Mapka dołączona do listu została narysowana dość prowizorycznie, ale na tyle wyraźnie, by zauważyć, że wielki "X" oznaczający miejsce spotkania znajduje się gdzieś w pustej sali w lochach. Lily skradała się przy ścianie niczym kot, zatrzymując się na każdym rozwidleniu, przy każdym zakręcie i każdych drzwiach. Oddychała najciszej, jak tylko mogła, nasłuchiwała kroków, rozmów, śmiechu – czegokolwiek, co byłoby sygnałem do wycofania się, lub schowania. Nieopodal pomnika Borysa Szalonego natknęła się na wychodzącego z łazienki prefekta Hufflepuffu, ale umknęła prędko za róg, nim chłopak zdołał ją zobaczyć. Na korytarzu Gunhildy z Gorsemoor na trzecim piętrze, słyszała dochodzące z pustej klasy pojękiwania, od których zaczęły piec ją uszy i policzki, a w lochach, tuż przy miejscu docelowym, prawie by wpadła na wysoką Krukonkę z szóstego roku, gdyby nie samotna zbroja, za którą mogła kucnąć.

Ku swojemu zdziwieniu, przed salą oznaczoną na prowizorycznej mapce jako „X", stanęła piętnaście minut przed czasem.
Pchnęła niewielkie, drewniane drzwi i stanęła jak wryta. Spodziewała się albo Iana, albo nikogo, natomiast jej oczom ukazał się siedzący na jednej ze złączonych ławek, zmęczony, potargany Scorpius Malfoy. Najwyraźniej był równie zdziwiony co ona, bo zamrugał, marszcząc brwi i rozchylając lekko usta.

— Co ty tu robisz? — wypaliła pierwsza, podchodząc bliżej.

— Właśnie zbieram się do wyjścia... Zresztą nieważne. Bardziej zastanawiające jest, co ty tutaj robisz. W środku nocy. W lochach.

— Czekam na kogoś.

— Kiepskie miejsce na randkę — mruknął rozbawiony, zeskakując z ławki.

Prychnęła, patrząc jak zbiera porozkładane na stolikach, zamazane dziwnymi rysunkami kartki, po czym wsadza je do kieszeni idealnie skrojonych, granatowych spodni. Znów był ubrany w zwyczajne ciuchy i musiała przyznać, że wyglądał w nich jeszcze lepiej niż w hogwarckim mundurku. 

— To nie randka. To walka o być albo nie być — stwierdziła z powagą. 

Scorpius przewrócił oczami.

— Powodzenia, może lepiej się zabunkruję... — machnął jej ręką i ruszył w kierunku wyjścia. 

Nie zdążył przejść połowy klasy, gdy drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Lily wstrzymała oddech, spodziewając się, że lada moment ujrzy przesyconą szaleństwem twarz Iana Ashvilla, jednak nic takiego się nie stało. Powietrze dokoła zrobiło się gęstsze, coś przesunęło się przy ścianie, ale wciąż byli tu tylko we dwoje. Scorpius spojrzał na nią pytająco, lecz jedynie pokręciła głową równie zdezorientowana, co on. Dopiero po chwili, jak spod ziemi wyrosła tuż przed nimi Katrin Lewe. W ręku trzymała pelerynę niewidkę Albusa. Lily otworzyła usta ze zdziwienia.

— Miałaś być sama — stwierdziła Katrin.

— Ha?! Byłam sama, spotkałam go przypadkiem — żachnęła się rudowłosa. — Zresztą, z jakiej racji mam ci się tłumaczyć? Dlaczego tu w ogóle jesteś?!

— Chodź ze mną, wyjaśnię ci po drodze.

— Gdzie mam iść i po co? — Lily nadal nic nie rozumiała, ale nie miała zamiaru ruszyć się nawet o centymetr. Założyła ręce na piersi, wlepiając wzrok w Krukonkę. 

Dziewczyna przygryzła wargę. 

— Do Iana. Miałam cię do niego przyprowadzić. Tu nie jest bezpiecznie.

Starała się wyglądać spokojnie, ale w jej głosie wybrzmiała nuta zniecierpliwienia, co jeszcze bardziej zdenerwowało Lily.

— Do Iana?! Od kiedy ty trzymasz się z Ashvillem?! 

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz