Bezpieczna ciemność

17 0 0
                                    


Poczułam szarpnięcie. Mój głośny krzyk rozniósł się po całym domu.

-Znowu kurwa uciekłaś z lekcji- i uderzenie prosto w twarz

-Proszę nie bij mnie w głowę tylko nie w głowę...Daj mi wytłumaczyć, proszę- łzy spływają mi po policzkach- pro...szę- kolejne uderzenia.

- Ty tępa pizdo, w głowę właśnie w głowę, może coś się do tej głowy wreszcie kurwa natłucze- i znów czuję mocne uderzenia pięści, mój tatuś okłada mnie pięściami, nic nie widzę na oczy, jestem zmęczona bardzo zmęczona. Czuję miękkość dywanu na korytarzu po chwili obejmuje mnie ciemność. Bezpieczna ciemność. Błysk. Światło. Wracam. Widzę jak pochyla się nade mną. Pulsujący głos w uszach. Jego ręka ponownie uderza mnie w głowę. Słyszę jak przez mgłę echo jego słów. Kropelki jego śliny moczą mi twarz.
- Jeszcze raz uciekniesz ze szkoły to Ci tak dopierdole ty głupia franco, że już się nie podniesiesz. -Robię wymach nogą i kopę na oślep, muszę się bronić, muszę. Jestem taka zmęczona. Słyszę głośne syknięcie. Przekręcam się na plecy i uciekam na schody prowadzące do mojego pokoju. Rękawem bluzy ocieram krew sączącą się z rozciętej wargi, szybko się odwracam. Ojciec stoi na korytarzu i trzyma się za kolano. Klnie strasznie i mnie wyzywa. Biegnę szybko. Zamykam drzwi na klucz. Barykaduję je stołem i fotelem. Nie mam czasu. Do plecaka pakuję bluzę, spodnie i podkoszulek. Słyszę jego kroki na schodach. Idzie po mnie. Wylewam herbatę z kubka prosto na biurko, pakuję go do plecaka, otwieram szafkę wyrzucam z niej wszystko biorę zapas gotówki. Słyszę uderzenia w drzwi i wyzwiska.
-Ty kurwo otwieraj w tej chwili wywarzę drzwi i cię zapierdole. - Wiem, że on nie żartuje. Potrafi mnie bić przez kilka godzin. Co najśmieszniejsze, jest zupełnie trzeźwy. Chyba dziś ma wolne. Miał być w pracy. Pomyliłam się. To była straszna pomyłka. Dotykam miejsca nad uchem. Będę miała siniaka... Słyszę śrubokrent. Wyjmuje drzwi z zawiasów. Nie mam czasu do stracenia. Otwieram okno. W dół jest jakieś 4 metry. 2 metry od okna stoi sosna. Kurde, nigdy tego nie robiłam. Szybkim ruchem wchodzę na parapet. Odwracam się widzę jak moje drzwi opuszczają futrynę. Zły ojciec jedną ręką odrzuca stół i fotel. Czas się zatrzymuje. Widzę jego czerwoną twarz i zaciśniętą szczękę, białą koszulę na której są ślady mojej krwi i idealnie wyprasowane jeansy. Biegiem rzuca się przez pokój w moim kierunku.

-Ty śmierdząca gówniaro nawet nie próbuj...

Za późno. Odwracam się kucając, odbijam od parapetu. Po chwili na swoich ramionach czuję gałęzie, które pękają pod naporem mojego ciała. Słyszę dźwięk rozdzierającej się bluzy. Ostre igły smagają moją twarz. Spadam tyłkiem na trawę. Jestem na dole. Po chwili słyszę otwierające się drzwi w ganku. Co kurwa. Już jest na dole tak szybko. Podrywam się na nogi. Biorę rozpęd. Wspinam się na płot. Nie wiedziałam, że tak potrafię. Przeskakuję przez płot, rozdzierając do konca bluzę. Teraz zwisa w dwóch luźnych płatach. Spadłam na kolana. Podrywam się i biegnę. Nie mam siły. Dopiero teraz czuję głód nie jadłam nic od poprzedniego dnia. Biegnę polem a moje adidasy prawie topią się w mokrej i grząskiej ziemi. Za sobą słyszę

- Tylko wrócisz gówniaro

SamotnaWhere stories live. Discover now