Ideal [W KSIĘGARNIACH]

Par Kissiie

2.7M 12K 19.7K

[W KSIĘGARNIACH] Tessa i Archer są wrogami od małego dzieciaka. Ich mamy przyjaźniły się od zawsze, przez co... Plus

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
DRUGA CZĘŚĆ
I
II
III
IV
Zostanie wydane
PRZEDSPRZEDAŻ

V

41.1K 553 400
Par Kissiie

Elizabeth i Matt

15.07.2023r. 

Chłopak bujał się na boki, czując, że kręci mu się w głowie. Wypił definitywnie za dużo alkoholu. Jednak on był przyzwyczajony do takiego stanu, ponieważ od roku przebywał na Ibizie, gdzie imprezy były jego codziennością. 

Matt był inny niż jego przyjaciele. Ci chcieli się "ustatkować". Uważali, że już wystraczająco się wybawili. Nie chciało im się już imprezować w klubach czy urządzać huczne domówki. Woleli siedzieć w domu z drugą połówką i oglądać jakiś banalny romantyczny film. Matt nie potrafił tego zrozumieć. Przecież mieli tylko dwadzieścia dwa lata! Ich obowiązkiem było się bawić. Jednak oni tego nie rozumieli. Mówili mu, że czas dorosnąć i żeby znalazł sobie w końcu kogoś. Chłopak nie mógł tego słuchać. Dlatego zrobił im na przekór i wyjechał na Ibizę, gdzie nie ma dnia ani nocy bez imprez. Czuł się tutaj świetnie. 

- Stary! Kurwa! Flirtowałem z DJ'em jakiejś tam supergwiazdy i nie zgadniesz co! Zaraz będą odlatywali do Nowego Jorku i powiedział, żebym jechał z nim! Ale ja sam, kurwa, nie pojadę! Lecisz ze mną! - wykrzyczał Liam, kolega od imprez Matta'a i jego wierny towarzysz. 

- Co? - wybełkotał chłopak, czując, że zbiera mu się na wymioty. 

***

Matt podniósł zaspane powieki, czując ogromne zmęczenie. Nie miał pojęcia, gdzie był. Ostatnie co pamiętał, to rzyganie w ekskluzywnym samolocie. Skrzywił się na tą myśl i szerzej otworzył powieki. Jęknął, gdy w uszach zaczęły brzęczeć mu odgłosy ruchu drogowego. Nagle poczuł ogromny ból karku, przez co usiadł gwałtowanie. Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że leżał na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic Nowego Jorku, wyglądając jak menel. Ludzie jednak chyba byli przyzwyczajeni do tego widoku, ponieważ prawie w ogóle nie zwracali na niego uwagi. 

- Japierdole - wymamrotał chłopak, próbując się podnieść. Nie zwrócił jednak uwagi na kobietę zmierzającą w jego stronę, dlatego ta potknęła się o niego i omal nie wpadła na śmietnik. Z trudem utrzymała równowagę. - Przepraszam. 

- Kurwa - bąknęła, strzepując z siebie niewidzialny pył. 

Matt przez kilka sekund przyglądał się jej z zaciekawieniem. Był pewien, że skądś ją kojarzył. Ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć skąd. Jednak kiedy się odwróciła, ujrzał najpiękniejszego anioła w niebiosach. Elizabeth prawie w ogóle się nie zmieniła. Jedynie trochę dojrzała, co podkreślała eleganckimi ubraniami. Matt nie mógł uwierzyć, że można być jeszcze śliczniejszym niż ona. Czarne, idealnie proste włosy za łopatki, czerwony kombinezon, który idealnie opinał jej zgrabne ciało, w tym samym kolorze wysokie szpilki oraz krwista szminka, która była dla niej bardzo charakterystyczna. Była jego ideałem w każdym wcieleniu. 

Elizabeth wyglądała na mocno zszokowaną widokiem chłopaka. Nie widziała go od dwóch lat. Ten akurat bardzo się zmienił. Jego sylwetka stała się bardziej muskularna, włosy przystrzygł "na żołnierza", miał bardziej zarysowane kości policzkowe, a w lewym uchu widniał mu mały kolczyk. Można go było teraz zaliczyć do jednego z chłopaków, którzy byli w typie Elizabeth, choć sama by się do tego nie przyznała. Po kilkunastu sekundach uśmiechnęła się chytrze, chcąc zakryć swoje zdziwienie. 

- Wilson - parsknęła ironicznie. - Nie spodziewałam się, że cię tutaj spotkam. Tym bardziej pod śmietnikiem. Świat potrafi zadziwiać, co? 

- Nic się nie zmieniła - mruknął pod nosem, wstając na proste nogi. Był wyższy od dziewczyny o pół głowy, przez co ta musiała unieść spojrzenie. - Dalej taka żmijowata. 

- Przyjemność po mojej stronie - podniosła kącik ust do góry. - Słyszałam, że balujesz na Ibizie. W takim razie jak znalazłeś się w Nowym Jorku i w dodatku pod śmietnikiem? - ewidentnie się z niego nabijała, na co ten przewrócił oczami. 

- Przyjechałem załatwiać interesy - chrząknął i poprawił swoją pogniecioną koszulę w palmy. Dziewczyna zaśmiała się głośno i złapała się za brzuch. 

- Interesy? - powiedziała pomiędzy kolejnym parsknięciem. - Śpiąc pod śmietnikiem na pewno daleko zajdziesz. 

- Bardzo śmieszne - bąknął, lecz uśmiechnął się lekko. Dziewczyna naciągnęła na nos okulary, po czym spojrzała na niego z rozbawieniem. Chłopak definitywnie poprawił jej humor. 

- Nie wnikam, jak się tu znalazłeś, bo chyba nie chce tego wiedzieć - odparła. - Ale co zrobisz zaraz? Gdzie pójdziesz? Nie wyglądasz na osobę, która ma przy sobie pieniądze. 

Matt w tamtym momencie opamiętał się i zaczął szybko przeszukiwać kieszenie w celu znalezieniu telefonu czy portfela. Gdy w końcu znalazł Iphone'a, odetchnął z ulgą. Szczęście niestety mu nie sprzyjało, ponieważ komórka była rozładowana. 

- Nie wiem, będę się szlajać. Może ktoś pożyczy mi ładowarkę i no - wzruszył ramionami. Elizabeth spojrzała na niego z przymrużonych powiek, po czym westchnęła ciężko.

- Możesz u mnie przenocować, dopóki nie ogarniesz powrotu na Ibizę - machnęła ręką, na co Matt popatrzył na nią ze zdziwieniem. Nie spodziewał się tego ze strony dziewczyny. 

- Na prawdę? 

- Nie na żarty - parsknęła ironicznie, po czym wyciągnęła kartę do mieszkania z torebki i kilka dolarów. - Masz, śpieszę się na ważne spotkanie, więc zamów sobie taksówkę i dojedź do domu. Wall Street 57. 

Po tych słowach kobieta zniknęła mu z zasięgu wzroku. Pognała gdzieś przed siebie, będąc i tak spóźniona. Matt wpatrywał się w punkt, gdzie przed chwilą stała i nie mógł dowierzyć. Akurat ona. To była chyba jego nagroda od wszechświata. 

- Anioł, a nie kobieta - wyszeptał pod nosem oczarowany. 

***

- O kurwa! - zawołał Matt, wchodząc do dużego apartamentu, który znajdował się na ostatnim piętrze najwyższego wieżowca. Był wart miliony dolarów i należał do rodziny Elizabeth. - Raj. 

Apartament był urządzony na bogato. Praktycznie wszystkie meble były nieziemsko drogie i zrobione z najlepszej jakości materiałów. Matt nie mógł dowierzyć własnym oczom. Od razu podbiegł do mini barku, który stał na tle panoramy miasta. Nalał sobie Whisky i wpatrywał się w piękne widoki. 

- Powtarzam, Anioł a nie kobieta. 

Podczas kilku godzin Matt zdążył wypróbować wszystkie atrakcje apartamentu. Jedynie nie był w jacuzzi i basenie, ponieważ nie chciał aż tak się wpraszać. Jednak pograł sam ze sobą w bilard, postrzelał rzutkami i obejrzał mecz koszykówki. A właśnie leżał na kanapie w dużym, przestronnym salonie i wpatrywał się wielką plazmę, gdzie puszczony był pierwszy lepszy serial z Netflixa.

Gdy usłyszał otwieranie drzwi, nawet się nie ruszył. Podniósł jedynie ociężałe spojrzenie na kobietę. Elizabeth wyglądała na naprawdę zmęczoną. Rzuciła z ulgą szpilki w kąt i wzięła łyk z otwartej butelki wina. Jaki był jej szok, kiedy uniosła wzrok, a na kanapie ujrzała Matt'a. Na początku była lekko rozkojarzona, lecz po chwili przypomniała sobie dzisiejsze popołudnie i pokiwała zrozumiale głową. Czuła się jednak co najmniej dziwnie. Dawno już nie ujrzała kogoś w jej mieszkaniu po powrocie z pracy. Bo Elizabeth była samotna i tak właśnie się czuła. Przywykła do samotności i monotonnego trybu życia, kiedy wstała wcześnie rano i szła do pracy, a następnie wracała późnym wieczorem i od razu kładła się spać. Widok chłopaka był dla niej pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ po raz pierwszy nie czuła tej przytłaczającej samotności. 

- Chyba nie masz nic przeciwko z picia z butelki?  - zapytała zmęczona, idąc w jego stronę. 

Matt nie mógł przestać się w nią wpatrywać. Była Aniołem. Może trochę zniszczonym i podupadłym, ale Aniołem. Chłopak od razu zauważył jej zmęczenie i wyraz pracoholizmu. Nie mógł patrzeć na jej nieszczęście, ponieważ od wielu lat w jego głowie była postrzegana jako ten jedyny ideał, który ponoć nie istnieje. Lecz dla Matt'a istniał. I była nim ona. 

- Ja? Ja nie mam nic przeciwko - uśmiechnął się chytrze i usiadł. 

- To dobrze. 

Przyłożyła butelkę do ust i rzuciła się na sofę. Po kilku dużych łykach podała mu ją i westchnęła ciężko. 

- Gdzie pracujesz? - spytał nagle chłopak, zastanawiając się nad tym od dłuższego czasu. - I dlaczego wyjechałaś z Daly City? 

Elizabeth jęknęła cicho i podrapała się po ramieniu. Nie lubiła tematu swojej pracy. Było to dla niej męczące rozmawiać o niej nawet poza nią. Swojej pracy nienawidziła. A bardziej tego, w jaki stan ją wprowadziła. 

- Moja mama przekazała mi kilka lat temu jej firmę. Nie pytaj, czym się dokładnie zajmuję, bo naprawdę nie chce mi się tłumaczyć - bąknęła. - Musiałam często wyjeżdżać do Nowego Jorku, dlatego postanowiłam się tu przeprowadzić, żeby było mi łatwiej. I tak właśnie skończyłam. Jako jebana pracoholiczka. 

- Aniele, nie możesz być wobec siebie taka samokrytyczna - wymamrotał, co nieco zdziwiło dziewczynę. Zazwyczaj każdy zlewał jej problemy i rozmawiał o swoich, lecz nie on. 

Pomijając fakt, że naprawdę spodobało jej się nowe przezwisko. 

- Życie przelatuje mi przed oczami, rozumiesz? Mam już swoje lata, a w ogóle nie korzystam z życia, tylko ciągle pracuję - odparła, przecierając czoło dłonią. - Ale co ty tam możesz wiedzieć? Mieszkasz na Ibizie, cały czas imprezujesz, korzystasz z życia. 

- Wcale tak nie jest - pokiwał głową na boki. - Jeśli myślisz, że ciągłe imprezy to korzystanie z życia, to jesteś w wielkim błędzie. Prowadzi cię to donikąd. Cały czas stoisz w jednym martwym punkcie. Nie ruszasz na przód. Jest to w cholerę męczące. 

- Czyli oboje, nie patrząc, mamy ten sam problem - mruknęła Elizabeth, a następnie wzięła łyk wina. 

Bo taka była prawda. Byli bardzo podobni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Na razie. 

***

Elizabeth zaśmiała się pijacko i uderzyła chłopaka otwartą dłonią w klatkę piersiową. Ten parsknął krótko i uśmiechnął się szeroko. Byli już po trzech butelkach wina, będąc przy tym w stanie upojenia alkoholowego. 

- Chce mi się spać - jęknęła przeciągle kobieta i położyła się na kolanach chłopaka, który zaczął bawić się jej włosami. 

- Chodź, odprowadzę cię do pokoju - powiedział pijacko i powoli odsunął się w bok. 

Elizabeth skinęła lekko i wstała chwiejnie na proste nogi. Nie spodziewała się jednak, że nie będzie w stanie utrzymać się, przez co wpadła na tors chłopaka. Ten przetrzymał ją z refleksem i spojrzał na nią z góry z lekkim uśmieszkiem. Była dla niego naprawdę piękna. Dziewczyna zaśmiała się cicho, patrząc na niego. Czuli się naprawdę szczęśliwi. Nigdy nie mieli tak przy kimś innym. Idealnie się dopasowywali. 

Nie wiadomo było, które z nich pierwsze rzuciło się na siebie. Zaczęli łapczywie pożerać swoje wargi, nie zwracając uwagi na nic. Tak strasznie potrzebowali swojej bliskości. Matt złapał ją za kark, a ona za włosy. Przez kilkanaście sekund nie odrywali się od siebie, aż w końcu dziewczyna lekko się od niego oderwała. Jednak nie na długo, ponieważ rzuciła go na kanapę i sama usiała mu na kolanach. Kąsała jego dolną wargę i poruszała biodrami, co wywoływało u niego zduszone jęki. Kiedy zaczęła powoli rozpinać zamek jego spodni, ten złapał ją za rękę. 

- Na pewno tego chcesz? Potem możesz... - wyjąkał, na co ta mocniej go pocałowała, nie dając dojść do słowa. 

- Po prostu się zamknij. 

To jeszcze bardziej podnieciło chłopaka, dlatego mocno ją do siebie przyciągnął i zaczął sunąc dłońmi po jej idealnym ciele. Gra wstępna nie trwała długo. Już po chwili Matt zwisał nad nią i patrzył się pytającym wzrokiem. 

- Biorę tabletki, więc nie pytaj. 

To mu wystarczyło. Mocno wbił się w nią, co wywołało jej głośny jęk. Na początku poruszał się w niej powoli, chcąc, aby się przyzwyczaiła. Jednak po chwili wchodził coraz mocniej i szybciej, przez co dziewczyna zaczęła się wić z przyjemności. Nagle obrócił ją na brzuch, a ta automatycznie wypięła tyłek, chcąc więcej. Matt uśmiechnął się zawadiacko i wziął się do roboty. Poruszał się bardzo szybko, przez co Elizabeth nagle zaczęła czuć, że jest już na szczycie. 

- Japierdole, Matt - jęknęła głośno, drżąc z przyjemności, przez co chłopak doszedł chwilę po niej. 

- Wszystko okej? - zapytał, wychodząc z niej powoli. Zgarnął jej włosy z spoconej twarzy i założył kosmyki za uszy. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pokiwała zgodnie głową. 

- Połóż się - rozkazała, a on nie miał nic przeciwko. Sięgnął tylko po koc, który leżał na fotelu i okrył ich, gdy dziewczyna położyła się na jego nagim torsie. 

Oboje poczuli się, jakby znaleźli swoje miejsce na ziemi. W swoich objęciach. Czuli się bezpiecznie i tak strasznie dobrze. Mogliby tak leżeć godzinami, a im by to nie przeszkadzało. Matt zaczął składać pocałunki na nagim ramieniu Elizabeth, która powoli usypiała. 

- Jestem tak cholernie szczęśliwy. 

***

Ostatnie dwa tygodnie spędzili w swoim towarzystwie. Nie potrafili się od siebie oderwać. Co chwilę uprawiali seks lub leżeli wtuleni do siebie. Jednak im w zupełności to nie przeszkadzało. Pierwszy raz żyło im się tak dobrze, tak wygodnie. Elizabeth nawet wzięła tydzień wolnego, aby pokazać chłopakowi Nowy Jork, co zdarzyło jej się pierwszy raz w jej karierze. 

- Aniele! - zawołał przeciągle Matt, wkładając głowę w poduszkę. Pachniała ona nią, przez co uśmiechnął się szeroko. 

- Słucham ciebie. - dziewczyna weszła do pokoju, zakładając przy tym kolczyki. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę i wyszczerzył się. 

- Mówiłem ci kiedyś jaka jesteś piękna? - spytał. Elizabeth poczuła motylki w swoim brzuchu i wielką chęć zarumienienia się. 

- Może wspominałeś. 

- Zabieram cię dzisiaj gdzieś - powiedział i sprawnie wstał z łóżka. Dziewczyna podeszła do niego i podniosła jedną brew do góry. 

- Mam się bać? 

- Nie, ale ubierz się wygodnie. Może być sukienka, ale jakaś zwiewna - odrzekł i objął ja w talii. 

- Zwiewna? 

- No. Bądź gotowa na osiemnastą, a ja idę zrobić nam jakieś śniadanko - odparł z uśmiechem i odsunął się od niej lekko. - A, zapomniałbym! Nie dałaś mi jeszcze dzisiaj buziaka! 

***

- Matt, czy ty chcesz mnie porwać? 

- Tak. 

Elizabeth przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się lekko pod nosem. Jechali właśnie jakimiś obrzeżami Nowego Jorku. Nigdy tam nie była, co trochę ją niepokoiło, ponieważ nie wyglądało to na spokojną okolicę. Chłopak zaparkował w końcu na opustoszałej ulicy, gdzie nie było ani jednego śladu żywej duszy. 

- Wysiadka - odparł z uśmiechem i wysiadł z samochodu, należącego do dziewczyny. 

- Te miejsce nie jest dobre na randkę - wyszeptała, tak aby nikt nie usłyszał. 

Matt złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę jakiejś małej uliczki, która wyglądała na naprawdę niebezpieczną. 

- Matt, gdzieś ty mnie wywiózł? 

- Spokojnie, kobieto - zaśmiał się lekko, kiedy znaleźli się do ślepego zaułka. Wtedy obrócił on brunetkę, tak aby zobaczyła, że koło nich znajduje się ukryty skręt. Pociągnął ją w tamtą stronę, na co ta przełknęła głośno ślinę. W końcu znaleźli się w miejscu, którego Elizabeth na pewno się nie spodziewała. - Witaj w tej innej części Nowego Jorku!

Przed nimi rozciągała się szeroka ulica, na której stało mnóstwo straganów, oświetlały ją wiele kolorowych lampek, a na brukowym chodniku tańczyli ludzie do skocznej muzyki. Elizabeth wpatrywała się w miejsce z szokiem. Pierwszy raz coś takiego widziała. Było tam cudownie i aż emanowało szczęściem. 

- Matt, jak? Skąd znasz te miejsce? - spytała z niedowierzaniem, na co chłopak zaśmiał się cicho. 

- Ma się swoje wtyki. A teraz chodź, bo nie zabrałem cię tu, żebyś podpierała ścianę. 

Elizabeth nawet nie zauważyła, kiedy brunet złapał ją za rękę i już po chwili znajdowali się w samym środku tańczących ludzi. Kiedy obrócił dziewczyną, ta znalazła się w jego ramionach. Była w zbyt dużym szoku, żeby się poruszać, dlatego chłopak dominował w tańcu. Złapał ją za talię i pokołysał biodrami, co nieźle rozbawiło dziewczynę, ponieważ wyglądał przy tym komicznie. Wtedy się opamiętała i sama zarzuciła ręce na jego kark. Pocałowała go namiętnie, a następnie uśmiechnęła się lekko. 

- Dziękuję. 

Chłopak na znak wdzięczności, okręcił ją wokół własnej osi i wyszczerzył się. 

Patrzyli się na siebie z błyskiem w oku, który dotychczas nie potrafili zrozumieć. Bo ten błysk rozumieją tylko osoby, które kogoś szczerze. 

***

Nie wszystko trwa jednak wiecznie. Co dobre, kiedyś się kończy. I tak było w ich przypadku. 

Elizabeth właśnie ściskała Matta na lotnisku, ponieważ za chwilę miał się odbyć jego powrotny lot na Ibizę. Dziewczyna płakała pierwszy raz od kilku lat. Trzy tygodnie spędzone z nim, były najlepsze w jej całym życiu. W jego z resztą też. Pierwszy raz czuli tak wielkie szczęście. Byli dla siebie stworzeni i dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Jednak czasami nawet to nie wystarczyło. Oboje byli zbyt dużymi tchórzami, aby wyjawić swoje uczucia, choć byli ich tak strasznie pewni. 

- Wracasz do domu. Uśmiechnij się - powiedziała pocieszająco, choć sama miała łzy w oczach. 

- To nie jest mój dom. 

Jego dom był wszędzie tam gdzie ona - pomyślał. 

- Proszę, obiecaj, że nie będziesz się zapracowywać - wymamrotał i objął ją w talii. Dziewczyna kiwnęła głową, jednak była pewna, że tak nie będzie. - Naprawdę, Aniele, dbaj o siebie. Nie zasługujesz na ten świat. 

- Nie mów tak, bo jeszcze bardziej będę płakać - powiedziała, już nie hamując łez, które chłopak zaczął szybko ścierać kciukami. 

- I nie płacz, bo wiesz, że tego nienawidzę. 

- Proszę wszystkich, którzy lecą lotem do Ibizy, skierować się do bramek. Dziękuję. 

- Tylko się nie odwracaj, proszę - bąknęła brunetka. 

Ostatni raz się pocałowali. Jednak ten pocałunek był inny. Pełen goryczy i rozpaczy. Pozostawili w nim cząsteczkę swojego złamanego już serca. 

Chłopak już miał się odwracać, jednak zawahał się w ostatnim momencie. To był koniec. Nie mógł sobie tego przyswoić. Nie mógł żyć z wiedzą, że kiedy on będzie znów marnował się na Ibizie, jego kochany Anioł będzie tak daleko od niego. Przecież on by tego nie przeżył. 

- Kurwa, nie mogę - warknął i spojrzał z błyskiem na Elizabeth, która była zdezorientowana. Zrzucił torbę z ramienia na ziemię i złapał ją za barki. - Nie mogę, rozumiesz? Nie mogę bez ciebie żyć. Nie wyobrażam sobie tego. Pierwszy raz w ciągu mojego całego, pieprzonego, życia poczułem, że w końcu znalazłem swoje miejsce na ziemi. A jest ono wszędzie, gdzie jesteś ty. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy, jak przy tobie. Kocham cię, Elizabeth Gravini. I zawsze będę kochał. Nieważne, co się stanie i jak skończymy. Wiedz po prostu, że jesteś dla mnie bardzo ważna. 

Elizabeth nie mogła inaczej zareagować, niż go pocałować. Trzęsącymi dłońmi złapała za jego policzki w lekko musnęła jego usta. 

- Kocham ciebie Matthew Wilson. Choć jesteś tak strasznym idiotą, że czasami, aż mi ciebie szkoda, to kocham cię. Przez ciebie w końcu poczułam, że żyję. Nie wyobrażam sobie dalszego funkcjonowania bez ciebie, bo tak bardzo cię kocham. 


Czym jest miłość?  Wydaje mi się, że nawet najwięksi filozofowie nie potrafią odpowiedzieć na te pytanie. My, sami, będąc zakochani, nie wiemy, czym jest miłość. Tak wiele ludzi kogoś kocha, a jednak także nie potrafią odpowiedzieć na te pytanie. A może tak właśnie ma być? Może tak naprawdę miłość ma być wieczną zagadką ludzkości, której nigdy nie będą w stanie rozwiązać. Choć wiem jedno - miłość jest piękna. I za żadne skarby nie powinniśmy się jej wyrzekać. Bo daleko człowiek wtedy nie zajdzie. Najważniejszą wartość nie powinien mieć dla nas pieniądz, a właśnie miłość, bo tyko dzięki niej możemy być naprawdę szczęśliwi. Dlatego, mój kochany czytelniku, otwórz się na nią. Owszem, czasami może boleć, ale cierpienie jest częścią naszego życia. Nie można go uniknąć, ponieważ jednocześnie unikniemy szczęścia. Bo cierpienie i prawdziwe szczęście idzie w parze. 

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

155K 3.3K 43
To wszystko przez głupie zdjęcia na instagrmie...
474K 24.7K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
260K 17.7K 48
W którym zbuntowany Luke uczy niewinną Lunę czym jest życie -OPOWIADANIE NIE JEST TŁUMACZENIEM-
174K 2.6K 104
„FATNESS" „zmiany nie są przyjemne, lecz są bardzo pożyteczne" - Lucy Maud Montgomery, „Ania z Avonlea" - informacja - TEXTING (czytaj: fatnes) pl.:...