Tak to już było, że życie lubiło chłostać Hiacynta. Dlatego po wielu latach tego wyczerpującego maratonu pełnego porażek, niemiłych niespodzianek, bezsensownych wyborów i okrutnych rozczarowań rudzielec miał sprawdzony przepis na to, jak sobie radzić, gdy życie daje ci solidnego kopa w tyłek.
Krok pierwszy: lody. Najlepszy sposób na ostudzenie buchających emocji, od gniewu przez frustrację aż po wstyd i zakłopotanie.
Krok drugi: chipsy – by dźwięk pożerania chrupiących plasterków ziemniaków zagłuszył natrętne myśli niedające spać.
No i oczywiście krok trzeci: hektolitry wysokokalorycznego, gazowanego napoju, który pomoże zamaskować słony posmak łez
i gorycz zrezygnowania.Toteż omal nie rozpłakał się, kiedy po otworzeniu drzwi od swojego mieszkania napotkał znane mu brązowe oczy, które zerkały na niego spod wielkiej czerwonej czapki z daszkiem i czarnej, prostej grzywki. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, potrząsnęła trzymaną przez nią wielką paczką niezdrowej przekąski i powiedziała:
– Joł. Przyniosłam Lays'y.
Hiacynt podskoczył lekko z radości, przywitał się i przesunął, by wpuścić gościa do środka.
– A gdzie siostra? – zapytał, przypominając sobie o drugiej dziewczynie.
– Pewnie gdzieś lamentuje na parterze, że musi wnieść pięć litrów Pepsi na trzecie piętro – odpowiedziała ta, schylając się, by ściągnąć znoszone fioletowe trampki.
– Dla twojej wiadomości było to SZEŚĆ litrów – odparł zmęczony, acz rozsierdzony głos od strony drzwi. Hiacynt sięgnął po sześciopak napoju i posłał pokrzepiający uśmiech w stronę dziewczyny w różowym berecie, krótkiej bluzce z plamami po jagodach i pudrowo-różowej szmince.
W progu małej kawalerki znajdowały się właśnie jego dwie najlepsze kumpele i zarazem ex-sąsiadki. Całą trójką poznali się, kiedy jeszcze zamieszkiwał u swoich rodziców i choć od kilkunastu miesięcy nie przebywał już na co dzień w mieszkaniu na Jeżycach, to nie było to dla nich żadną przeszkodą, by dalej utrzymywać kontakt.
I tak w wyniku wielu lat znajomości, które spędzili na wspólnych zabawach, przygodach i psikusach, narodziło się make-up'owe trio (jak lubiły przezywać nastolatków ich rodziny, od kiedy wspólnie zaczęli używać siebie jako obiekty swoich makijażowych eksperymentów). Oficjalnymi członkami byli obecnie rudowłosy Hiacynt i dwie przyrodnie siostry, wyglądające na pierwszy rzut oka jak bliźniaczki. Jak widać geny matki obu dziewczyn były na tyle silne, że pomimo różnych ojców i różnicy wieku dziewczyny pod względem wyglądu były do siebie niesamowicie podobne.
Na tym jednak podobieństwa się kończyły.
Ofelia, czyli starsza z sióstr Kocubowskich (obie przejęły nazwisko po matce, rozwódce), długowłosa piękność o maślanych, sarnich oczach, zamiłowaniem do gier karcianych, mocnego makijażu
i równie mocnej muzyki. Była zarówno tą dojrzalszą, jak i wyższą z sióstr, o czym często przypominała, dogryzając młodszej z rodzeństwa.Julia, czyli cel licznych sarkastycznych przytyków i żartów Ofelii, charakteryzowała się równie wielką urodą, co jej starsza siostra, choć może nie dało jej się określić jako długonogiej, a czarne włosy od ponad roku nosiła ścięte za ucho. Pasjonatka gumy balonowej, ABBY i właścicielka minihodowli ptaszników. To ona była tą iskierką szaleństwa i odwagi, której nie mieli ani Hiacynt, ani Ofelia.
(Prócz tego nieoficjalnie do paczki należał również Bąbel, kiedy okazało się, że to kocur chłopaka był odpowiedzialny za tajemnicze kradzieże kosmetyków z ich cennych kosmetyczek. Ze względów logistycznych nigdy nie został jednak oficjalnie dodany do tria, mimo że dalej uparcie kontynuował swoje grabieże pomadek i kredek...)
STAI LEGGENDO
Hyakinthos
Storie d'amoreHiacynt dostał od losu pakiet samych niedogodności - dziwaczne imię, wiecznego pecha, słaby wzrok oraz rudą czuprynę. Jeżeli dodamy do tego "inną" orientację, niski wzrost oraz duszę romantyka, wyjdzie nam zagubiony 22-letni Poznaniak z masą problem...