Rozdział 5

Mulai dari awal
                                    

— Rozważymy to może — westchnął tata i z powrotem usiadł na kanapę.

— Oczywiście. Pójdę w takim razie sprawdzić co z jedzeniem. Wydaje mi się, że powinno być teraz gotowe. Mel, zechcesz mi może pomóc?

Zamyślona tym wszystkim, skinęłam tylko głową i powoli poszłam za babcią. Wciąż nie mógł dojść do mnie fakt, że moi rodzice chcą mnie wysłać od razu na głęboką wodę. Nie przyzwyczaiłam się do własnego domu, a mam od razu pójść do szkoły, do tylu ludzi, jakby nigdy nic?

— O czym tak myślisz? — zapytała babcia, zaglądając w tym samym czasie do jednego z garnków.

— O rodzicach... W ogóle mnie nie wspierają, wiesz? Po powrocie do domu ze szpitala miało być lepiej, a teraz sama nie wiem. Obawiam się, że to właśnie wcześniej było okej... — odparłam smutno. — I wiesz co jeszcze? Strasznie brakuje mi Nicodema. To trochę tak jakbym układała trudne puzzle. Siedziałabym nad nimi godzinami, a gdy dochodziłam do końca okazało się że ostatni puzzel gdzieś się zawieruszył. Jest brakującym elementem w moim zwariowanym życiu. Brakuje mi jego troski, głosu, wszystkiego tak naprawdę. Wolałabym nadal być wariatką, widzącą coś czego nie ma, ale byłabym chociaż szczęśliwym szaleńcem. A teraz? Teraz jestem smutną, nic nie wartą nastolatką, która wczoraj wyszła z psychiatryka. Tęsknię za nim. — Babcia spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i wzdychając ciężko, obięła mnie swymi rękami. 

— Wiem, Mel... To wszystko będzie dość ciężkie, ale poradzisz sobie. Jesteś silną dziewczyną — powiedziała i cmoknęła mnie swoimi miękkimi wargami w czoło.

Jedzenie było już gotowe, dlatego wyciągnęłam z szafki najładniejsze talerze jakie babcia trzymała w domu i zaniosłam je do jadalni, kładąc je delikatnie na stół. Wróciłam do kuchni, aby dalej pomóc w szykowaniu.

— Ile zaniosłaś tam talerzy? — zapytała kończąc przygotowywanie sałatki.

— Pięć.

— Więc weź jeszcze jeden i wszystkie sztućce, dobrze?

— Co? Przecież jest nas tylko piątka — zdziwiłam się.

— Tak, ale spodziewam się jeszcze kogoś. Nie wnikaj w to teraz. Wszystkiego się dowiesz.

Zaniosłam talerz z garścią sztućców i znowu wróciłam do kuchni.

— Wiesz, że oddali pokój Nicodema na potrzebę Chanel? — ni stąd ni zowąd zaczęłam. — Zrobili jej tam nowy pokój.

— Chanel wraz z Johnem coś burknęli o tym...

— Jak mogli babciu? Jak mogli tak po prostu się go pozbyć? Przecież to jest ich syn!

— Prawie gotowe, chodźcie! — krzyknęła nawołując resztę rodziny, a później spojrzała na mnie z czułością. — Melanie, to że zniszczyli jego pokój, nie znaczy że się go pozbyli. Wciąż jest ich synem. Martwy czy też nie, wciąż tak jest i będzie. Mają go w sercu, a to chyba najważniejsze?

Skinęłam jej głową w odpowiedzi, ponieważ mama, tata wraz z Chanel weszli do jadalni, komentując piękny zapach. Nie do końca tylko zgadzałam się z babcią. Oczywiście, że najważniejsze jest to, aby mieli go w sercu. Jednak jak dla mnie, to, że zniszczyli ten pokój... Jest w pewnym znaczeniu znakiem braku szacunku do ich zmarłego syna. Ja sama z trudem przekraczałam próg jego pokoju, a oni tak po prostu weszli tam i zniszczyli wszystko. Gdyby jednak szanowali Nicodema, zostawiliby ten pokój, chociażby po to aby tylko obrastał kurzem. Symbolizowałoby to, że pokój umarł wraz z moim bratem. Pustka w sercu jak i pustka w domu. Zawsze wydawało mi się, że Nicodem był dla nich najważniejszy. Czyżbym się myliła? Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tego, jak mogli usunąć go z naszego domu. Nic nie jest dla mnie wystarczającym argumentem i tak chyba pozostanie do końca. Nigdy im tego nie wybaczę.

Brakujący elementTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang