36. Biorę to na siebie.

Magsimula sa umpisa
                                    

- Pytasz o to, bo zależy ci na tym, by moja dusza po śmierci, którą mi zadasz, gdzieś trafiła?

- Zamknij się! - wrzasnął po raz kolejny, a ja prawie przewróciłem oczami. Choć sytuacja była absurdalna (znowu) i niebezpieczna (po raz kolejny). - Denerwujesz mnie.

- Ja już się przyzwyczaiłem - wyrzucił z siebie Michael zbolałym głosem, co skończyło się tym, że Scott strzelił ze złości pod nasze nogi, przez co przez chwilę zatańczyliśmy irlandzkie tańce narodowe, krzycząc na cały głos wszystkie przekleństwa jakie nam ślina na język przyniosła. Dyszeliśmy ze zmęczenia i strachu. Mój wzrok mógłby zabić Harrisona za jego idiotyczne, kąśliwe uwagi. Mógł je sobie odpuścić choć raz. Najwidoczniej była to jego cecha charakterystyczna absolutnie nie do zwyciężenia. Cholerna niewyparzona gęba.

- Zabijcie cię Harrison.

- On i tak to zrobi - odszepnął, gdy pchany przez Prestona, opadał na skórzaną kanapę. I ja zrobiłem to samo. W ten oto sposób, siedzieliśmy sobie wygodnie na drogiej kanapie tuż przed facetem, który nie ukrywając, chciał nas zabić. Smutne było w tym to, że nawet nie znałem jego motywu. Chciałem go o to spytać, ale uznałem, że nie warto za to tracić głowy.

- Czy wierzysz w Boga? - były kochanek Jane, wycelował ponownie pistolet w Michaela i patrzył na niego wyczekująco. Widziałem, że Jane niemalże miażdżyła jego rękę, tylko po to, by powstrzymać go przed kolejnymi głupimi odpowiedziami.

- Czy to pytanie jest podchwytliwe? - spytał, a ja nie mogąc się opanować przyłożyłem mu z łokcia w żebra. Jęknął z bólu i posłał mi nienawistne spojrzenie. Scott ku naszemu zaskoczeniu, złagodniał i pokiwał przecząco pistoletem wycelowanym w nasze głowy. - Tak. Ale na swój sposób.

- Jaki sposób? - spytał od razu szaleniec przed nami, a ja zamknąłem oczy, modląc się by Michael choć raz był poważny. Choć tyle przeszedł i tak wydoroślał, nadal potrafił być skończonym dzieckiem. I to takim, jakie poznałem kilkanaście tygodni temu.

- Wierzę, że to, że żyjemy i posiadamy przy tym świadomość, nie jest przypadkiem. Nie wierzę jednak w tą całą historię narodzić Boga i otoczkę związaną z obrzędami.

- Twierdzisz, że to bajki wyssane z palca? - chrapliwy głos naszego oprawcy poniósł się echem po pomieszczeniu.

- Tego nie wiem. Każda z religii na podobne wierzenia co do narodzin Boga. Myślę, że albo wzięły się one z dokładnie tego samego źródła, albo ludzie na całym świecie mają równie wybujałą wyobraźnię. Nie potrzebuję niestworzonej, bajkowej opowieści, by wiedzieć, że to wszystko ma większy sens.

- Uważasz więc, że wszystkie religie tak naprawdę są jedną i tą samą, tylko pod różnymi nazwami?

- To możliwe, prawda? To, że to jeden Bóg, tylko wyznawany przez ludzi w różny sposób i nazywany inaczej.

- Ok. To ma sens - Scott pokiwał głową twierdząco, zadowolony z wypowiedzi Michaela i skierował swoje pytanie do Jane. - Twoja kolej, skarbie - drgnęła słysząc jego okaz czułości. Ręce świerzbiły mnie, by go uderzyć. Ale nie mogłem tego uczynić. Cały czas wyszukiwałem moment, w którym mógłbym się na niego rzucić i wyrwać mu broń z ręki. Błagałem także sąsiadów, by zareagowali na hałasy, które staraliśmy się powodować i wezwali policję. W przeciwnym razie mieliśmy zginąć i to wszyscy. W momencie, w którym Scott zada wszystkie swoje pytania i się znudzi. Jane patrzyła na niego długo, zanim się odezwała. Znała go lepiej niż my. Doskonale wiedziała czego może się po nim spodziewać. Wiedziała, jak może zareagować na jej słowa. Patrząc na tego mężczyznę nie widziałem żadnej cechy, którą mogła w nim kochać. Może chodziło jej o pasję, jaka wręcz emanowała z jego ciała? Niemalże ją nas otumaniał. Był szalony i niebezpieczny, ale w jego oczach był tajemniczy błysk, który sprawiał, że choć było to absurdalne, chciało przebywać się w jego towarzystwie. Przyciągał do siebie niczym magnes. I choć takich ludzi na ziemi było bardzo mało, on do nich należał. Choć bełkotał bez ładu i składu, chciało się spijać słowa z jego ust. Z każdą sekundą dochodziła do mnie ta przedziwna prawda i nie mogłem się jej nadziwić, obserwując mężczyznę coraz intensywniej i z coraz większą pasją. Był szalony, bardziej niż my, ale była w tym wszystkim chyba jakaś chora metoda. Tak samo chyba czuli się ludzie mamieni przez wielkich mówców, którzy poniekąd poprowadzili naszą cywilizację do upadku. Jak dobrze, że Scott był tylko fotografem, a nie politykiem.

Darling I'll jump with you - WYDANE!Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon