Chance From Fate [+18] [ ZAWI...

De nightcourtnadine

36.6K 1.7K 845

"Powiedz tylko słowo, a to zrobię, moja słodka." Vanity Ashby to kobieta, która bardzo szybko założyła rod... Mai multe

PLAYLISTA
PROLOG - korekta
ROZDZIAŁ PIERWSZY - korekta
ROZDZIAŁ TRZECI - korekta
ROZDZIAŁ CZWARTY - korekta
ROZDZIAŁ PIĄTY - korekta
ROZDZIAŁ SZÓSTY - korekta
ROZDZIAŁ SIÓDMY - korekta
ROZDZIAŁ ÓSMY - korekta
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY - korekta
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - korekta
ROZDZIAŁ JEDENASTY - korekta
ROZDZIAŁ DWUNASTY - korekta
ROZDZIAŁ TRZYNASTY - korekta
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

ROZDZIAŁ DRUGI - korekta

1.5K 85 63
De nightcourtnadine

#chancefromfatewatt 🌚

Vanity

Wieczór minął dość spokojnie. Wróciłam przed Warrenem, więc zrobiłam wszystko, co zaplanowałam sobie wcześniej. To znaczy, mogłam to na razie olać i iść wziąć kąpiel, ale wolałam najpierw posprzątać, niż potem słuchać narzekań męża.

Oczywiście naczynia zostawił, nawet się nie pofatygował z włożeniem ich do zmywarki.

Dzieci były z nim, z moim tatą lub z mamą, więc o to nie musiałam się martwić.

Po posprzątaniu kuchni, usiadłam na kanapie i odchyliłam głowę do tyłu. Położyłam dłoń na brzuchu, co przypomniało mi o dzisiejszym incydencie z koktajlem. Moje myśli od razu powędrowały w stronę mężczyzny, którego imię udało mi się poznać. I choćbym chciała, nie potrafiło wyjść z mojej głowy.

Armin. Armin Villin.

Ten mężczyzna zdecydowanie mnie zaintrygował, jednak nie mogłam nic zrobić z faktem, że posiadałam jego numer telefonu. W ogóle nie wyciągnęłam wizytówki z kieszeni płaszczu. Już tam zostanie. Nie powinnam oglądać się za nieznajomym, kiedy w domu czekały na mnie dzieci i, co prawda do wymiany, mąż.

Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, więc spojrzałam w kierunku przedpokoju. Po chwili mogłam zobaczyć stojącego w salonie Warrena.

— Co z twoim swetrem? — wskazał palcem na ogromną plamę zdobiącą ubranie.

— To nic takiego — machnęłam ręką, a następnie wstałam. — Idę wziąć kąpiel.

Odwróciłam się z zamiarem pójścia na górę, lecz zatrzymała mnie jego dłoń.

— A może być ona wspólna? — zapytał tuż przy moim uchu. Poczułam pierwsze muśnięcie jego ust na szyi, a po pierwszym pojawiły się kolejne. — Dzieciaki zostają u twojego taty.

Mieliśmy oglądać bajkę... czy on zrobił to specjalnie?

Och, z pewnością.

— Warren... — nie miałam na to ochoty. Dawno nie pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć, więc wiedziałam, że tak szybko nie odpuści.

— Vanity, cały czas mnie odpychasz. Nie wiem już, co mam zrobić, żeby...

— Żeby móc mnie pieprzyć? — mój głos wręcz ociekał kpiną. — Czy seks jest potrzebny do tego, żebyśmy byli dobrym przykładem dla dzieci?

— Co? Oczywiście, że nie — po jego tonie mogłam stwierdzić, że nie spodziewał się słów. — Tu chodzi o to, że tęsknię za twoją bliskością. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz się przede mną rozebrałaś, a co dopiero, ile czasu minęło odkąd uprawialiśmy seks.

— Czy ty naprawdę uznałeś, że wypowiedzenie tego na głos będzie mądrym posunięciem? Warren, tymi słowami pokazałeś mi, że dla ciebie bliskość odnosi się wyłącznie do kontaktu, który ma prowadzić do seksu!

— Boże, to wcale nie tak — czułam, że zaczyna się irytować tą rozmową. — Nawiązałem do tego, dlatego że po prostu teraz jestem na ciebie naprawdę napalony. Oczywiście, że bliskość jest dla mnie czymś więcej i, przede wszystkim, czymś ważniejszym niż seks.

Jasne, zobaczymy co mi powiesz, gdy następnym razem nie włożę naczyń do zmywarki.

— Warren, zrozum, że...

— Nie daj się prosić, Vannie — mruknął, przyciskając mnie do swojego ciała. Westchnęłam i odpuściłam, bo taka opcja była najlepsza. Warren, jeśli coś nie szło po jego myśli, potrafił zrobić zbędną awanturę. Czułam, że jeszcze chwila i mogłabym się pożegnać ze spokojnym wieczorem.

Dlatego ulegnięcie mu stawało się dla mnie drogą do uniknięcia krzyków.

Wiedziałam, że taki tok myślenia był głupi, ale ja po prostu nie miałam siły.

Pociągnęłam go w stronę schodów, gdzie poszedł ochoczo. Weszliśmy do łazienki, a wtedy zaczęłam powoli ściągać z siebie ubrania. Kiedy się odwróciłam, Warren stał już kompletnie nagi.

— Moja piękna żona — powiedział cicho, przyglądając się mojemu ciału. Szczerze, już nie wierzyłam w ani jedno słowo dotyczące mojego wyglądu, które wychodziło spomiędzy jego ust.

Raz, jak był pijany, to zaczął komentować, że powinnam chodzić na siłownię razem ze znajomą jakiegoś jego kolegi. Dodał też, że kupił mi sukienkę o rozmiar mniejszą i mam się w nią jakoś wcisnąć, bo inaczej nie pójdę na urodziny jego matki. Mi to było na rękę i mogłam się nawet roztyć, aby nie iść do tej żmii, ale komentarze i tak w jakimś stopniu mnie dotknęły. Niby był pijany, ale rano naprawdę zobaczyłam wspomnianą wcześniej sukienkę w szafie.

Od tego wydarzenia minęło półtora roku, ale ja należę do pamiętliwych osób. Oczywiście kocham swoje ciało, jednakże nie miałam zamiaru ignorować tak krzywdzących słów kierowanych w moją stronę. Gdybym nie miała poczucia własnej wartości, mój mąż zapędziłby mnie w kompleksy.

A powinno być odwrotnie... Czy jestem zaskoczona? Nie bardzo, temu domu i tak daleko do normalności.

Dlatego nie komentując w żaden sposób jego słów, spojrzałam na wannę, żeby zobaczyć, ile wody już w niej było. Poczekałam jeszcze chwilę, a następnie usiadłam w ciepłej wodzie. Zamknęłam oczy i chciałam się oprzeć tak, aby było mi wygodnie, ale wtedy Warren kazał się przesunąć. Usiadł za moimi plecami, a dłonie owinął wokół mojego brzucha. Jeździł nimi raz w górę, raz w dół. Oczywiście nie mógł nie zahaczyć jedną dłonią o pierś. Już jej nie zabrał, tylko stale zaciskał na niej palce.

— Widzisz, jak dobrze? Mogłoby tak być zawsze — mruknął, wkładając drugą ręką pomiędzy moje uda. Po głosie mogłam słyszeć, że się uśmiecha.

   Ja siedziałam z obojętną miną. Nie miałam powodów do radości, co dotyczyłyby Warrena, nie licząc dzieci.

Nie odezwałam się ani słowem, tylko skupiłam na wodzie przelatującej mi między palcami.

Tak samo przeleciały mi marzenia sprzed nosa...

***

— Miałeś zawieźć dzieci do szkoły! — krzyknęłam na leżącego w łóżku, półprzytomnego Warrena.

— Byłem zmęczony — warknął, zakrywając oczy. — Dlaczego ty tego nie zrobiłaś? Nic nie robisz w domu, więc raz na kiedy mogłabyś ich podwieźć.

— Słucham? Ja nic nie robię? — czułam, że jestem na granicy wytrzymałości. — Nie masz pojęcia, co robię w domu, bo masz na to wszystko gdzieś!

— Mamusiu, nie krzycz na tatę — usłyszałam za plecami płaczliwy głos Abigail. — To nie jego wina...

Nawet dzieci były po jego stronie. Spojrzałam w górę, żeby odgonić pojawiające się w oczach łzy, po czym spojrzałam na córeczkę.

— Abi, to wasz obowiązek, żeby chodzić do szkoły, a tatuś zawsze was zawozi — próbowałam jej to wytłumaczyć. — Mamusia, ma prawo być zła...

— Mamusia mogła chociaż raz się powstrzymać swoje zbędne gadanie głupot i pojechać — znowu się odezwał.

Kiedy proszę go, żeby coś powiedział, to ma wszystko gdzieś, a teraz nagle ma tyle do powiedzenia?

Zbędnym gadaniem były jego teksty, którymi myślał, że zaciągnie mnie do łóżka.

— Chciałam, ale nie powiedziałeś mi, gdzie są kluczyki.

Próbowałam wyciągnąć z niego tę informację od jakiś dwudziestu minut. Oczywiście marne wyszły z tego skutki.

— Zaraz ich zawiozę. Jak się chwilę spóźnią, to nic się nie stanie.

Warren wstał z łóżka i podszedł ślimaczym tempem do szafy, czym irytował mnie jeszcze bardziej. Sytuacja wymagała streszczenia się, ale on, jak zawsze, był mądrzejszy.

— Warren, proszę cię...

— Powiedziałem, że ich zawiozę, Vanity! — krzyknął tak głośno, że podskoczyłam. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony.

— Jasne, pójdę zrobić zakupy — powiedziałam tylko, po czym odwróciłam się z zamiarem wyjścia. Słyszałam jeszcze jak mężczyzna mruczy coś pod nosem, ale w ogóle nie interesowało mnie, co jeszcze miał do powiedzenia.

— Mamo, wiemy, że mieliśmy obejrzeć wczoraj bajki, ale zostaliśmy u dziadka, więc... — zaczął Aaron. — Możemy zrobić to dzisiaj?

— Tak, obejrzymy dzisiaj — złożyłam im krótkie pocałunki na czółkach. — Jadę kupić jedzenie. Chcecie żelki?

— Tak!

— Ale dostaniecie dopiero wieczorem — uśmiechnęłam się do nich czule. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę najbliższego sklepu. Nie miałam zamiaru czekać aż Warren wróci do domu. Poza tym pewnie i tak będzie jechał prosto do warsztatu.

Po dziesięciu minutach weszłam do sklepu. Zabrałam koszyk, a następnie weszłam w najbliższą alejkę zastanawiając się, co dokładnie będzie potrzebne w domu.

***

— Powiedziałam mu, że jeżeli się nie ogarnie, to nie zrobię dziś zapiekanki brokułowej na kolację. I zgadnij co! Był potulny jak szczeniaczek! — słuchałam wywodów Avery na temat Mishy, jej męża. Blondynka poznała go niedługo po moim ślubie z Warrenem i oznajmiła mi, że się zakochała. Kilka miesięcy później skończyło się to weselem, a potem na świat przyszła mała Lizzy. — Vannie, kocham go jak wariatka, ale czasami mam ochotę go udusić.

— Uznajmy, że wiem o czym mówisz — zaśmiałam się, stając przed domem. Wyciągnęłam klucze, które tym razem włożyłam do drugiej kieszeni, żeby nie dotykać wizytówki. Bałam się, że nie będę mogła się powstrzymać i wyciągnę ją z kieszeni. Co jeśli nawet bym zadzwoniła pod zamieszczony na niej numer?

— Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś go zostawiła. Jesteś jeszcze piękna i młoda, z łatwością znajdziesz kogoś lepszego — usłyszałam wchodząc do domu.

„Jeszcze"... Dzięki, Avery.

— Nie zrobię tego dzieciom, nie ma mowy.

— Dzieci z początku może i nie zrozumieją, ale potem same przejrzą na oczy. Chcę, żeby moja przyjaciółka była szczęśliwa — westchnęła do słuchawki.

— Spokojnie, zadbam o swoje szczęście, misiu — położyłam zakupy na blacie. — Avery, zadzwonię potem, bo będę musiała przygotować obiad.

— Weź tym razem nie rób. Niech Warren się wykaże.

— Dobrze wiesz, że nic takiego nie nastąpi i dzieciaki będą głodne — uniosłam jedną brew, mimo że nie mogła tego zobaczyć.

— Och, no dobra. Ale odezwij się wieczorem!

— Zadzwonię, kocham cię.

— A ja ciebie! — usłyszałam, zanim się rozłączyłam.

Odłożyłam telefon i wzięłam się za mycie warzyw potrzebnych do obiadu.

— Kto to był? — usłyszałam głos Warrena.

— Co?

— Z kim rozmawiałaś? — zadał kolejne pytanie.

— Z Avery — odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od lecącej wody z kranu. — A co?

— Mówiłem ci, żebyś przestała rozmawiać z tą wariatką.

Słysząc jego słowa, wyłączyłam wodę i na niego spojrzałam.

Nie mam pojęcia, dlaczego, ale Warren nie cierpiał mojej przyjaciółki. Chciał zrobić wszystko, abym zerwała z nią kontakt. Zastanawiałam się skąd te złe nastawienie do jej osoby, ale nie wpadłam na nic sensownego.

Może po prostu chciał, żebym w każdy możliwy sposób była sama i nie mogła liczyć na niczyje wsparcie?

— Pozwól, że sama będę wybierać z kim się przyjaźnię, a z kim nie — po jego minie widziałam, że ta odpowiedź go nie satysfakcjonuje.

— Nie lubię jej — powiedział, chyba już po raz tysięczny w ciągu tych kilku lat.

— Ale ja ją lubię, a to mi wystarczy, żeby była moją przyjaciółką — odwróciłam się do niego plecami, uznając jednocześnie, że temat został zakończony.

— Czemu cię tak długo nie było?

— Przypomnę ci, że nie mamy drugiego samochodu, a zrobiłam zakupy na trzy siatki — wskazałam na reklamówki leżące na blacie. — Czasem musiałam robić sobie przerwy.

— Mogłaś po mnie zadzwonić, to bym po ciebie podjechał.

— Myślałam, że będziesz jechał do warsztatu — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mówiłam już, że nie miałam najmniejszej ochoty na jego towarzystwo, jednak te słowa zawisły w powietrzu. Warren podświadomie o tym wiedział, ale wolał udawać nieświadomego.— Chcesz mi pomóc w przygotowywaniu obiadu?

— Nie, pójdę poćwiczyć — mruknął, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Doskonale spodziewałam się takiej odpowiedzi, dlatego teraz w spokoju mogłam przygotować obiad.

***

— Mamuś, to oglądamy tę bajkę? — usłyszałam za plecami głos Aarona.

— Zaraz przyjdę, tylko przygotuję przekąski — pogłaskałam go po głowie — Idźcie włączyć już bajkę.

Usłyszałam pisk z salonu, więc Abigail zapewne wszystko słyszała. Aaron pobiegł do salonu, więc zaczęłam szukać, kupionych wcześniej, przekąsek po szafkach.

Przygotowałam żelki, a następnie włożyłam opakowanie popcornu do mikrofalówki. Ustawiłam na dwie minuty i nacisnęłam przycisk z napisem „Start". Oprócz tego na kolację przygotowałam mini pizze przypominające wyglądem zwierzątka. Abi miała króliczka, a Aaron żabę. Moim planem było dopilnowanie, żeby przed rzuceniem się na słodkie, zjedli coś bardziej wartościowego.

W czasie czekania miałam zanieść przygotowane słodycze do salonu, ale dostałam wiadomość. Sięgnęłam po telefon i okazało się, że to dziewczyny na grupie.

   Chiara: Dziewczyny, idziemy gdzieś dzisiaj?

   Maddy: Jestem za! Dawno się wszystkie nie widziałyśmy :(

   Avery: IDZIEMY DZIEWCZĘTA.

   Avery: Vanity, widzimy, że czytasz nasz czat.

Przygryzłam wargę i spojrzałam w stronę salonu. Dzieciaki czekały podekscytowane na kanapie. Zaczęłam pisać wiadomość.

   Ja: Mogę, ale musiałybyśmy wyjść dość późno.

   Ja: Będę oglądała z dziećmi bajkę.

   Maddy: Okej, to napisz, jak się skończy i ustalimy godzinę!

   Ja: Dobra!

   Avery: *skacze z entuazjazmu*

Uśmiechnęłam się sama do siebie, a wtedy mikrofalówka dała o sobie znać. Wyciągnęłam większą miskę, żeby nasypać tam popcorn.

   — Mamo, idziesz? — usłyszałam wołanie Abi.

   — Tak, możecie już włączyć!

Zabrałam wszystko i poszłam do salonu. Dzieci, kiedy zobaczyły swoje pizze o mało nie oszalały z zachwytu. Szczęście wypisane na ich twarzach było miodem na moje serce. Byli przeuroczy.

Usiadłam na środku i zaczęliśmy oglądać "Jak wytresować smoka".

— Mamuś, wierzysz w smoki? — usłyszałam nieco niewyraźne pytanie Aarona. Od razu wziął się za jedzenie, co bardzo mnie cieszyło. Niestety czasami, jak każda matka, posiadałam problem, bo dzieci nie chciały wszystkiego jeść.

— Oczywiście, że tak. A wy nie?

— Nie — zaśmiali się. — Smoki nie istnieją!

— No dobra, skoro tak mówicie... — westchnęłam teatralnie, ale uśmiech cisnął mi się na usta.

***

Na ekranie telewizora widniały napisy końcowe. Spojrzałam na dzieciaki, które spały z główkami ułożonymi na moich kolanach. Siedziałam w bezruchu i po prostu na nich patrzyłam. Miałam piękne dzieci.

Przyjrzałam się Aaronowi. Kiedy się urodził, był bardziej podobny do mnie. Natomiast z czasem coraz bardziej zaczął przypominać Warrena. Stawał się jego małą kopią. Musiałam przyznać mężowi, że był atrakcyjny, ale inteligencją nie zdarzało mu się często grzeszyć.

Co do Abigail, ona jak na razie była mieszanką. To, jak będzie wyglądać w przyszłości na ten moment to dla mnie zagadka. Miała moje usta, ale nos Warrena. Kolor oczu też odziedziczyła po nim, ale całe szczęście ma piękne, długie rzęsy. Zdecydowanie w przyszłości nie będzie potrafiła odgonić od siebie chłopaków.

Sięgnęłam dłonią po telefon, starając się przy tym ruszać jak najmniej, by nie przeszkadzać im w spaniu.

   Ja: Już skończyliśmy.

   Avery: Okej, jest po dwudziestej.

   Avery: Jaką godzinę proponujecie?

   Chiara: 23?

   Maddy: Mi pasuje!

Dziś był piątek, a dziewczyny w weekendy nie pracowały, więc mogłyśmy spędzić razem nieco więcej czasu. Mi to nie robiło różnicy, bo i tak nie pracowałam.

Choć chciałabym...

Wyszłam z grupy i przełączyłam na konwersację z Warrenem.

   Ja: Dzieci zasnęły.

   Ja: Wniesiesz Aarona na górę?

Na odpowiedź musiałam chwilę poczekać, ale w końcu przyszła.

   Warren: Już schodzę.

Odetchnęłam z ulgą i ponownie spojrzałam na śpiące maluchy. Po chwili usłyszałam kroki, a w salonie pojawił się mój mąż. Jak najdelikatniej podniósł Aarona, a ja wzięłam Abi. Ułożyłam ją w łóżku i przykryłam kołdrą po samą szyję, bo znając ją, może ją rozkopać w nocy. Ostatni raz na nią spojrzałam, po czym wyszłam z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi.

Teraz została kwestia oznajmienia Warrenowi, że chcę się spotkać z dziewczynami.

— Niedługo wychodzę — powiedziałam, stając niepewnie w progu.

— O tej godzinie? — uniósł brwi.

   — Jedynie o tej pasowało Maddy — nagięłam prawdę, ponieważ to ja byłam przyczyną tak późnego wyjścia. — Poradzisz sobie z dziećmi, prawda?

   Po jego minie mogłam wywnioskować, że się poważnie zastanawiał. Warren potrafił być złośliwy, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby kazał mi zostać w domu.

   Wstał z łóżka i podszedł do mnie wolnym krokiem. Odgarnął mi włosy z ramienia i przechylił lekko głowę w bok.

— Jasne, baw się dobrze, kochanie — zgodził się, a następnie złożył pocałunek na moim czole. Przymknęłam powieki, ciesząc się w duchu. Zdecydowanie musiał mieć udany dzień w pracy. — Gdyby się coś działo to dzwoń, jasne?

Pokiwałam głową. Pocałowałam go w ogolony policzek, po czym poszłam do łazienki, aby zacząć się szykować. Nie wiedziałam co dziewczyny wymyślą, ale obstawiałam jakiś spokojny pub. Postanowiłam zadzwonić do Avery.

— Nie mów mi nawet, że nie możesz iść — takimi słowami mnie powitała.

— Nie masz się o co martwić — przewróciłam oczami. — Chciałam zapytać, czy wiesz, gdzie idziemy, bo zaczęłam się szykować.

— No jak to, gdzie, do klubu — oznajmiła z entuzjazmem. — Dziś piątek, możemy bawić się do rana.

Czyli jednak się myliłam. Ale w sumie... może to wcale nie był taki zły pomysł...

— Okej, daj znać jak będziecie jechały w moją stronę — skoro miałyśmy jechać do klubu, to dziewczyny z pewnością zamówią większą taksówkę, żeby się tam dostać. Każda z nas będzie piła, więc jazda samochodem nie wchodziła w grę.

Po wzięciu szybkiego prysznicu i wysuszeniu włosów, wzięłam się za makijaż. Był on mocniejszy niż zwykle. Na powieki nałożyłam błyszczący cień, a dla ładnego akcentu zrobiłam kreski. Na usta nałożyłam bordową pomadkę, dodatkowo na sam koniec pomalowałam je bezbarwnym błyszczykiem. Nie musiałam używać prostownicy, ponieważ włosy naturalnie miałam proste. Ostatni raz poprawiłam się w lustrze zanim wyszłam z łazienki. Skierowałam się do sypialni, żeby wybrać sukienkę.

— Mogłabyś się tak stroić codziennie — usłyszałam za plecami. Nie odpowiedziałam, bo nic równie głupiego nie przyszło mi na myśl. — Ubierzesz tę czerwoną sukienkę?

— Szczerze myślałam o czarnej — mruknęłam szukając tej, o której mówiłam. Poczułam oddech Warrena na karku. — Nie chcę przesadzać.

— Nieważne co ubierzesz, będziesz zwracała na siebie uwagę — uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy byliśmy nastolatkami uwielbialiśmy imprezować. Kochaliśmy uczucie beztroski, które towarzyszyło nam na parkiecie. Poczucie wolności, stan odurzenia przez alkohol.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okazję sobie na to pozwolić. Chyba przed zajściem w ciąże...

Dziś była okazja, żeby nieco zaszaleć. Na pewno nie tak, jak kiedyś to się robiło, ale czułam, że będzie równie świetnie.

— Szukasz tej krótkiej, którą ubrałaś na imprezę na zakończenie wakacji? — czułam, że się uśmiechał.

— Właśnie o tą mi chodzi — z początku szukałam podobnej, nieco dłuższej, ale w sumie mogłabym zobaczyć, czy tamta dalej jest na mnie dobra. — Myślisz, że powinnam ją ubrać?

— Powróciłem myślami do wspomnień i myślę, że zdecydowanie powinnaś — odgarnął mi włosy na bok. — Jeśli tylko będzie na ciebie dobra.

   Jebany dupek.

Nie odpowiedziałam nic, wolałam przemilczeć jego słowa. Wyciągnęłam sukienkę z szafy i jak najszybciej wróciłam do łazienki. Wzięłam kilka głębszych wdechów, a następnie spojrzałam na sukienkę. Miałam szczerą nadzieję, że nie będzie tragedii.

Ściągnęłam szlafrok, pod którym miałam już nałożoną czystą bieliznę, po czym ponownie sięgnęłam po sukienkę. Założyłam ją bez problemu, jednak po zapięciu zamka czułam, że opina mnie nieco bardziej niż kilka lat temu. Różnica zauważalna była w biuście i na biodrach, gdzie zaczęły występować delikatne marszczenia. Poprawiłam włosy i zaczęłam dokładniej przyglądać się swojej sylwetce.

Wyglądałam w niej jeszcze lepiej niż kiedyś. Nie mogłam się na siebie napatrzeć

Usłyszałam dzwoniący telefon, więc dziewczyny musiały być już blisko. Szybkim krokiem wróciłam po sypialni po małą torebkę, do której włożyłam dokumenty, pieniądze i błyszczyk.

— Będziemy w kontakcie. Gdyby coś się działo to dzwoń od razu — powiedziałam, ale jedyne co mi odpowiedziało to cisza. — Warren?

— Nie wiem czy mogę cię puścić w takim stroju. Wyglądasz za dobrze...

Tak? A przed chwilą wątpiłeś w to, czy w ogóle zmieszczę się w tę sukienkę.

— Nie gadaj głupot — podeszłam do niego, by złożyć, kolejny, krótki pocałunek na jego policzku. — Dziewczyny zaraz będą, więc wyjdę przed dom.

Zeszłam na dół, gdzie założyłam swoje ukochane buty z obcasem, konkretniej na platformie i płaszcz, który właściwie nie był najgrubszy, bo na dworze nie było specjalnie zimno.

Akurat, gdy zamykałam za sobą drzwi, podjechała taksówka. Zobaczyłam, że jedna z szyb zaczyna się opuszczać, co z pewnością było sprawką Avery, która zacznie krzyczeć jakieś głupoty.

— Pa Warren! Nie czekaj w oknie na żonkę, bo dziś będzie się bawić na całego! — jak najszybciej poszłam do auta, żeby przyjaciółka nie miała szansy na odezwanie się po raz kolejny.

Mimo to nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który przez rozbawienie cisnął mi się na usta.

— Vannie, nie widzę długiej sukienki, dzięki ci, Boże! — usłyszałam rozbawiony głos Chiary.

— Piłyście już coś? — uniosłam brew, siadając na tył taksówki.

— Tylko małpkę na rozluźnienie — Avery machnęła ręką. — Swoją dostaniesz, jak wyjdziemy z taksówki.

***

— Dziewczyny, dziś się nie oszczędzamy — powiedziała groźnie Maddy, wskazując na każdą z nas palcem. — To ma być najlepsza noc naszego życia, zrozumiano?

Przed chwilą weszłyśmy do klubu, a wtedy od razu skierowałyśmy się do zarezerwowanej wcześniej loży. Muzyka dziś była całkiem niezła, więc wiedziałam, że jak wypiję jeszcze jednego drinka to będę się świetnie bawić.

— Masz to jak w banku — odezwała się Chiara, która pozbyła się kurtki. Dopiero teraz poczułam jak w tym miejscu jest duszno, więc też zaczęłam ściągać płaszcz.

— Vannie, kurwa, nie gadaj! — pisnęła Avery, patrząc na moją sukienkę. — Nie wytrzymam. Kiedyś ci mówiłam, że wyglądasz w tej kiecce jak milion dolarów, ale teraz?! Młoda Vanity nie dorasta ci do pięt. Vanity milf era.

— Avery! — roześmiałam się głośno. Cieszyłam się, że będę mogła się bawić w takim gronie, ponieważ byłam wręcz pewna, że z dziewczynami, a zwłaszcza z Avery, nie będę się nudziła.

Nie wiedziałam wtedy jednak, że świetną zabawę tego wieczoru zapewni mi ktoś jeszcze.

***

Hejka!

Mam nadzieję, że rozdział po, już nieco większej, korekcie i zmianach, rozdział wciąż się podoba!

- N.

Continuă lectura

O să-ți placă și

1M 4K 4
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
117K 3.7K 35
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
99.2K 6.9K 10
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...
241K 7.9K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...