Szaleństwo ucieczki do lasu pozwalało naszej królewnie zapomnieć o przykrościach, poczuć się wolną. Dlatego gdy przecisnęła się przez zakrytą krzewem dzikiej róży szczelinę w murach miasta, poczuła znajomy, bardzo przyjemny dreszczyk wzrastających emocji.

Gdy przebiegła zieloną polankę, poranna rosa zdążyła już nasączyć każdy centymetr jej pantofelków. Na granicy ciemnego boru zawahała się chwilę, a potem puściła pędem przed siebie. Biegnąc, śmiała się w głos, podśpiewywała, czasami zatrzymywała się, by powitać pąki rozkwitających kwiatów, których słodka woń zawsze zwiastowała początek wiosny. Zahibernowane serce przyrody powoli zaczynało odzyskiwać naturalny o tej porze roku rytm. Przyśpieszało tętno w zastygłych żyłach potoków, przebiśniegi radośnie wyciągały ręce ku niebu, a lekki wietrzyk ścigał ptaszki niosące swą pieśń w każdy zakątek budzącego się lasu.

Eileen znalazła się na niewielkiej polanie. Pierwszy raz dotarła tak daleko. Usiadła na nagrzanym od słońca pniu zwalonego dębu i zdarła głowę do góry. Kontemplowała nienaruszoną ciszę. Ciszę wypełnioną szeptami drzew, rozmowami leśnych zwierząt, szumem wody. Tak, to wszystko połączone ze sobą tworzyło niezwykłe zjawisko, które można było nazwać ciszą. Eileen poddała się jej kojącemu działaniu do tego stopnia, że ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała czyjeś kroki. Zerwała się z miejsca i chwyciła za sztylet przypięty do pasa na lewym boku. Zawsze brała go ze sobą, choć miała nadzieję, że nigdy nie będzie zmuszona go użyć. Uspokoiła się jednak, gdy zobaczyła zbliżającego się królewskiego rycerza. Młodzieniec zatrzymał się kilka stóp przed nią i przyklęknął na jedno kolano. Eileen pozwoliła mu wstać.

- Jak cię zwą rycerzu? – zapytała.

- Jestem Cillian odparł rycerz. – Syn Liama, Pana Kalis. Niech Bóg zachowa Cię w zdrowiu, Pani!

Po czym jeszcze raz się ukłonił. Imię Liam brzmiało dla niej znajomo. Należał do jednego z najwyższych dostojników w królestwie, ministra obrony, który w zamian za zasługi w wojnie dziesięcioletniej z Ermanią został obdarzony funkcją ministra i tytułem Pana największej prowincji królestwa Ilwany.

Przedłużające się milczenie przerwał rycerz:

- Czy wolno mi spytać Pani, dlaczego samotnie przebywasz w lesie?

Eileen zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Nie wiedziała, czy młody rycerz nie został wysłany, by ją szpiegować.

- Czy wolno mi spytać, Cillianie, dlaczego ty robisz to samo?

Trochę zbity z tropu odrzekł:

- Wielu rycerzy, o Pani, zostało wezwanych do Sillii na rozkaz czcigodnego króla Oskara. Właśnie zakończyłem swą podróż.

Przeczucia królewny zaczynały się potwierdzać. W kraju aż kipi od napięcia, ojciec gromadzi siły zbrojne w stolicy, jakby obawiał się ataku.

- Cillianie powiedz mi, czy grozi nam wojna?

- Nic mi o tym nie wiadomo, Pani.

Najwidoczniej Cillian też chciał być ostrożny. Eileen dokładnie mu się przyjrzała. Mimo, że był raczej wysokiego wzrostu, jego twarz zdradzała bardzo młody wiek. Tego wrażenia dodawały niemalże białe loki i szarobłękitne oczy. Przez chwilę zastanawiała się, czy tak może wyglądać dzielny wojownik. Widziała ich dość dużo w swoim królewskim życiu i żaden w nich nie przypominał Cilliana. Postanowiła jednak nie osądzać go po pozorach.

Ich rozmowę przerwało odległe bicie dzwonu na kościelnej wieży, co zawsze oznaczało początek dnia.

- Cillianie, mam do ciebie jedną prośbę. Niech nikt nie dowie się o naszym spotkaniu tutaj.

Młodzieniec obiecał nie zdradzić tajemnicy. Eileen pożegnała go podaniem dłoni, którą on ucałował z szacunkiem i rozstali się. Dziewczyna dostojnym krokiem ruszyła w drogę powrotną. Gdy tętent konia zupełnie ucichł, zaczęła biec najszybciej jak tylko umiała. Miała małe szanse na przemknięcie do pałacu bez zwrócenia niczyjej uwagi. Bramy miasta zostały otwarte. Narzuciła kaptur na głowę i starała się wtopić w tłum przechodniów.

Kiedy dochodziła do pałacu, dostrzegła Lukę. Poznał ją. Widać było, że na nią czekał, więc nie zamierzała udawać, że go nie widzi. Zdjęła kaptur z głowy i powiedziała:

- Dobra, wiem, ale nie wydaj mnie...

Nie dokończyła. Wyraz twarzy brata przeraził ją. Luka nigdy nie okazywał nazbyt wyraźnie emocji takich jak strach lub zaskoczenie. Tym razem nawet nie starał się ukryć ani jednego, ani drugiego. Zatrzymał się przed nią cały zdyszany. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł złapać oddechu, więc przeczekał chwilowy kryzys i wyszeptał:

- Eileen...napadli... Garmen!

Garmen, oprócz Nualii i dwóch bardziej potężnych księstw był częścią sojuszu militarnego, do którego należała również Ilwana. Atak na jedno z państw członkowskich zakładał wysłanie przez sojuszników części swoich wojsk, sprzętu, amunicji oraz pożywienia.

- No to... tata wypełni postanowienia sojuszu oczywiście...

- Nie rozumiesz! – przerwał jej Luka. – Agresorem nie jest jakieś tam państewko z wygórowanymi ambicjami!

- Czyli to nie Ermania?

Ermania od wieków toczyła wojny z Ilwaną i jej sprzymierzeńcami, więc kolejna agresja tego królestwa nie byłaby niczym dziwnym.

- To zupełnie coś nowego. Coś, o czym nie mieliśmy pojęcia...

Po chwili milczenia wypełnionego nerwowym sapaniem dodał:

- Słyszałaś zapewne o cesarstwie Qatrin.

Eileen słyszała. Był to jeden z najlepiej rozwijających się krajów Wschodniego Kontynentu. Zawsze lubiła słuchać o tamtejszej przyrodzie, tak odmiennej od tej panującej na Zachodnim Kontynencie, gdzie dominowały dąbrowy, jedliny i pola, a rytm życia wyznaczały cztery pory roku. Tam zawsze było ciepło, nie padało zbyt często. Większość terenu porastały bujne lasy cedrowe. Soczyste pomarańcze i figi można było zrywać prosto z drzewa jak jabłka czy śliwki, a na rynkach dominował aromat świeżo mielonego cynamonu i kardamonu. Nigdy nie widywano tam śniegu. Za to w najcieplejszej porze roku słońce bardzo dawało się we znaki, więc większość czasu spędzano w cienistych gajach oliwnych. Cesarstwo Qatrin miało bardzo bogatą tradycję sięgającą starożytności. Osłabione przez niezliczone wojny z sąsiadami, zaczęło odbudowywać swą potęgę pół wieku temu, dlatego udało mu się powrócić do dawnej świetności. W ostatnich latach zaanektowało kilka niewielkich państw na zachodzie Wschodniego kontynentu, graniczących z Garmen.

Eileen nie rozumiała celowości pytania brata. A może po prostu wnioski, do których miało doprowadzić zdawały jej się zbyt absurdalne.

- Oczywiście, że słyszałam o Qatrin. Luka powiedz wreszcie o co chodzi!?

- Cesarstwo Qatrin napadło Garmen!

Teraz to królewna, jeśli się nie przeraziła, to przynajmniej zdumiała do reszty. Co strzeliło do głowy cesarzowi, żeby atakować inny kontynent!?

- Żartujesz...

Luka smutno pokręcił głową.

- Chodź Eileen, ojciec nie czuje się dobrze. Lepiej, żeby zobaczył cię zanim odkryje, gdzie cię spotkałem.

Eileen zrozumiała aluzję i szybkim krokiem ruszyli do sali audiencyjnej.

Owoc lasuМесто, где живут истории. Откройте их для себя