SOME PEOPLE ARE ARTISTIC, SOME THEMSELVES ARE ART

153 20 6
                                    

Przez odsłoniętą skórę chcemy dostrzegać własne kości. Mamy przed oczami tylko jeden model ideału. Cieszy nas bladość naszych twarzy i cieszą nas czerwone żyłki malujące mapy donikąd w naszych oczach. Chcemy pęknięć na naszych ustach. Dlaczego? Bo nie chcemy być tylko artystami. Sami chcemy być sztuką. Pragniemy przedstawiać sobą coś większego, jakąś głębszą treść. Bo wierzymy, że cierpienie jest piękne. Dlatego po naszej skórze spływają czarne linie, które wijąc się łączą się w finezyjne wzory o tylko nam znanym znaczeniu.

Jesteśmy już znużeni pokrywaniem płócien, więc postanowiliśmy się nimi stać. Nasze włosy są zdobione przez kwiaty, które niemal całkowicie ukrywają codzienną fryzurę. Tacy czujemy się wolni. Tacy czujemy się sobą. Nasze oczy są jak pęknięte lustra, których odłamki cudem tylko trzymają się jeszcze ram. Zniekształcają obraz świata i nie pozwalają dostrzec nas. Nie możemy pokazywać emocji, jesteśmy z marmuru.

Fascynują nas ciemne kręgi pod naszymi oczami i doszukujemy się wzorów w drobnych fioletowych żyłkach rozgałeziających się na naszych bladych powiekach. Jak moglibyśmy dopuścić do siebie myśl, że to tylko przypadkowy układ naczyń krwionośnych, że nie mają żadnego głębszego znaczenia? Odpowiedź jest aż nazbyt oczywista: nie moglibyśy.

Gdybyśmy przestali szukać interpretacji prostych, pozornie nic nieznaczących szczegółów, nie bylibyśy sobą. Wierzymy, że nasza obecność w miejscu, w którym się znajdujemy ma wyższy cel. Bez niego czujemy się mali, niewarci, niepotrzebni. Zawsze byliśmy zbyt dumni, żeby myśleć, że pojawiliśmy się z przypadku, żyjemy ciągami przypadkowych zdarzeń i odchodzimy na skutek zbiegu przypadkowych okoliczności, na które nie mamy najmniejszego wpływu. Bo jaki by to wtedy miało sens?

Na naszych policzkach, skrząc się w świetle sierpniowego księżyca, spoczywa brokat. Tak bardzo, tak panicznie boimy się kiedyś zniknąć w tłumie bez wcześniejszego zostania zapamiętanymi. A zapominani umieramy w sobie coraz bardziej. Usilnie robiąc wszystko, by tylko nas nie zaszufladkowano, sami wpędzamy się w kanon. Jeden z wielu.

Obwiązujemy nasze szyje wstążkami, na głowach pleciemy niewygodne warkocze i dziurawimy ubrania, aby potem próbować nadać im znaczenie. Mimo że nie potrzebujemy okularów, zakładamy je, bo nie możemy przecież wszyscy wyglądać identycznie. W końcu wciąż utwierdza się nas w przekonaniu, że jesteśmy inni.

COOL KIDSUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum