1. Bang!

12 0 0
                                    


Pożegnałamsię z przyjaciółką po babskim wieczorze krótkim całusem wpoliczek i szybkim "pa". Chciałamwrócić szybciej jednak Ann jak zawsze musiała mnie zagadać.Byłciepły wieczór, mimo tego, ze było już ciemno bez żadnego lękuwracałam od koleżanki starą częścią parku miejskiego. Okryłamsię szczelniej miękkim swetrem, który dodał mi trochę"towarzystwa" swoim dotykiem . Spojrzałamna ekran mojego telefonu. 22:45. Westchnęłam cicho chowająctelefon do kieszeni spodni. Znowu spóźniona. Idąc alejkamikopałam czubkiem trampka kolejne kamyki, które znajdowały się namojej drodze. W pewnej chwili usłyszałam gdzieś w oddalirozmowę pomiędzy mężczyznami, która brzmiała jak kłótnia. Niezwracałam na to uwagi, ponieważ nie miałam w zwyczaju ingerować wsprawy nieznajomych. Delikatny wiatr przywiewał do moich uszupojedyncze wyrazy jak "kasa", "uważaj","szansa". To brzmiało jak scena wyjęta wprost z filmuakcji.Nieoglądając się za siebie wyjęłam telefon, aby sprawdzić, czyktoś nie próbował kontaktować się ze mną. Pusto. Nikt domnie nie pisze, ani nie zadzwoni, ale dopiero gdy wrócę spóźnionado domu to usłyszę milion argumentów i zostanę zasypanapytaniami, dlaczego nie odbierałam telefonu i nie odpisywałam nawiadomości. Typowi rodzice. Zaśmiałamsię sama do siebie z powodu moich wizji, ale rozdzierający krzykspowodował, że podniosłam wzrok i spojrzałam w stronę ślepejuliczki, która znajdowała się po mojej prawej stronie. Naglerozległ się strzał z broni palnej, przerażający strzał, któryspowodował, ze pisnęłam z przerażenia i odwróciłam się wkierunku, z którego dochodził. Minąłmoże ułamek sekundy a ja zobaczyłam jak postawny mężczyznawybiega z uliczki, z mroku i kieruje się w moja stronę. Niemyśląc wiele nad rozwiązaniem rzuciłam się do ucieczki. Jednakna marne. Chwilępóźniej poczułam jak silne ramiona łapią moją drobną sylwetkęod tyłu. Jedyne co zdążyłam wykrzyczeć to głuche "pomocy",które rozpłynęło się w powietrzu nie powodując żadnej reakcjii nic po sobie nie zostawiając. Zaczęłamwierzgać nogami próbując z całych sił uwolnić się przedoprawcą. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy spowodowane strachemi bezsilnością. Zaczęłam przeklinać samą siebie w duchu za to,że koniecznie chciałam skrócić sobie drogę. -Już cicho..-Szepnąłdo mojego ucha kierując się wgłąb uliczki. Uśmiechnąłsię i przycisnął mnie do murku. Spojrzał na mnie i zmarszczyłbrwi. Sapnęłam z zaskoczenia w momencie, kiedy poczułam murpod swoimi plecami. Był tak zimny jak spojrzenie tego chłopaka,zimny i bezkompromisowy. Zaczęłamoddychać szybciej zamykając oczy. Kiedy usłyszałam pytanieotworzyłam je szybko i spojrzałam na niego. Nie byłam w staniewydusić z siebie ani słowa, dlatego przygryzłam wargę zębami,żeby zakryć to jak bardzo drga moja dolna warga. Zaczęłamrozglądać się po okolicy chcąc zobaczyć kogoś, kto może mipomóc. -Jeśli będziesz grzeczna obiecuję, że nie zrobię Ci krzywdy.- Mówił cały czas rozglądając się, czy nikt nas niewidzi. - chyba nie chcesz żebym Cie zabił – dodał. -Proszę, wy-wypuść mnie. Nikomu o tym nie powiem, błagam.-Wykrztusiłam z siebie. To było tak żałosne, a jednak konieczne,jeżeli chciałam żyć. Nie miałam odwagi się poruszyć, bo bałamsię broni,którą trzymał za paskiem swoich spodni. Głośnoprzełknęłam ślinę.

- Nie mogę Cię wypuścić, skarbie. Przygryzł wargę kręcąc głową. Przejechał kciukiem po moim policzku patrząc w moje oczy.- Jak się nazywasz? - zapytał delikatnie.

Ch-Chloe- wyszeptałam spuszczając głowę w dół i nie chcąc więcej na niego patrzeć, w głowie odmawiałam milion modlitw, które cudem mogłyby okazać się pomocne lub zbawcze.

Czułamjakbym miała zemdleć, albo umrzeć z samego strachu. Moje sercekołatało się jak szalone, a ja nie mogłam chociaż trochę gouspokoić. -Wypuśćmnie, proszę- szepnęłam nie unosząc głowy i nie patrząc nawetna niego. Czułam to, ze wyglądam w jego oczach żałośnie,ale nie to było teraz najważniejsze. Chciałam żyć. To przedewszystkim. -Chloe, piękne imię. Nie płacz, przecież jestem grzeczny. A terazmasz grzecznie ze mną iść jak nigdy nic, bo naprawdę nie mamochoty zabijać kolejnej osoby - powiedział i złapał moją dłońi ruszając jak gdyby nigdy nic chodnikiem. Gdydoszliśmy do jego auta otworzył mi drzwi od strony pasażera izamknął je gdy wsiadłam. Usiadł za kierownicą i wyjął telefoni zaczął coś pisać. Uśmiechnął się do mnie i położyłpistolet na tylnym siedzeniu. Odpalił silnik i wyjechał na ulicęjadąc w tylko sobie znanym kierunku. Przełknęłamślinę patrząc na to jak wyrzuca broń nas tylne siedzenia,pochwili spojrzałam za nią. Zamknęłam oczy, a po chwili jeotworzyłam. Ruszyłam klamką od drzwi, ale była zablokowana.Zawarczałam pod nosem i spojrzałam na niego myśląc nad jakimśsprytnym zagraniem taktycznym, które mogłoby mnie uratować.-Więc Chloe... Ile masz lat?- uniósł brew patrząc na mnie kątemoka. -Jestem studentką prawa, mam 20 lat. - powiedziałam cicho.Spojrzałam na niego.-Czyli przyszłość masz świetlaną- powiedział oblizując usta iwypuszczając dym spomiędzy swoich pełnych warg.

All Or NothingWhere stories live. Discover now