiary Castiela – z tym, że zdecydowanie nią nie była.

Więc co tutaj robisz?, pomyślał, bezskutecznie próbując złożyć poszczególne fakty w spójną całość.

Jak mógł przewidzieć, oczywiście nie otrzymał odpowiedzi.

Wiedział, gdzie znajdowała się rezydencja Nightów. Piękny, dzielnie znoszący próbę czasu dom, dumnie stał na wzgórzu, górując nad okolicą i zachwycając wszystkich wokół. Zwłaszcza w ciemnościach robił wrażenie, na swój sposób niepokojący i o wiele zbyt duży, by nadawał się do zamieszkania przez jedną, kruchą dziewczynę – i to zwłaszcza po tym, co miało miejsce dwadzieścia lat wcześniej, a o czym wszyscy mieszkańcy Haven pamiętali aż do dnia dzisiejszego. Niewytłumaczone, tajemnicze wydarzenia zwykle miały to do siebie, że intrygowały, zapadając w pamięci ówcześnie żyjących śmiertelników, a także kolejnych pokoleń. Tak bez wątpienia było w przypadku tego domu i jego mieszkańców, o czym Marco zresztą wiedział przede wszystkim przez wzgląd na to, że śmierć Nightów nie była taka zwykła, rozchodząc się echem również pośród jemu podobnych.

Zmaterializował się w niewielkim oddaleniu od domu, dłuższą chwilę obserwując i starannie badając najbliższą okolicę. Pobliskie drzewa szeleściły łagodnie, zaś w powietrzu dało się wyczuć przyjemny, słodki zapach rosnącej w okolicy lawendy. Dom wyglądał na opustoszały, choć kiedy Marco się skoncentrował, wyraźnie wyczuł zapach należący do Eveline – i nic ponadto. Żadnych podejrzanych śladów, mogących świadczyć o bliskości kogokolwiek albo... czegokolwiek, jakkolwiek by to nie brzmiało.

Była jeszcze sama rezydencja, wzbudzająca całą mieszankę skrajnych emocji i wątpliwości. Nawet z odległości czuł potęgę tego domu, silną niczym czyjakolwiek obecność – porażającą, przytłaczającą i wzbudzającą silny niepokój. Marco nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem czuł coś takiego, jednak od zawsze wiedział, że rezydencja Nightów jest niezwykła. W gruncie rzeczy wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, lgnąc do tego miejsca i do samego Haven, niczym ćmy do zapalonej żarówki. Teraz wyraźnie widział, że ten dom był niczym serce wszystkiego – epicentrum tej niezwykłej energii, stanowiący jednoznaczne wytłumaczenie tego, dlaczego wszyscy brnęli właśnie do tej małej miejscowości. Podejrzewał to już wcześniej, jednak nigdy dotąd skupisko mocy nie było aż tak silne, wydając się emanować rodzajem jakiegoś wewnętrznego, niezidentyfikowanego blasku.

Coś się zmieniło, pomyślał po raz kolejny, teraz już całkowicie pewien takiego stanu rzeczy, choć to nadal nie tłumaczyło niczego – może pomijając to, że powodem musiała być ona. W milczeniu spojrzał na bladą twarz Eveline, więcej niż tylko pewny tego, że w jakiś niepojęty dla niego i siebie sposób pobudzała to miejsce, podsycając już i tak oszałamiającą moc – to, co byli w stanie wyczuć wszyscy nieśmiertelni, a o czym ona sama nie mogła wiedzieć. Kimkolwiek była, musiała być ważna, kiedy zaś Marco zdecydował się ruszyć w stronę pogrążonej w ciszy rezydencji, dotarło do niego, że dom na swój sposób musiał zapewniać śmiertelniczce ochronę.

Nie był tutaj mile widziany.

Poczuł to wyraźnie, niemalże musząc zmuszać się do tego, żeby bez chwili wahania podejść do drzwi. Jego instynkt wydawał się krzyczeć, nakazując mu natychmiast odwrócić się na pięcie i odejść, niezależnie od tego, jakie faktycznie były jego zamiary. Przez lata wampirzego życia nauczył się słuchać podszeptów intuicji oraz własnego ciała, jednak tym razem stanowczo odsunął od siebie niechciane myśli, koncentrując się przede wszystkim na tym, żeby zabrać dziewczynę do środka. Dopiero stojąc przed zamkniętymi drzwiami przekonał się, że to wcale nie musiało być takie proste i to pomimo tego, że zamek ustąpił bez najmniejszego problemu z chwilą, w której Marco zdecydował się musnąć mechanizm swoim umysłem.

Problem polegał na tym, że nie mógł wejść do środka. Dom Nightów – niezwykły czy też nie – był dla niego w równym stopniu niedostępny, co i każdy inny, w którym mieszkali śmiertelnicy i do którego nie został wcześniej zaproszony.

Wywrócił oczami, nie kryjąc irytacji, po czym ostrożnie postawił Eveline na ziemi. Natychmiast się zachwiała, wiotka i pozbawiona przytomności, utrzymując się w pionie tylko i wyłącznie dzięki jego uściskowi. Teoretycznie mógł wrzucić ją do środka, a potem uciec, obojętny na to, co mogłaby pomyśleć sobie o przebudzeniu na środku korytarza, taka możliwość jednak nie wchodziła w grę. Nie był Castielem, który lubił iść po linii najmniejszego oporu, zwykle ograniczając się do wykonania swoich obowiązków tak szybko i niestarannie, jak tylko było to możliwe – i to oczywiście pod warunkiem, że w ogóle decydował się powierzone mu zdanie wypełnić. Co więcej, Marco nie ukrywał tego, że był dziewczyny ciekaw, zresztą tak jak i zajmowanego przez nią nietypowego domu. Zapewnienie sobie swobodnego wstępu do rezydencji, mogłoby być bardzo praktycznym rozwiązaniem na przyszłość, tym bardziej, że zaczynał mieć pewne podejrzenia.

– Eveline – syknął, chwytając dziewczynę za ramiona i decydując się energicznie nią potrząsnąć. Jej głowa odskoczyła do tyłu, a dziewczyna wyprężyła się, kusząc wampira smukłą, odsłoniętą szyją. Wydął usta, ledwo powstrzymując się przed wysunięciem kłów, zwłaszcza kiedy zauważył siatkę biegnących pod bladą skórą żył. – Obudź się – nakazał, tym razem nie zamierzając ograniczać się wyłącznie do próśb.

Nie miał najmniejszego problemu z tym, żeby narzucić dziewczynie swoją wolę. Nagle wyprostowała się, otwierając oczy i szokując go pustym spojrzeniem niebieskozielonych, nienaturalnie rozszerzonych tęczówek. Źrenice Eveline stanowiły dwa malutkie punkciki, w pełni skoncentrowane na nim i prawie niewidoczne. Ciało zesztywniało, reagując na wpływ umysłu wampira i zapewniając mu całkowite posłuszeństwo z jej strony, co z pewnością nie przypadłoby samej zainteresowanej do gustu, gdyby choć podejrzewała, co takiego działo się wokół niej. Cóż, zdecydowanie gorszą alternatywą byłoby to, gdyby pozwolił jej zginąć, więc podejrzewał, że mogłaby mu to wybaczyć.

Nic się nie dzieje, pomyślał, uważnie przypatrując się bladej twarzy dziewczyny. Zwłaszcza w takim stanie i w podartej, brudnej koszuli nocnej wyglądała jak zjawa albo żywy trup. Cóż, gdyby nie powstrzymał Castiela, to wcale nie byłoby aż tak dalekie od rzeczywistości.

Zaproś mnie do środka – ponaglił, nie zamierzając zawracać sobie głowy uprzejmościami. I tak nie miała być w stanie tego zapamiętać. – No, już! Wejdź tam i mnie zaproś!

Początkowo nie zareagowała, wciąż chwiejąc się i będąc w stanie ustać w miejscu wyłącznie dzięki jego uściskowi. Dopiero po dłuższej chwili posłusznie zrobiła krok naprzód, przestępując próg i znikając w ciemnościach. Marco zamarł, mimowolnie nasłuchując i oczekując... Cóż, w zasadzie czegokolwiek, począwszy od huku, który świadczyłby o tym, że jednak upadła, po coś o wiele bardziej niepokojącego. Nie chciał się do tego przed samym sobą przyznawać, ale prawda była taka, że być może popełnił błąd, puszczając ją samopas, tym bardziej, że wciąż nie miał pewności, czy dom był pusty. Gdyby ktoś jednak czyhał na jej życie...

– Wejdź.

Wyprostował się, czując ulgę, kiedy z głębi korytarza doszedł go jej nieco drżący, brzmiący trochę jak automat głos. Wciąż miał pewne obawy, kiedy zdecydował się zrobić krok naprzód, niemalże spodziewając się natrafić na opór – niewidzialną ścianę, która uniemożliwiłaby mu wejście – jednak nic podobnego nie miało miejsca. Bez problemu przestąpił próg, co prawda wciąż czując wyraźną niechęć ze strony domu (To wciąż brzmiało niedorzecznie!), ten jednak nie miał najmniejszego wpływu na decyzję swojej zmanipulowanej przez Marco właścicielki.

Dostrzegł dziewczynę zaledwie kilka stóp od drzwi, stojącą spokojnie na środku korytarza. Straciła przytomność, ledwo tylko znalazł się na tyle blisko, by móc ją pochwycić, po raz kolejny biorąc na ręce. Znowu zapadła w sen, co jak najbardziej było wampirowi na rękę; o wiele łatwiej było kontrolować sytuację, kiedy nie musiał wysilać się i modyfikować biednej dziewczynie pamięci. Co prawda obawiał się tego, jak wiele mogła zapamiętać ze spotkania z Castielem, jednak po tym, co miało miejsce, szczerze wątpił w to, by zachowała którekolwiek z tych wspomnień. Zamierzał o to zadbać, zresztą podejrzewał, że w razie ewentualnych przebłysków, dziewczyna i tak miała uznać, że śniła.

Również wewnątrz domu panowała ta dziwna, niepokojąca atmosfera. Marco niemalże czuł potrzebę, by jak najszybciej wyjść na zewnątrz i trzymać się z daleka, chociaż nie zamierzał jej ulec. Cóż, dom go nie lubił, co zresztą było do przewidzenia, skoro mógł stanowić bezpośrednie zagrożenie dla dziewczyny. Najwyraźniej rezydencja Nightów stanowiła jakiś rodzaj ochrony, sprawując pieczę nad zamieszkującymi ją śmiertelnikami. Nie miał pojęcia czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale to mogło tłumaczyć, co takiego Eveline robiła na zewnątrz – z tym, że taki scenariusz nie brzmiał szczególnie zachęcająco.

Skoro dom stanowił ochronę, jedynym sposobem na dostanie się do dziewczyny, było wybawienie jej na zewnątrz. To mogłoby wyjaśnić, dlaczego błąkała się po lesie, najpewniej w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, jak i dlaczego znalazła się poza domem, ale...

Zaklął, po czym w pośpiechu ruszył wraz z nieprzytomną dziewczyną w stronę schodów. Wystarczyło kilka zaledwie sekund, by znalazł się na piętrze, otoczony dziesiątkami pozamykanych drzwi. Zawahał się, nagle mając wątpliwości co do tego, gdzie powinien się udać. Zapach Eveline unosił się w całym domu, a jej sypialnia mogła znajdować się dosłownie wszędzie. Nie miał ochoty, żeby zaglądać do każdego pokoju z osobna, nie sądził zresztą, by miał aż tyle czasu.

Spiął się, kiedy tuż za plecami usłyszał ciche skrzypnięcie. Kiedy w pośpiechu obejrzał się przez ramię, przekonał się, że jedne z dotychczas zamkniętych drzwi samoistnie się uchyliły. Lekko zmarszczył brwi, raz jeszcze sondując dom, podświadomie wiedział jednak, że poza nim i Eveline nie było w nim nikogo.

– Dziękuję bardzo – mruknął z przekąsem, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Więc był aż do tego stopnia niechcianym gościem, że nawet dom ułatwiał mu zadanie, byleby jak najszybciej się wyniósł?

Jakież to miłe...

Nie miał pojęcia, czego tak naprawdę powinien się spodziewać, dlatego znacznie uspokoił go widok czegoś, co bez wątpienia było sypialnią. W ciemnościach doskonale widział nawet najdrobniejsze szczegóły, więc bez trudu zorientował się, że musiał znajdować się w pomieszczeniu, które kiedyś pełniło funkcję pokoju dziecięcego. Jej pokoju...?

Nie miał pojęcia, to zresztą przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, kiedy zauważył ścianę pokrytą dziesiątkami ponaklejanych na siebie rysunków. Nawet z odległości widział, ze znamienita większość z nich przedstawiała jeden i ten sam symbol – cieniutki półksiężyc, pośpiesznie nakreślony niewprawną ręką dziecka. Niewiele myśląc, pośpiesznie przemieścił się, układając pogrążoną we śnie Eveline na materacu łóżka i podchodząc do malowideł, by lepiej im się przyjrzeć. Część rysunków samoistnie odchodziła od ściany, walcząc z czasem i słabnącym klejem, dlatego ostatecznie pokusił się o oderwanie jednego. Mógł pokazać go Lanie, po cichu licząc na to, że dzięki skrawkowi należącego do Nightówny papieru, będzie mogła zweryfikować swoje dotychczasowe przeczucia i powiedzieć mu coś więcej.

Zerknął na dziewczynę, ta jednak spokojnie spała, rozkosznie nieświadoma tego, co działo się wokół niej. Przyjął to z ulgą, dochodząc do wniosku, że zdecydowanie bardziej wolał ją w takim stanie, kiedy nie musiał przejmować się tym, co mogła zobaczyć i zapamiętać. Już i tak była w niebezpieczeństwie, a przynajmniej na to wydawało się wskazywać to, co do tej pory udało mu się wywnioskować.

Jeśli faktycznie coś wybawiło ją z bezpiecznego domu, nie było dobrze. Zwłaszcza w świetle tego, co powiedziała mu Lana, mógł założyć, że dziewczyna była w niebezpieczeństwie – i to w najlepszym wypadku. Obawiał się, że wie, kto próbował nakłonić ją do wyjścia, a później...

No cóż, jeśli tak, powinna była cieszyć się, że ostatecznie wpadła na Castiela. Gdyby zginęła z rąk wampira, to i tak byłoby korzystniejsze niż to, co wciąż mogło nastąpić.

Oparł się o ścianę, nie odrywając wzroku od Eveline. Nie sądził, by tej nocy po raz kolejny wydarzyło się coś, co mogłoby mieć niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo dziewczyny, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Być może szaleństwem było opieranie się na przypuszczeniach Lany, jednak na obecną chwilę nie miał żadnej innej alternatywy. Musiał dowiedzieć się więcej, a do tego czasu jedynym sensownym rozwiązaniem, które przychodziło mu do głowy, była próba utrzymania dziewczyny przy życiu. Jeśli to miało sprowadzać się do tego, że musiałby wisieć nad jej łóżkiem, kiedy spała...

No cóż, to nadal było lepsze od kłów Castiela i rozerwanego gardła. Gdyby spojrzała na to z tej perspektywy, na pewno nie miałaby nic przeciwko, zresztą nie miała niczego do powiedzenia. Cel uświęcał środki, a on i jego rasa mieli do stracenia o wiele za dużo, by tak pozwolił na to, żeby tej dziewczynie stała się krzywda – nie, jeśli faktycznie mogła okazać się ważna, a on miał coś do powiedzenia. Był odpowiedzialny za swoich podwładnych, a skoro tak, również za nią, chociaż taki stan rzeczy zdecydowanie nie był mu na rękę.

Domowi również nie i wyczuł to z chwilą, w której temperatura w pokoju raptownie spadła, a Marco niemalże poczuł, jak jakaś siła próbuje nakłonić go do wyjścia.

Nie marudź, tylko lepiej mi pomóż... Nie wiesz przypadkiem, w co mógłbym ją przebrać?

Tym razem żadna cudowna energia nie pokusiła się o to, żeby udzielić mu odpowiedzi.

Continuar a ler

Também vai Gostar

1.7K 331 38
Lumena: kraina nocy, gdzie Księżyc i gwiazdy są najjaśniejsze. Królestwo magii, którego przed dziesięciu laty omal nie zniszczył jego największy wróg...
1M 47.4K 53
Nazywam się Larissa mam 19 lat i zostałam obiecana mężczyźnie, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Wszystko to za sprawą niewyparzonego ję...
94K 2.8K 70
Co jeśli okaże się że Hermiona Granger nie jest szlamą a czarownicą czystej krwi ,i w dodatku córką samej najgroźniejszej śmierciożerczyni ,Bellatri...
2.3K 331 29
Wampiry od wieków towarzyszą nam w opowieściach, filmach, czy legendach, a jeśli bym Wam powiedziała, że nie tylko tam? Ciężki wypadek, brak funkcji...