Beauty of Darkness

literaturoholiczka

142K 10K 3.9K

Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brak... Еще

Informacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Zapomniane wspomnienia.
2. Uzależnienie.
4. Déjà vu.
5. Tam wcale nie jest bezpieczniej.
6. Błąd.
7. Okrutny los.
8. Potwory spod łóżka.
9. Pocałunki, które leczą.
10. Tak wiele nas łączy.
11. Wycieczki zakrapiane pocałunkami.
12. Bukiet czerwonych róż.
13. Jak wygrana na loterii.
14. Moje wszystko.
15. Przeznaczenie.
16. Niektórych zdecydowanie nie powinno się chronić.
17. Pustka.
18. Czas na zwierzenia.
19. Pozwól mi zapomnieć.
20. Podejrzenia.
21. Stare szkice.
22. Ciemność nie zawsze jest piękna.
23. Konsekwencje.
24. Opuszczony magazyn.
25. Krew na dłoniach i pustka w sercu.
26. Płomienie.
27. Piękno ciemności.
28. Pożegnania.
29. Nowe początki.
Epilog

3. Numer nieznany.

5.4K 332 151
literaturoholiczka

#BODwatt

Mercy

Pierwsze tygodnie na uczelni minęły pod znakiem ciągnących się w nieskończoność wykładów, bólu głowy, nieludzkiej ilości kofeiny i frustracji. Nocny tryb życia położył się cieniem na wymóg pojawiania się o diabolicznie wczesnych porach na zajęciach. Nieraz zdarzyło mi się przysnąć na krześle, dostać ochrzan od profesora i tłumaczyć, że nic mi nie jest, że to tylko zmęczenie.

            Jesień na dobre starła ostatnie ślady lata, zastępując słoneczne i gorące dni mroźnym wiatrem i niekończącymi się ulewami. Zamroczona obserwowałam, jak liście zmieniają swój kolor, a następnie uścielają drogi wielokolorowym dywanem.

Moje pojęcie czasu było nieco zaburzone. Czasem orientowałam się, że kolejny tydzień dobiega końca, robiąc miejsce nowemu, gdy ja wciąż żyłam w przeświadczeniu, że październik dopiero się zaczął. I tak w kółko. Godziny, dni, a nawet miesiące przelewały mi się przez palce i nie miałam nad tym większej kontroli.

Wspominałam beztroskie lato, te kilka miesięcy błogiego spokoju, kiedy to mogłam szaleć całą noc, przesypiać dnie i zataczać te błędne koło. Gdyby tylko istniała możliwość wyspania się na zapas, bez wątpienia bym z niej wtedy skorzystała.

Teren Imperial składał się z kilku małych budynków i głównego skrzydła. Czasem, by dotrzeć z jednych wykładów na drugie, musiałam pokonać cały kampus, oberwać zaciekawionymi spojrzeniami i dać się obezwładnić ostrym strugom deszczu.

Ludzie doskonale wiedzieli, kim jestem i byłam bezbronna wobec ich szeptów oraz nawarstwiających się plotek. Wiele osób próbowało ze mną porozmawiać, nawiązać jakąś znajomość. Robili wszystko to, co uchodziło za zupełnie normalne w środowisku studentów.

A ja byłam zbyt zmęczona, by chociażby myśleć o zawieraniu nowych znajomości. I wcale ich nie potrzebowałam.

Jedyną osobą, która budziła moje zainteresowanie na całej tej uczelni, był Cassian. Ten sam Cassian, który kilka tygodni wcześniej odwiózł mnie do domu, a teraz unikał jak ognia.

Ilekroć widziałam go na drugim końcu korytarza i ruszałam w jego stronę z zamiarem wypowiedzenia głupiego „dziękuję", on odchodził. Nie poświęcił mi ani jednego spojrzenia, jakby wolał udawać, że nie istnieję.

Na tym świecie nie istniał żaden powód do tego, by nagle zaczął się mną interesować, ale ja nie potrafiłam wyrzucić z pamięci tamtej nocy i narodzonych we mnie uczuć względem tego mężczyzny. Połączenie między nami zdawało się wręcz namacalne, a on bezdusznie je zrywał za każdym razem, gdy próbowałam przyciągnąć go bliżej.

Nie wiem, czy naprawdę moje istnienie tak mało go obchodziło, ale naprawdę mnie tym wkurzał. Był jedyną osobą, z którą miałam ochotę porozmawiać po kolejnych i kolejnych bezsennych nocach, bo miałam wrażenie, że mnie zrozumie – sama nie wiem, skąd czerpałam tę pewność, ale ona była we mnie niczym żywa istota. Był też człowiekiem, któremu chciałam po ludzku podziękować, przy okazji sprawdzając, czy znów doświadczę tego napięcia między nami, gdy zajrzę mu w oczy. A on mi na to nie pozwalał.

Odgrodził się ode mnie, przy czym wydawał się tak zajęty, jakby nie miał nawet czasu oddychać. Nie wiem, czy to słuszne wrażenie, ale ilekroć go widziałam, nie mogłam zignorować śladów zmęczenia na jego bladej twarzy. Takich samych śladów, jakie sama nosiłam na skórze.

Więc wreszcie dałam sobie spokój. Skoro wolał pozostać w rzeczywistości, w której nie ma miejsca dla dziewczyny, którą skarcił za wsiadanie do samochodu obcego faceta i za palenie, to równie dobrze mogłam wziąć udział w jego gierce i tak samo udawać, że pozbyłam się wszystkich związanych z nim wspomnień.

Żyłam więc dalej, wmawiając sobie, że mężczyzna, który jako pierwszy od wielu lat obudził we mnie cząstkę zainteresowania, wcale nie jest prawdziwy. Nie zwykłam przywiązywać wagi do ludzi, którzy mieli mnie gdzieś i nie zamierzałam za nim biegać, choć przychodziło mi to z niewiarygodnym trudem.

Zamiast więc tonąć w domysłach, próbowałam skupić się na nauce. Akurat przemierzałam podłużny korytarz, patrząc to w telefon, na którym wyświetlał się plan moich zajęć, to na mijane przeze mnie drzwi. Wciąż nie rozpracowałam rozmieszczenia sal wykładowych, choć po prawie miesiącu spędzonym na uczelni zapewne powinnam mieć to w małym paluszku.

            Zorganizowanie się i przestawienie na nowy tryb życia okazywało się być ponad moje siły.

            Dotarłam na sam koniec holu, gdzie zebrała się mała grupka studentów. Czekali pod salą, zapewne na przybycie profesora, a ja próbowałam wyjrzeć zza morza ramion na numer, którym zostały opatrzone drzwi. Z trudem udało mi się nie okazać swojej frustracji, gdy ciągle ktoś zasłaniał mi widok.

            – Cześć, masz tu zajęcia? – usłyszałam aksamitny kobiecy głos za moimi plecami. Obróciłam się przodem do nieznajomej i choć w pierwszej sekundzie zupełnie jej nie rozpoznałam, to wraz z upływem kolejnych zaczęłam dostrzegać więcej i więcej szczegółów.

            Mogłam się mylić, ale byłam prawie pewna, że stojąca przede mną dziewczyna to nikt inny, jak Laurette Anders. Zwracała na siebie zbyt wielką uwagę w czasach szkoły średniej, bym mogła tak łatwo wyrzucić ją z pamięci.

            Wraz z tą świadomością, uderzyła we mnie następna – Laurette była dziewczyną Astona i jednocześnie przyjaciółką Eliasa i Cassiana.

            W jej niebieskich oczach pojawiło się wahanie, jakby i ona doskonale wiedziała, kim jestem. I pewnie tak też było. Obie zostałyśmy wepchnięte w świat elit, gdzie żadna twarz i żadne nazwisko nie pozostawały tajemnicą.

            – Nie wiem – odparłam. Przeskakiwała wzrokiem po mojej twarzy, jakby zastanawiając się, czy powinna ze mną rozmawiać. – To sala numer trzysta osiem?

            Potrząsnęła głową.

            – Trzysta osiem jest w budynku naprzeciwko.

            Świetnie. Wychodziło na to, że znów się spóźnię.

            Podziękowałam jej cicho i już miałam ruszyć do wyjścia, gdy w miejscu zatrzymało mnie jej ciekawskie spojrzenie. Niemal słyszałam, jak trybiki pracują na pełnych obrotach w jej głowie.

            – Mam coś na twarzy? – zapytałam może zbyt opryskliwym tonem. Złość na samą siebie i swoją nieporadność wzięła nade mną górę.

            – Nie.

            – Więc...?

            Nie odpowiedziała, ale w dalszym ciągu nie odrywała ode mnie tego lepkiego wzroku.

            Westchnęłam ciężko.

            Może... Może Cassian jej o mnie coś mówił. A może nie. Może po prostu zdobyłam jej zainteresowanie, tak samo zresztą jak niemal każdej innej osoby na tej uczelni.

            Nie od dziś musiałam się z tym mierzyć. Moja rodzina uchodziła za zagadkową. Wokół nazwiska Bonavich powstało tak wiele plotek, że nie sposób było nad nimi nadążyć.

            Mogłabym się wściec i zażądać, by przestała się na mnie głupio gapić. Mogłabym też odejść i zignorować jej dziwne zachowanie.

            Zamiast tego postanowiłam skorzystać z pewnie jedynej danej mi okazji na to, by jakkolwiek nawiązać kontakt z Cassianem.

            – Mogłabyś podziękować ode mnie Cassianowi? Za podwózkę.

            Moje słowa w żaden sposób ją nie zdziwiły, co tylko potwierdziło moje wcześniejsze przypuszczenie... Może naprawdę mówił Laurette o tamtej nocy, mimo że to wydawało się pozbawione sensu. Po co miałby o tym wspominać? Byłam tylko jedną z wielu zagubionych dziewczyn, które zachowują się lekkomyślnie i wsiadają do samochodów obcych facetów w nadziei, że ten ich nie skrzywdzi. Prawda?

            – Przekażę podziękowania – odpowiedziała cicho.

            Zadowolona pokiwałam głową i nie myśląc już więcej o tym jej spojrzeniu, ruszyłam do drzwi.

***

Przygotowałam melisę, tabletki z melatoniną, rozpaliłam w kominku i wymieniłam pościel na świeżą, a to wszystko w ramach kolejnej z rzędu próby zaśnięcia o normalnej godzinie. Nazajutrz musiałam pojawić się na uczelni o siódmej rano i miałam spędzić tam pół dnia, więc dobrze byłoby wreszcie złapać więcej niż marne trzy czy cztery godziny snu.

            Ilekroć jednak siadałam na łóżku, całe zmęczenie, które wcześniej gościło na moich powiekach, kruszyło się, aż wreszcie całkiem ulatywało. Nieważne, ile razy zmieniałabym ułożenie pokoju, ile remontów bym robiła i na ile kolorów pomalowałabym ściany, byle tylko przestały mi się kojarzyć z mrocznymi czasami mojego dzieciństwa. Nic nie działało. Koszmarne wspomnienia zdawały się wsiąknąć już dawno w mury tego domu, tak silne, silniejsze ode mnie. Tańczyły w każdym kącie tej sypialni i tylko czyhały, aż zgaszę światło, aż stanę się bezbronna i zdana na ich łaskę.

            Drewno trzaskało w kominku, smagane przez ogień, który rzucał swą poświatę na czarną ścianę. Porozrzucane na podłodze książki i torebka pławiły się w ciepłym blasku. Pokój zagracały przeróżne rzeczy, nigdy nie sprzątałam w nim tak do końca, jakbym stale musiała sobie przypominać, że mieszka tu ktoś żywy. Ktoś, kto wcale przecież już dawno nie umarł od środka. Ktoś, kogo serce bije poprawnie.

            Przerzucałam się z jednej strony na drugą. Moje ciało zatapiało się w miękkości materaca, a skóra cieszyła bawełnianą pościelą, ale to wciąż za mało. Wypita przeze mnie herbata też nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, tak samo zresztą jak tabletki nasenne.

            Nic nie było silniejsze od trzymającej mnie w swych mackach bezsenności. Ta zdawała się być nieodłącznym elementem mojego istnienia. Była jakby ostrzeżeniem przed potworami, które mogą mnie dopaść, gdy tylko zmrużę oko. Gdy tylko stracę czujność.

            Miałam ochotę płakać z bezsilności. Leżałam na brzuchu, sen nie nadchodził, a moje oczy rejestrowały upływ czasu na starym, czarnym zegarze, stojącym na szafce nocnej obok świecy. Z oddali niosły się dźwięki szalejącego za oknami wiatru. Łyse gałęzie drzew uderzały o szyby.

            Ale w domu było cicho. Tak upiornie cicho.

            Westchnęłam z udręką, gdy wskazówki zegara przesunęły się na dwunastą. Żeby dotrzeć na uczelnię, musiałam wstać o szóstej, wciąż więc zostało mi sześć godzin snu. I gdyby tylko udało mi się zasnąć już teraz, wszystko byłoby w porządku.

            Ale wiedziałam, że to wcale nie będzie takie łatwe.

            Naszła mnie myśl, by zejść na dół, do kuchni, i zrobić sobie kolejną herbatę. Rozgrzać żołądek i znów liczyć na to, że melisa zdoła ukoić moje nerwy, pozwoli mi się rozluźnić. Ale mama miała wyjątkowo płytki sen, a schody w naszym domu skrzypiały ze starości.

            Przełożyłam poduszkę na drugą, chłodniejszą stronę, a w tym samym momencie telefon na podłodze zaczął wibrować. Sięgnęłam po niego wciąż w pozycji leżącej i zamrugałam gwałtownie, gdy oślepiła mnie jasność ekranu. Odzyskując ostrość spojrzenia, zdołałam zobaczyć w liście powiadomień ciąg cyferek. Wiadomość od numeru, którego nie miałam zapisanego w swoich kontaktach.

            Weszłam w SMS-y z szybko bijącym sercem.

            Nieznany: Dlaczego jeszcze nie śpisz, kochanie?

            Zamarłam. Zacisnęłam palce na telefonie, aż pobielały mi knykcie, a ta wiadomość na ekranie wciąż i wciąż nawiedzała moje oczy. Ciężki rodzaj strachu obrzucił swoją płachtą me serce, przygniatał mnie, aż oddech stał się płytki, niemal bolesny. Czułam doskonale, jak skórę na całym ciele pokrywa warstewka chłodnego potu.

            Wstrząsnął mną dreszcz.

            Pokój wypełniały odgłosy zmieniających się wskazówek zegara i mojego szybko bijącego serca. Gardło ściskało mi się z przerażenia, a kończyny jakby przyrosły do materaca. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam normalnie oddychać, ani myśleć.

            Mogłam tylko czytać raz za razem tę wiadomość.

            Dlaczego jeszcze nie śpisz, kochanie?

            To... To nie mógł być on, prawda? Sama przecież często poddawałam w wątpliwość jego istnienie. Więc to nie mógł być on. Nie.

            Ale kto inny?

            Telefon wypadł mi z ręki i uderzył w udo. Ten mały impuls sprawił, że krew w żyłach na nowo zaczęła się nagrzewać, a nogi jakby same zerwały z miejsca.

            W mojej głowie zasiało się spustoszenie.

            Zapaliłam najpierw lampkę nocną, a potem górne światło i w popłochu zaczęłam przetrząsać każdy kąt sypialni. Przerzucałam graty, puste butelki po napojach, stojące na półkach pluszaki. Zaglądałam do rogów, wszystkich zagłębień, ukrytych małych miejsc, gdzie ktoś mógłby podłożyć kamerę.

            Ale jej nie znalazłam.

            Nagle siedziałam na środku pokoju, szorstki materiał dywanu drapał moje odsłonięte nogi. Wokół mnie piętrzyły się ubrania i inne rzeczy, które powyrzucałam z szafek w napadzie szału, w tej bezmyślnej pogoni za próbą zrozumienia, co tak właściwie się właśnie wydarzyło.

            Włosy lepiły mi się do spoconych czoła i policzków, a koszulka przylegała ciasno do unoszącej się i opadającej w zawrotnym tempie klatki piersiowej. Jeśli wcześniej byłam choć odrobinę śpiąca, to teraz zmęczenie odpłynęło w dalekie, niedostępne dla mnie krainy. Zdawało mi się, że krew w żyłach została zastąpiona przez adrenalinę.

            Podniosłam się z ziemi i powolnym, niemal ostrożnym krokiem, zbliżyłam się do łóżka. Telefon leżący na materacu podjudzał mój strach, jakby samo w sobie urządzenie mogło wyrządzić mi krzywdę.

            Głupota. Wcale nie mogło. Ale człowiek po drugiej stronie już tak.

            Złapałam komórkę w drżącą dłoń. Raz jeszcze upewniłam się, że wcale nie wymyśliłam sobie tej wiadomości. Ale nie. Ona tam była. Samotnie zdobiła czat.

            Wpisałam numer w wyszukiwarkę internetową. Nic.

            Spróbowałam zadzwonić, ale powitał mnie jedynie komunikat o niedostępności tego numeru, jakby ktoś tylko wysłał mi SMS-a, a potem... Może to numer na kartę. Na kartę, która teraz była już zniszczona.

            Tej nocy nie udało mi się już zmrużyć oka. Pozostawałam w stanie gotowości. Każdy zmysł był wyczulony i czujny. Nie gasiłam lampki nocnej. Wpatrywałam się do rana w gasnący w kominku płomień i próbowałam wyrzucić z głowy wszelkie obawy oraz wspomnienia.

            Bezskutecznie.

***

11 lat wcześniej

Przez całą drogę z przyjęcia do domu czułam snujące się po wnętrzu auta nieprzyjemne napięcie. Błądziłam wzrokiem między tatą, którego nozdrza falowały wściekle, a mamą, która garbiła ramiona i nieustannie przygryzała dolną wargę. Nie zdziwiłabym się, gdyby zraniła się w ten sposób do krwi.

            Moja sukienka brudziła skórzane fotele błotem. Pod stopami, z moich butów nazbierało się kilka źdźbeł trawy i mokre plamy. Czułam, jak oblepione w ziemi i piasku pasma włosów lepią mi się do skóry na karku, jakby przybierały postać wspomnienia o chwili sprzed kilkunastu minut, gdy spokojnie wpatrywałam się w gwiazdy, dopóki nie dołączył do mnie ten chłopak.

            I jak potem razem je podziwialiśmy. Miałam wrażenie, że patrzyliśmy w niebo tymi samymi oczami, że zauważamy dokładnie te same szczegóły, a w naszych głowach krążyły te same myśli.

            To tak bardzo dziwne, ale poczułam się tak naprawdę zrozumiana pierwszy raz od... Pierwszy raz. W całym moim dziewięcioletnim życiu nie doznałam jeszcze tak silnego poczucia, jakby ktoś dokładnie znał moje pragnienia. I jakby je podzielał.

            To jedno z niewielu dobrych wspomnień, które miałam ochotę zamknąć w słoiku i wracać do niego za każdym razem, gdy będzie mi źle.

            Wtedy nie sądziłam, że po latach wyrzucę to z pamięci.

            Krótko po powrocie do naszej zapierającej dech w piersiach rezydencji, mama wysłała mnie na piętro i kazała przygotować się do snu. Dziwne, że ani ona, ani ojciec, nie skarcili mnie jeszcze za pobrudzoną sukienkę. Słowem nie wspomnieli o tym, że wymknęłam się z balu, by spędzić jego znacznie większą część w ogrodzie.

            Uznałabym to za niepokojące, gdyby moich myśli nie zaprzątał ten chłopiec.

            Grzecznie pognałam do swojej sypialni i skorzystałam z łazienki. Kusiło mnie, by nie pozbywać się z ciała wszystkich śladów błota. Gdybym tylko mogła, zatrzymałabym je na skórze już na zawsze, bo gdy tylko woda zabrała je ze sobą do odpływu... Przepełniła mnie gorycz.

            Chcę tam wrócić. Do ogrodu. Do nieba. Do tego chłopca. Chcę z nim porozmawiać chwilę dłużej, poznać jego myśli tak dokładnie, jak on poznał moje.

            Pragnę tego.

            Wspięłam się na łóżko, czysta, z wilgotnymi włosami i w bawełnianej piżamie składającej się z krótkich spodenek i prostej białej bluzki. Wpakowałam nogi pod kołdrę i zapaliłam lampkę nocną, by przy jej słabym świetle zapisać kilka kluczowych słów związanych z tym wieczorem.

            Chwyciłam w dłoń czarny cienkopis i próbowałam odtworzyć z pamięci twarz tego chłopaka. Nie mogłam poszczycić się zbyt wybitnymi umiejętnościami, ale robiłam, co mogłam, by jak najlepiej oddać jego piękno. Tło ozdobiłam gwiazdkami – mniejszymi i większymi, a potem zapisałam datę na dole strony i przejechałam po niej dłonią.

            Zamknęłam notes i przełożyłam czarną okładkę elastyczną gumką. Włożyłam go pod poduszkę, a potem przewróciłam się na bok i z uśmiechem na ustach próbowałam zasnąć.

            Krzyk dobiegający z parteru zabrał jednak mój dobry nastrój. Nie zdołałam rozpoznać konkretnych słów, ale wyczuwałam ich wrogość. Były takie... takie przesiąknięte wszystkim, co złe.

            Moją klatkę piersiową od razu zaatakowało ostre kłucie. Serce ścisnęła obręcz strachu.

            Podniosłam się do siadu i ponownie pociągnęłam za sznurek, włączając lampkę nocną.

            Nasłuchiwałam.

            Krzyki ucichły, pojawiło się za to ciężkie stąpanie po schodach. Podłoga zaskrzypiała, gdy ktoś wszedł na piętro i ruszył korytarzem w stronę... mojego pokoju. Tak, chyba tak. Obok znajdowała się łazienka, ale ta należała do mnie, więc nie istniał żaden powód do tego, by ktoś nagle zechciał skorzystać akurat z niej.

            Pukanie do drzwi potwierdziło to przypuszczenie.

            Odchrząknęłam i z wciąż ściśniętym gardłem zawołałam ciche „Proszę!".

            Głowa taty wychyliła się zza drzwi. Zamrugał i delikatnie zmarszczył swoje proste i gęste brwi, pewnie zdziwiony, że jeszcze nie śpię. Wówczas wszedł do mojej sypialni, wciąż jednak trzymając klamkę, jakby miał wyjść równie szybko. Nadal miał na sobie garnitur, ale ściągnął marynarkę, pozostając w ciemnoszarej koszuli.

            – Zejdź na chwilę, dobrze?

            Machinalnie pokiwałam głową. Czekał, aż zwlokę się z łóżka. Opuściłam stopy na podłogę i zrzuciłam z bioder kołdrę. Przetarłam oczy w drodze do drzwi. Powieki obklejało mi zmęczenie.

            – Coś się stało? – zapytałam cichutko, chwytając tatę za jego ciepłą i wielką dłoń.

            – Zaraz porozmawiamy.

            Schodami zeszliśmy na parter. Każdy kolejny krok ściskał mój żołądek coraz mocniej ze stresu. Czułam doskonale, jak moja dłoń zaczyna się pocić, a klatka piersiowa obrastać w natarczywym bólu, gdy serce uderzało w nią tak bezlitośnie mocno.

            Na dole światła paliły się w niemal każdym pomieszczeniu. Chwilowo oślepiła mnie ta niespodziewana jasność. Chłód kafelek drażnił podeszwy moich nagich stóp, gdy skręciliśmy w prawo, wchodząc do salonu. Tam czekała już na nas mama. Aksamitna suknia prezentowała bezbłędną elegancję na jej smukłym ciele, ale oczy... W nich znajdowało się coś dziwnego. Jakiś wyraz, którego nie potrafiłam rozszyfrować.

            Tata zasiadł w pojedynczym fotelu z wysokim oparciem, naprzeciwko mamy, i przywołał mnie do siebie gestem ręki. Podeszłam do niego na miękkich nogach, a potem usiadłam na kolanach ojca, zgodnie z jego życzeniem. Otoczył mnie ramieniem w pasie, a wolną dłonią sięgnął po szklaneczkę whisky.

            – Dobrze bawiłaś się na przyjęciu? – skierował pytanie w moją stronę.

            Och. Och, nie. Czy zamierzał ukarać mnie za to wymknięcie się na ogród?

            Przecież nie stało się nic złego. Chciałam tylko... Chciałam uciec. Chciałam popatrzeć w moje ukochane gwiazdy, nic więcej... Przecież... Powinien zrozumieć.

            Mama zaczęła wiercić się na swoim miejscu, ale ja, mimo że obleciał mnie potężny strach, pozostawałam nieruchoma.

            To pytanie jest pułapką, pomyślałam.

            – Tak – odparłam z wahaniem.

            – Hmm... – Jego klatka piersiowa zawibrowała. Odsunęłam się nieco, by nie czuć tego bijącego od niego ciepła. Było mi wystarczająco gorąco z nerwów. – Skoro bawiłaś się dobrze, to czemu wyszłaś na zewnątrz?

            Próbowałam zajrzeć mamie w oczy, ale ona unikała mojego wzroku. Bawiła się placami u dłoni, noga podrygiwała jej nieustannie.

            – Chciałam... W sali było tak ciepło i...

            – Wiesz, że nie powinnaś wychodzić sama – wtrącił wciąż tak zwodniczo spokojnym tonem. Po samym brzmieniu jego głosu nie powiedziałabym, że był zły, ale tata... On okazywał swą wściekłość w każdy inny sposób. – Mogłoby ci się tam stać coś złego.

            – Przepraszam – wykrztusiłam słabo i piskliwie.

            – To nie twoja wina, córeczko. – Sięgnął do moich włosów i przerzucił je na jedno ramię. Wstrzymałam oddech. – Bardziej zastanawia mnie to, co robiła twoja matka, gdy ty pałętałaś się po ciemnym ogrodzie.

            Powoli zmarszczyłam brwi.

            Nie moja wina? To znaczy, że wcale nie jest na mnie zły?

            – Mogłaś wpaść do stawu. Woda sięga tam naprawdę, naprawdę głęboko. Mogłaś się utopić. Jak bym sobie bez ciebie poradził? – Gładził bok mojej szyi opuszką kciuka. – Co robiła twoja mama? Gdzie była, gdy ty się wymknęłaś?

            Nic z tego nie rozumiałam. Mama... Rozmawiała z jakimś panem. Ale to wciąż nie jej wina, racja? Przecież nie była w stanie kontrolować mnie przez cały wieczór. Inne dzieci też bawiły się same, z dala od ich rodziców.

            – Nie wiem.

            – Wiesz – naciskał tata. – Wiesz przecież. Co robiła?

            Nogi, które zwisały mi nad podłogą, zaczęły drżeć.

            – Rozmawiała – spuściłam podbródek – z kimś.

            – Mhm, rozmawiała, zamiast cię pilnować.

            Dlaczego mama nic nie mówi?

            – A powinna o ciebie dbać, nie sądzisz? – kontynuował. – Powinna, bo gdyby cię kochała... Gdyby cię kochała, nie spuściłaby cię z oka.

            Co?

            Uniosłam wzrok na matkę, która w dalszym ciągu milczała, przejawiając swoje zdenerwowanie jedynie w postaci drżenia kończyn i tego zagryzania warg. Ciągle je gryzła. Ciągle i ciągle.

            Ale... Kochała mnie. Na pewno. Musiała mnie kochać. Mówiła mi to dość często.

            – Gdyby tylko kochała cię tak bardzo, jak kocham cię ja – dodał niskim tonem. – Urodziła cię. Nosiła w swoim brzuchu przez dziewięć miesięcy. Trzymała w ramionach, karmiła, usypiała i czuwała nad tobą, ale gdy pojawił się on... Cóż, córeczko, chyba nie możemy z nim konkurować.

            Jaki on? O kim mówi tata?

            Choć miałam tak wiele pytań, nie zdobyłam się na odwagę, by zadać choć jedno z nich. Nie, gdy czułam, że tata miał zupełnie inny plan.

            – Wolałaby być częścią innej rodziny, wiesz? Nie chce nas tak bardzo, jak chce kogoś innego. Zrobiła mi przykrość.

            Obróciłam głowę i wyjrzałam na tatę przez ramię. W jego oczach rzeczywiście widziałam smugi żywego smutku.

            – Płakałeś? – szepnęłam.

            – Nie, ale bardzo chciałem.

            Wydęłam wargi w szczerym żalu.

            – Przez twoją mamę – ciągnął. – Przez nią. Czy tobie nie jest równie smutno z myślą, że kogoś innego kocha bardziej od nas?

            Nawet nie musiałam zastanawiać się nad odpowiedzią. Jeśli cokolwiek z tego, co mówił tata, było prawdą, to... Tak, czułam smutek. Wypełnił swą goryczą każdy milimetr mojego istnienia.

            – Jest – przyznałam.

            Westchnął ciężko.

            – A nie powinno. Mama powinna sprawiać, że jej dzieci są szczęśliwe. Że są docenione. Kochane. Zgodzisz się ze mną, Mercy?

            Kiwnęłam głową.

            – Wstań – poprosił łagodnie, a ja od razu spełniłam jego polecenie. Jednocześnie przeniosłam wzrok na mamę i próbowałam zrozumieć, dlaczego kogoś innego kocha bardziej. I kim był ten ktoś. – Co się dzieje, gdy zrobisz coś złego? Coś, co mi się nie podoba?

            Wtedy się boję. Wtedy tak bardzo się boję.

            – Muszę przeprosić i... I przemyśleć swoje zachowanie w pokoju. – W ciemnym pokoju bez źródła jakiegokolwiek światła, gdzie wyobrażenia o czyhających w mroku potworach zabijają powoli moją odwagę.

            – Tak. Mama jest jednak dużą dziewczynką, a duże dziewczynki kara się... nieco inaczej, wiesz?

            Nie. Nie wiem. Skąd mam wiedzieć?

            Posłałam mu pytające spojrzenie.

            – Nie boją się ciemności – podsunął. – A ich przeprosiny nie są szczere. Nigdy.

            Moje też nie zawsze były szczere, ale ten sekret postanowiłam zachować dla siebie.

            – Ale za to boją się czegoś innego. Wiesz, czego?

            Pokręciłam głową.

            – Bólu – rzucił z cieniem uśmiechu na ustach. Uśmiechu, którego nie potrafiłam zrozumieć, zważywszy na okoliczności. – Boją się bólu. Bólu i upokorzenia.

            Upokorzenia? Mama była dumną kobietą, jak niby ktoś miałby ją upokorzyć?

            – Jesteś zła na mamę?

            Tak. Nie. Nie wiem.

            Wzruszyłam ramieniem z braku lepszej opcji.

            – Nie kocha cię – wycedził. – Nie kocha i nie zadbała o twoje bezpieczeństwo. Chciała mi cię odebrać i uciec do kogoś innego – powiedział. – Nadal nie jesteś zła?

            Naprawdę? Naprawdę chciała zrobić to wszystko?

            Dolna warga zaczęła mi drżeć, a łzy piekły pod powiekami.

            – Podejdź do mamy i uderz ją w policzek – zażądał. – Pokaż jej, jak bardzo cię zraniła, córeczko.

            Coraz ciężej szło mi powstrzymywanie płaczu, gdy szloch zdawał się narastać w moim gardle.

            – Tatusiu... – wydusiłam.

            – Tak?

            – Chcę spać. – Pierwsza łza wyznaczyła szlak na moim policzku. Poczułam jej słony posmak na ustach, które zaraz oblizałam.

            – Pójdziesz spać za moment. Musisz najpierw ukarać mamę, dobrze?

            Nie. Wcale tego nie chcę. Chcę iść spać, chcę schować się pod kołdrą, chcę... Chcę być znów nad stawem.

            Ale mama... Czy mama naprawdę mnie nie kochała? Czy nie kochała nas?

            – Dalej, Mercy – nalegał. – Pokaż mamie swój ból.

            Nie. Błagam... nie.

            – Tato...

            – Chyba, że wolisz zostać ukarana za nią? – Wygiął brew ku górze, jakby naprawdę rozważał ten pomysł.

            A ja tak bardzo nie chciałam znów siedzieć w ciemności przez długie, długie godziny. Bo choć ją kochałam, choć doskonale widziałam jej piękno, to... To w pokoju nie mogłam patrzeć na gwiazdy. Nie było tam nawet okna i zawsze miałam wrażenie, że ściany przesuwają się powoli ku mnie i wkrótce mnie zmiażdżą.

            Nie chciałam zostać ukarana.

            Więc musiałam ukarać mamę. Przecież zasłużyła, racja? Skoro tata tak twierdził, to tak musiało być.

            Chwiejnym krokiem zbliżyłam się do matki. Każdy mięsień palił mnie żywym ogniem, a dłoń przylegała ściśle do boku, jakby protestując temu, co zamierzałam zrobić.

            Z całej siły zacisnęłam powieki, by nie móc na to patrzeć. By nie móc patrzeć na nią.

            Pokaż jej swój ból, powtórzyłam w myślach słowa ojca.

            Więc jej go pokazałam. Pokazałam, jak bardzo bolał mnie brak jej miłości.

            Uniosłam rękę i wymierzyłam uderzenie z otwartej dłoni w kobiecy policzek. Odgłos plaśnięcia odbił się echem w mojej głowie.

            Chwilę później zaczęłam płakać. Zaczęło się od cichego, wręcz nieśmiałego łkania, aż przeszło w desperackie zawodzenie.

            Przepraszam. Przepraszam, mamo. Tak bardzo przepraszam.

            Tata szybko wziął mnie na ręce i zaniósł na piętro. Ułożył na łóżku i przykrył kołdrą, a potem powtarzał w zapętleniu:

– Jesteś dobrą dziewczyną, Mercy. Córeczką tatusia. Zaraz zaśniesz i będzie ci lepiej.

            Ale ja nie mogłam przestać płakać.

            A sen wcale nie nadszedł.

            Kochaj mnie, mamo. Kochaj mnie, bym nigdy więcej nie musiała tego powtarzać.

            Nie chcę cię karać.

***

Twitter/Instagram: autorkaangelika

TikTok: literaturoholiczka

#BODwatt

Продолжить чтение

Вам также понравится

WICKED GAME [+18] goddess

Любовные романы

555K 37.9K 31
Druga część serii Wicked Games. Jedyne życie jakie zna Florence Elordi ma miejsce w Grants, na rodzinnej farmie. Chociaż dziewczyna marzy o założeniu...
aphrodite [+18] goddess

Любовные романы

711K 39.3K 26
Minęło pół roku. Sprawa prowadzona przez Vivid Chambers i Dante Gallaghera została umorzona. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczna sekta przestała...
Losing Control wiksa

Подростковая литература

1.4M 30.8K 44
1 część dylogii „Lost" ~06.01.2022.~
Doctor's Love Drzewko4

Любовные романы

59.6K 6.7K 24
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...