Dominika Voight

136 6 12
                                    




Od ponad pięciu lat nie widziałam się z Ojcem. Uciekłam. Byłam tchórzem.

Siedziałam od 2 godzin w samolocie do Chicago. Byłam ciekaw czy coś się zmieniło na starych śmieciach. W końcu po godzinach doleciałam i mogłam się udać do hotelu by trochę odpocząć. Po kilku godzinnym odpoczynku uznałam, że przejadę się na komendę, gdzie kiedyś pracował Ojciec, czy teraz tam pracuje? Tego nie wiem...

Zatrzymałam taksówkę po czym podałam ulice na której znajdował się 21 komisariat, gdy w końcu dojechałam weszłam na komisariat, a za biurkiem ujrzałam znajomą mi osobę – Trudy Platt

- Dzień dobry- z uśmiechem przywitałam się z sierżant – Czy pracuje tu Hank Voight? – zapytałam zakładając kosmyk włosów za ucho

-Mhm... jak coś potrzebujesz to zapisz nazwisko i numer na kartce, może kiedyś zadzwoni – odburknęła „nic się nie zmieniła... nadal pełna entuzjazmu" pomyślałam sarkastycznie, wzięłam karteczkę i długopis po czym zapisałam

„Dominika Voight 4** 22* 8**" – po czym podałam Platt, która spojrzała na mnie jakby ducha zobaczyła

-Ta Dominika Voight? – zapytała, a ja tylko pokiwałam głową na potwierdzenie- Może wolisz do niego wejść? Bo myślę, że to nie rozmowa na telefon biorąc pod uwagę, że trochę się nie odzywałaś... - trochę mnie wmurowało w posadzkę, ale się zgodziłam. Kobieta odeszła od biurka i zaczęła iść w stronę oddziału wywiadowczego, a ja jak posłuszny piesek za nią. Ostatnio jak widziałam się z ojcem pracował na wydziale gangów... no cóż zmiany tyle mogę powiedzieć. Wspięłyśmy się po schodach i w końcu znalazłyśmy się w pomieszczeniu wywiadu, przeszłyśmy przez całą salę. Trudy zapukała do biura, gdzie za biurkiem siedział Hank. Bałam się tej rozmowy od dawna, ale wiedziałam też, że kiedyś się odbędzie prędzej czy później. – Hank ktoś do ciebie- powiedziała Sierżant po czym odwróciła się i poszła z powrotem na dół. Voight zaprosił mnie gestem do środka-

-Cześć... Wiem, że zjebałam po całości i teraz nie powinno mnie tu być, ale naprawdę chcę przeprosić i szczerze porozmawiać... - zaczęłam mówić, ale mi przerwał –

- Nie mamy o czym rozmawiać Dominiko... Nie po tylu latach i nie po tym, gdy nawet się nie zjawiłaś na pogrzebie Justina. – powiedział swoim oschłym głosem nie odrywając wzroku od jakiś akt. –

- Hank wiem, że zjebałam i powinnam już dawno wrócić, ale... - znów mi przerwał tylko, że tym razem gestem ręki-

-Powiedziałem, że nie mamy o czym rozmawiać, a teraz do widzenia... Mam trochę na głowie, a ty mi przeszkadzasz... – spojrzałam na niego, a łzy zaczęły same napływać do oczu. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z trzaskiem drzwi. Znów zatrzymałam taksówkę i wróciłam do hotelu. Gdy weszłam do pokoju upadłam na łóżko i próbowałam pozbierać myśli, ale przez całą tą akcję miałam mętlik w głowie i za żadne skarby nie mogłam tego ogarnąć. Po godzinie, może dwóch leżenia w ciszy usłyszałam z dołu hotelu strzały. Odnalazłam telefon pod poduszką i wykręciłam 911.

-911 w czym mogę pomóc – z drugiej strony słuchawki usłyszałam łagodny głos kobiety-

-Dzień dobry, z tej strony Dominika Voight w Hotelu Lincoln padły strzały. Nie wiem, ile jest rannych i czy w ogóle jacyś są, ponieważ strzały dobiegły z parteru, a ja znajduję się na 3 piętrze. – Podałam informację, a dziewczyna wezwała policję i ambulans. Po jakiś 10 minutach usłyszałam dźwięk syren pogotowia, a chwilę później głos mężczyzny z korytarza, a już sekundę później w drzwiach stał koleś w masce i z bronią w ręku, no tak oczywiście jak raz mi się zdarzyło zapomnieć zamknąć drzwi to akurat bandyta uznał, że będzie miał ochotę kogoś zastrzelić i okraść... Złapał mnie za włosy po czym przyłożył broń do skroni. No i po co zrezygnowałam z zajęć z samoobrony?

-Krzyknij, a dostaniesz kulką w łeb- powiedział mi do ucha. Usłyszałam kroki i modliłam się, żeby była to policja, a nie kolejny bandyta. O dziwo moje błagania zostały wysłuchane z jednym, ale... W drzwiach stanął nie kto inny jak Hank Voight no przecież tylko on jest policjantem w tym mieście, nie?

-Puścisz ją po dobroci czy mam ci pomóc? – stał w drzwiach i celował w napastnika-

-Ruszcie się, a laska umrze! – do oczu powoli zaczęły mi napływać łzy, to był mój koniec... „zaraz umrę i pewnie trafię do piekła no, bo gdzie indziej!?" tylko to miałam w głowie. Tylko, że bóg miał chyba inne plany dla zwyrodniej córki jaką byłam – Hank pociągnął z spust i mężczyzna wylądował na ziemi z kulką w ramieniu, a ja jak małe dziecko opadłam pod ścianę i zaczęłam płakać, emocje wzięły górę i tyle... Sanitariuszki i Olinsky zabrali napastnika na dół, a w pokoju zostałam tylko ja i ojciec. Poczułam jak obok mnie siada Hank.

-Myślałem, że lepiej cię nauczyłem się bronić niż stanie ze łzami w oczach i czekanie na cud- lekko się zaśmiał, ten to zawsze miał wyczucie, kiedy jak się zachowywać... -

-Najwyraźniej się myliłeś, albo po prostu po tylu latach mi wyleciało... - powoli zaczęłam się uspokajać i nawet udało mi się na niego spojrzeć- naprawdę przepraszam, że po tamtej kłótni uciekłam... - przetarłam ostatnią łzę, która ostała się na moim policzku- lepiej już wracaj do reszty, bo chyba masz co robić...

-Ty też jedziesz, jesteś świadkiem i musimy cię przesłuchać – wstał po czym pomógł mi wstać – no chyba, że wolisz jutro zeznawać?

-Wiesz... chyba wole teraz bo jutro może być z moją pamięcią gorzej... -poszliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy na komisariat, gdzie jeszcze kilka godzin temu byłam go przepraszać.  Po przesłuchaniu wróciłam do hotelu i zabrałam moje rzeczy, Hank uznał, że mogę u niego zostać, tym bardziej że na razie nie miałam zamiaru wracać do Nowego Jorku.

Teraz po kilku miesiącach jestem sekretarką na wydziale wywiadowczym, mieszkam dalej u Hanka i czekam na wolne miejsca w akademii policyjnej. Trochę mi zajęło zrozumienie co chcę robić w życiu i gdzie chcę to robić. Patrząc z perspektywy czasu sama kłótnia może i była bez sensowna, ale była potrzebna, nie tylko mi, ale też i tacie. Chociaż wiem co się nie zmieniło ja nadal lubię mu dogryzać i krzyczeć na niego za to co czasami odstawia w pracy, a on nadal narzeka, jak mu dogryzam i nadal nie raz grozi przestępcą lub wywozi ich pod silosy i każe im kopać własne groby czy do doków, gdzie przywiązuje im pustaka do szyi i wrzuca do wody. No ale cóż... pewnych rzeczy nie da się zmienić i tyle.

Dominika VoightWhere stories live. Discover now