– Petia, proszę po dobroci ostatni raz, gdzie jest twój dziennik?
– Zgubiłem, babciu.
– Jesteś małym, chodzącym kłopotem. Nie pozostaje mi nic innego jak zadzwonić do twojej matki.
Chłopiec wzruszył w odpowiedzi ramionami. Niespecjalnie przejął się pogróżką staruszki. Połączenia międzynarodowe były bardzo drogie, a baba Wira nie grzeszyła rozrzutnością. Petia wiedział, że jej twarde słowa to czcze gadanie.
– Same z tobą problemy, Petia. Same problemy. Mógłbyś brać częściej przykład od Dimy.
Petia zmarszczył buntowniczo brwi, ale zachował milczenie.
– No dobrze, nie mam na ciebie więcej czasu. Chcesz być uparty, bądź uparty. Ja idę do domu. Masz w garnku zupę. Stoi na palniku.
– Czy Sasza już się czuję lepiej? – zapytał chłopiec.
– Od wczoraj już nie wymiotuje. – Z twarzy babci natychmiast zniknęło znudzenie, a pojawiła się żywa troska. – Temperaturę mierzyłam i na szczęście jest w porządku, ale ciągle jest taki blady.
– Zawsze jest blady – zauważył Petia.
– Muszę szybko wracać. Córcia miała przygotować rosołek, ale muszę dopilnować. Zabiegana jest, a ten jej Wasyl zupełnie jej nie pomaga.
Staruszka pośpiesznie zakładała kolejne warstwy ubrań. Na koniec poprawiła grube okulary i otworzyła drzwi.
– Do widzenia. – Babcia energicznie ruszyła przed siebie, nie obracając się ani razu.
Petia zatrzasnął drzwi i ruszył długim korytarzem do kuchni. Podszedł do kuchenki i zajrzał do garnka. Zawartość miała brejowatą konsystencję, a na domiar złego na środku pływała do połowy rozpuszczona kostka rosołowa. Zamknął pokrywkę i rzucił okiem na kwadratowy zegarek stojący na blacie obok.
– Już prawie dziewiąta! – żachnął się i pośpieszył do swojego pokoju.
Przeszukał komodę. Założył pierwsze lepsze spodenki i koszulkę, a następnie chwycił klucze i pognał do wyjścia. Może jeszcze zdąży się wymknąć! Zatrzasnął za sobą drzwi i zbiegł brudnymi schodami do wyjścia z bloku. Na zewnątrz zderzył się z czymś, co przypominało twardy słup.
– Kogo my tu mamy?
Podniósł wzrok i natychmiast cofnął się o krok. Przed nim stał wysoki, wysportowany chłopak, który mierzył go surowym spojrzeniem, orzechowych oczu.
– Cześć Dima. – Głos Peti drżał. On sam szybko spróbował przebiec pod ramieniem swojego brata. Dłoń Dymitra bezlitośnie chwyciła go za kark.
– Dokąd to niby?! Dokąd to?!
– Puść mnie! Do Olega idę! – Mały szamotał się, ale palce brata były jak z żelaza.
– Nigdzie nie idziesz! – Dymitr wrzucił chłopca z powrotem do środka klatki schodowej. – Wracasz do domu, ty mała zarazo! – rozkazał, wskazując palcem na schody.
Petia stał w miejscu. Jego oczy błyszczały od łez, ale minę miał zawziętą. Szukał luk w postawie swojego brata. Ciągle liczył na to, że uda mu się wydostać.
– Nawet o tym nie myśl – uprzedził go Dymitr.
Petia z rozpędu wślizgnął się między szeroko rozstawione nogi swojego brata. Dłoń Dymitra ponownie bezlitośnie zacisnęła się na jego karku.
– Mały zasraniec! – wrzeszczał prosto w twarz swojego młodszego brata. – Myślałeś, że drugi raz dam się na to nabrać?! Same problemy z tobą!
VOCÊ ESTÁ LENDO
Tropiciel
ContoDzień Niepodległości odbija się szerokim echem na mieszkańcach postkomunistycznego miasteczka Dobrowka. Mały Petia chce tylko pograć w naklejki ze swoim najlepszym przyjacielem Olegiem, ale podróż pustymi uliczkami szybko staje się walką o przetrwan...