Skarb księżyca

35 8 5
                                    

Kilka dni temu dostałam propozycję pracy na wykopaliskach w Ameryce Północnej, a dokładnie w Forks. W tamtejszych lasach znaleziono jaskinię z dziwnymi drzwiami, których dotychczas nikomu nie udało się otworzyć. Kiedy dowiedziałam się się o tym zdecydowałam się tam polecieć i nadzorować tamtejsze prace.
W aktualnym momencie siedzę z Luną w samolocie do Stanów Zjednoczonych. Z lotniska odbierze nas jej kuzyn, a następnie udamy się do hotelu, by odpocząć.

- Jak myślisz, co skrywa ta grota? - zwróciła się do mnie z podekscytowaniem w głosie. - Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy już na miejscu! - krzyknęła na cały samolot, a co za tym idzie zwróciła całą uwagę pasażerów na naszą dwójkę.

- Luna, uspokój się, będziesz mogła krzyczeć, gdy opuścimy to „pudełko".

- Dobra, ale i tak nie rozumiem, czemu nie lubisz latać samolotami, przecież to jest superowe! - czasami zachowuje się jak dziecko, naprawdę.

- Lu! Siadaj i poczytaj coś czy zrób cokolwiek, bylebyś była cicho. Została nam godzina lotu, proszę - złożyłam ręce jak do modlitwy.

W odpowiedzi burknęła coś pod nosem i nie odzywała się przez resztę podróży.

***

- To była najlepsza podróż w życiu! Na zawsze to zapamiętam! Już nigdy nie polecę ta linią - stwierdziła Luna.

- Wyczuwam sarkazm - powiedziałam.

- I dobrze myślisz, Bella! Kto jest takim idiotą, żeby zgubić walizkę pasażera!

- Oh... Spokojnie, przecież powiedzieli, że znajdą twój bagaż.

- Jasne. Prędzej świnie zaczną latać niż oni ją znajdą - wymamrotała zła. - Miałam tam ważne rzeczy - przewróciłam oczami.

- Ty mi tu nie przewracaj oczami! Postaw się na moim miejscu, Isabello!

Zaraz po wylądowaniu poszłyśmy odebrać nasze bagaże, a tam dowiedziałyśmy się, że walizka Luny zniknęła. Moja przyjaciółka, gdy się o tym dowiedziała, o mało nie wpadła w furię. Zrobiła awanturę personelowi na lotnisku, a oni się jej przestraszyli - przynajmniej mi się tak wydawało.

- Zaraz po tym, jak skończymy pracę pójdziemy na zakupy, obiecuję. - Uśmiechnęłam się do niej, a ona to odwzajemniła.

- Dziękuje! Dziękuje! Dzięki! - rzuciła mi się w ramiona.

- A teraz... Gdzie twój kuzyn? Miał na nas czekać.

- Emmm... O! Tam jest. - wskazała na umięśnionego bruneta, który opierał się o, najprawdopodobniej, swoje BMW.

Zaczęłyśmy iść w jego kierunku z walizkami.

- Hej, kuzynku! Długo się nie widzieliśmy, nieprawdaż? - zapytała Luna, gdy byliśmy wystarczająco blisko, by nas usłyszał .

- Tak, bardzo długo, Lu - przytulili się na powitanie - Ciotka mówiła, że masz zamiar przylecieć ze swoją koleżanką - tu wskazał na mnie - Aaa... gdzie moje maniery - jestem Lucas - pocałował moją rękę. Zarumieniłam się.

- Ahh... Isabella. - odwzajemniłam powitanie.

- Piękne imię dla pięknej damy, Bello - puścił mi oczko.

- Dobra gołąbki! Na randki będziecie mieli czas później, a teraz Luck zawieź nas do hotelu, mamy pracę.

- Nie będziecie mieszkać w żadnym hotelu. Jedziemy do domu ciotki, tam się na razie zatrzymacie.

Bez żadnego oporu zgodziłyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu, a kuzyn Luny zapakował moją walizkę. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy. Po drodze mijaliśmy różnego typu budynki, aż w końcu podjechaliśmy na podjazd jakieś willi. Dom był w kolorze kremowym, a dach miał ciemnobrązowy odcień. Niezliczona ilość okien dekorowała budynek tak samo jak balkon, na którym było kilka doniczek z nieznanymi mi błękitnymi kwiatami. Teren, na którym stał dom był dość duży, a za nim rozciągał się piękny las.

Skarb księżyca [One-shot]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें