.

3 0 0
                                    


Chyba nigdy nie wybaczy sobie tego co zrobiła. Wiadome, że to nie jej wina, ale w głowie Miriam sprawy układały się kompletnie inaczej. Odpowiedzialność za to co się stało zżerała ją od środka.



Szła lasem. Było ciemno i wilgotno. Nie bała się, zmierzała do dobrze znanego jej miejsca, ale było inaczej niż zawsze, bo nie była tam od dłuższego czasu.


Jej czarne glany były całe przemoczone. Ochlapywały jej koszulę nocną za każdym razem kiedy przechodziła po kałuży. Czuła czyjąś obecność , ale starała się to ignorować - wierzyła, że to tylko jej wyobraźnia. Słyszała odgłosy ptaków, koników polnych oraz żab i ropuch kiedy przechodziła nieopodal rzeki. Była zmęczona. Zatrzymała się na chwilę, usiadła na skale i wyciągnęła butelkę wody z plecaka. Widziała jak krople deszczu spadają na taflę wody. Chciała odpocząć ale dziwne myśli nie dawały dziewczynce spokoju. Zdecydowana na drzemkę przy głazie, już kładła się opierając głowę na mokrym plecaku, jednak coś przykuło jej uwagę. Zauważyła postać na drugim brzegu rzeki. Z początku nie była w stanie jej rozpoznać przez zamykające się powieki ale gdy zaciekawiona wytężyła wzrok uświadomiła sobie, że to ONA.I Wtedy wszystko się rozjaśniło. Pamiętała dokładnie co się stało.


Owa ONA miała na sobie kolorowe ogrodniczki oraz różowe sandałki , włosy miała związane w dwa czarne, wysoko upięte kucyki. Wyglądała dokładnie tak, jak tamtego dnia. Była bardzo blada, a jej oczy wyglądały smutno.


- Tęsknię Vivi - wyszeptała Miriam ocierając łzy.



Miriam obiegła wzdłuż dróżki tak szybko jak pozwalały na to jej dziecięce nóżki, chciała jak najszybciej tam dotrzeć. Coraz mocniej padało, a mała coraz mocniej płakała.


W końcu stanęła przed domkiem na drzewie, którego już od dawna nie odwiedzała. Od kiedy TO się stało nie wydawał się już taki sam. Nie stracił uroku po upływie dwóch lat ale wciąż przesiąkał wspomnieniami. Dobrze pamiętała chwile, kiedy wesoło bawiła się lalkami z bliską jej osobą. Nie mogła już dłużej tego wytrzymać, z dnia na dzień było coraz gorzej - coraz bardziej brakowało jej Vivienne.



Na ścianach wisiało wiele rysunków, plakatów, a w kąciku zabaw wciąż leżały lalki i inne zabawki. Usiadła na miękkim pufie i wyjęła scyzoryk jej taty z plecaka. Mała Miriam miała wtedy dziewięć lat.


*****


Pikniki szybko nam się nudziły. Było tak również tym razem. W letnie popołudnia palił gorąc, więc wzięłyśmy lalki, kucyki i udałyśmy się nad strumyk niedaleko naszej kwatery. Żadna z nas nie umiała dobrze pływać, toteż wybierałyśmy miejsca blisko brzegu. Vivi - jak zwykle żądna przygód zaproponowała coś nowego.


- Miriam! Widzisz tą tęczę? Jest cudowna! - wskazała na kolorową plamę na wodzie.


- Niby gdzie? - zapytałam zdezorientowana.


- Chodź, pokażę ci. Mam aparat, porobimy zdjęcia! - wskazała na kieszonkę w jej pomarańczowych ogrodniczkach.


- No nie wiem, nie możemy wchodzić tak głęboko do wody.


Vivienne zignorowała moje wahania, i już po chwili widziałam jak wbiega do wody. Sama nie zamierzałam tam wchodzić i chciałam oglądać czynność z punktu gdzie woda sięgała mi do kolan. Odwróciłam się na moment aby zerknąć na nasze zabawki. Do skierowania wzroku z powrotem na przyjaciółkę zmusił mnie jej głośny, krótki wrzask. Z przerażeniem ujrzałam wymachujące ręce z ponad tafli wody oraz wirujące wokół bąbelki. Stałam jak wryta i płakałam. Krzyczałam o pomoc, lecz nikt nie odpowiedział. W końcu nie byłam w stanie już dostrzec rozpaczliwie błagających o ratunek ramion Vivienne.


Pomarańczowe ogrodniczki Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu