„Śpisz?"

Było już po północy, wypadało zapytać, zanim zajmę komuś czas. Brak odpowiedzi sam się nią stał. Westchnąłem. Akurat, gdy czułem się na siłach, by to zrobić, los chciał inaczej.

Jednak telefon w końcu zawibrował, a na ekranie pojawiła się wiadomość:

„Zdawało mi się, że mieliśmy nie rozmawiać."

Odpisałem niemal natychmiast. Nie obchodziło mnie, co pomyśli. Jeśli nie zrobiłbym tego wtedy, nigdy bym tego nie zrobił.

„Spotkaj się ze mną za kwadrans na tamtej ławce."

Nerwowo odliczałem sekundy do kolejnej odpowiedzi.

„Nie. Jestem w piżamie."

Odpowiedziała powściągliwie, a chwilę później wysłała mi jakiś adres. Nie byłem pewien, dokąd prowadził, a na kolejną wiadomość już nie odpowiedziała. Wątpiłem, by to był jej dom, sądząc po podejściu, jakie wobec mnie prezentowała. Uznałem jednak, że zaryzykuję. W najgorszym wypadku stracę zęby, ze sztucznymi też da się żyć...

Wstukałem adres do niezawodnego GPSa. To było raptem kilka minut drogi ode mnie. Naprzeciwko Biblioteki Uniwersyteckiej, wiedziałem nawet gdzie dokładnie. Spacer jednak się opłacił.

Ubrałem się pospiesznie, wetknąłem zapalniczkę w kieszeń i ruszyłem na spotkanie. Czułem się tak, jakbym robił coś złego – odzywało się sumienie. Miałem z nią nie rozmawiać, jednak nie potrafiłem; a teraz dostałem adres. Gdyby ktoś mnie prześwietlał, poszedłbym siedzieć. Nie wytłumaczyłbym się z tego. Ale nie mogłem nie oddać jej tej cholernej zapalniczki.

Grawerka, którą wyczułem pod palcem, przedstawiała czyjeś inicjały otoczone różami. Kunsztowne wykonanie, drogi metal, porządna rzecz. Musiała być dla niej ważna. Nie wiedziałem tylko, czemu w takim razie mi ją oddała.

~*~

Dlaczego, kiedy on czegoś chciał, mógł do mnie mówić i pisać, ale jak to ja miałam coś do powiedzenia, to nie było już mile widziane? Wkurzała mnie taka niesprawiedliwość. Nie zamierzałam wychodzić z domu, było mi dobrze w łóżku, dlatego dałam mu swój adres. I tak wątpiłam, że się zjawi, szczególnie po wiadomości zawierającej jedynie trzy pytajniki.

Z anonimowości nie zostało wiele, dlatego równie dobrze mógł wiedzieć, gdzie mieszkam. Nie robiło mi to już różnicy i tak nie będzie do mnie przychodził. Sądząc po jego dotychczasowym zachowaniu, mogłam się spodziewać, że w ciągu dwóch dni dostanę list z zapalniczką w środku.

Jakże się zdziwiłam, gdy jednak ktoś zadzwonił domofonem. Podeszłam do drzwi, podniosłam słuchawkę i mruknęłam po japońsku, że go nienawidzę.

— Więc to jednak twój adres... — Usłyszałam zaskoczony głos.

— Trzecie piętro. Kaidan, bo windy nie mamy — mruknęłam i odłożyłam słuchawkę, uprzednio wpuszczając mężczyznę na klatkę schodową.

Zarzuciłam na siebie szlafrok i czekałam przy drzwiach, nie mogąc się nadziwić, że jednak przyszedł. Normalni ludzie zaczęliby sprzątać w mieszkaniu, ubierać się i takie tam... Ja odgarnęłam kupę ubrań, która zalegała pod drzwiami, nieco na bok i oparłam się o ścianę.

Trzy piętra to niedużo. Pokonywałam tę trasę w trzy minuty, kiedy miałam naprawdę zły dzień, więc jemu nie powinno to zająć więcej niż jedną, ale z jakiegoś powodu czekałam już pięć, a jego dalej nie było.

W bloku było raczej bezpiecznie, ale kiedy się nie zjawiał, postanowiłam wyjść na korytarz i zobaczyć, co się dzieje. Może zostawił ją pod drzwiami? Założyłam kapcie i wyszłam. Zapalniczki nie było na wycieraczce; poszłam więc dalej. Nigdzie go nie widziałam. Trafiłam na niego dopiero między pierwszym i drugim piętrem, kulącego się przy barierce.

Dziwak z dyplomemOnde histórias criam vida. Descubra agora