You are not a monster

35 5 1
                                    

-King, czy macie tu coś na zbicie gorączki?-spytała Luz, wywalając do góry nogami wszystkie rzeczy w szafkach i na półkach. Mimo, że była tam już od dłuższego czasu, dalej nie potrafiła zorientować się co i gdzie Eda trzyma. Pamiętała jak jakiś czas temu szukała jakiejkolwiek przyprawy do jedzenia, a znalazła na przykład fiolkę na gnijące gałki oczne.
-Mamy młotek- odpowiedział King, z narzędziem w ręku gotowy do obrony.
Do zachodu słońca pozostały 3 godziny. Było to niewiele czasu na to aby coś zaradzić, jednak wszyscy w Sowim Domu starali się pomóc.
-Weź zamocz ten ręcznik zimną wodą- poprosiła Luz Amity, która od razu poszła do łazienki. Luz sama zajmowała się przygotowaniem ludzkiej mikstury- jak to określił King. Właśnie kroiła coś co do złudzenia przypominało jej cebule, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia co to jest.
Byleby choć trochę zadziałało- powtarzała sobie, bez przerwy.
Do fiolki z pokrojoną ,,cebulą” dosypała ze cztery kostki cukru, które wcześniej rozkruszyła. Kiedy zawekować słoik Amity zdążyła już wrócić z mokrym ręcznikiem, z którego dalej kapała woda. Przekazała go Kingowi, który wraz z młotkiem w ręce dla własnego bezpieczeństwa położył ręcznik na czole Hootiego.
-I co teraz? -spytał mały demon.
-Teraz pozostaje nam tylko czekać- powiedziała Luz, jednak sama nie była jakoś przekonana do tego pomysłu. Przecież gorączka nie przechodziła ot tak- bynajmniej w świecie ludzi. Odwróciła się i poszła po wcześniej zawekowany słoik. Bez większego wysiłku go otworzyła. Przechyliła słoik na bok by zobaczyć czy zdążył się wytworzyć już jakiś ok, jednak nic takiego się nie stało.
-Kurde- syknęła pod nosem. - dobra nie ważne - wróciła do Hootiego leżącego jak zahipnotyzowany i otwierając mu paszczę wrzuciła całą zawartość słoika. Potrząsnęła trochę jego głową by mógł to przełknąć i cofnęła się. Amity popatrzyła na nią pytająco.
-Może to coś da, albo nie - niemalże szepnęła w jej stronę.
Przez następną chwilę obserwowali leżącą sowę jednak nic się nie wydarzyło.
-Trzeba wymyślić coś innego- Luz przetarła ręką twarz- Już wiem!


-Cześć! Przyszłam jak najszybciej mogłam- stanęła Willow w salonie opierając się o ścianę, aby złapać oddech. Najwyraźniej biegła.
- Dzięki za pomoc. Masz ze sobą potrzebne rzeczy?- Luz wstała z kanapy, na której siedzieli wraz z Amity i Kingiem w oczekiwaniu na dziewczynę. Podeszła do niej i na prośbę Willow wzięła od niej torbę. Luz zajrzała do środka. Był tam cały arsenał, różnych roślin, proszków, liści.
Dziewczyna od razu wiedziała, że zwróciła się do idealnej osoby.
Zaniosła torbę do kuchni, w której zaraz się wszyscy znaleźli.
King odstąpił Willow miejsca przy blacie, aby tam mogła zacząć robić swoje.
Młoda czarownica poprawiła rękawy w berzowym swetrze i przetarła dla pewności okulary. Potem ruchem jednej ręki sprawiła, że w domu wyrosła jedna mała roślina, jeszcze dobrze nie rozwinięta, bo jej różowe listki były zawinięte ze sobą w kokon.
Willow wyrwała jeden z listków i zaczęła je mielić w drewnianym moździerzu. Następnie otworzyła jedną z niewielkich przezroczystych fiolek, z żółtym pyłem w środku i wsypała szczyptę do zmielonego już płatka. Do jasno pomarańczowej masy czarownica dodała jeszcze parę kropli substancji z fiolki, której Luz nie mogła zidentyfikować, albo porównać do czegoś jej już znanego.
Powstały eliksir mocno jeszcze bulgotał na ogniu.
-Gotowe- orzekła Willow nalewając eliksir do kubka.
Luz wzięła od Willow naczynie i poszła do Hootiego, którego stan w ogóle się nie poprawiał. Wszyscy poszli w jej ślad i wyszli z domu. Stanęli tuż za nią i obserwowali.
Luz tak jak poprzednim razem otworzyła pysk przyjacielowi i wlała w niego płyn. Kiedy szklanka była już pusta dziewczyna Amity podeszła i przyłożyła rękę do czoła Hootiego z nadzieją, że gorączka choć trochę się obniżyła. Niestety bez szczególnych zmian.
Amity głęboko westchnęła.
-Ile zostało nam jeszcze czasu? -spytała fioletowowłosa.
-Nie wiem co najmniej godzinę -odpowiedział King przyglądając się niebu.
-A do czego odliczacie? -spytała Willow
-Kiedy zajdzie słońce Hooty przemieni się w krwiożerczą bestie - odpowiedział z  przesadną dramaturgią w głosie King.
Willow zmarszczyła czoło pochłaniając się we własne myśli. Po niedługiej chwili sięgnęła z kieszeni nieduży notes i zaczęła szybki przeglądać jego strony. Wszyscy momentalnie otoczyli dziewczynę zaintrygowani, czego ona szuka.
Na stronach były głównie próbki jakiś wysuszonych roślin albo ich szkice podpisane łamiącymi język abstrakcyjnym nazwami.
Zatrzymała się na jednej z ostatnich stron.
-Mam! -krzyknęła z radości. Stuknęła parę razy palcem w kartkę i przeleciała wzrokiem po wszystkich wokół jej.
-To jest Chiplomaksimus -oznajmiła Willow.
-Chipo-Co? - spytała Amity.
-Chiplomaksimus. -powtórzyła -jest to po prostu infekcja, która powoduje, to że osoba chora na początku ma ogromny napływ energii, a potem zaczyna tracić orientację, a potem majaczyć aby później w ogóle stracić kontakt z rzeczywistością.
Funkcje życiowe czerpie ze słońca, a jak go zabraknie chory często dostaje napadu agresji, czyli zamienia się w potwora, rozumiecie?- spytała Willow, jednak spotkała się w większości z krzywymi spojrzeniami.
-To by się zgadzało -mruknęła Amity.
-No tak, możesz mieć rację- zawtórowała jej Luz.
-A jak  to się leczy? -zapytał King
-Jakby nic specjalnego, bynajmniej to co już mu podałam powinno jakoś załagodzić wszystko -wyjaśniła Willow
-Czyli teraz wystarczy czekać -westchnęła Luz i opadła na kanapę.
Minęła pierwsze pół godziny, a potem drugie pół. Niebo za oknem robiło się coraz ciemniejsze i ciemniejsze, a sprawa dalej nie mogła znaleźć rozwiązania. Wszyscy wykończeni dniem ledwo stojąc na nogach momentalnie usunęli.  Luz oparta głową o oparcie kanapy ze skrzyżowanymi rękoma,
Amity wtulona w nią, oparta głową o jej uda. King zwinął się w mały embrionik po drugiej stronie kanapy. Najpóźniej zasnęła Willow pochylona nad książką i różnymi notatkami. Próbowała jeszcze wyszukać  co mogłoby im pomóc, jednak zmęczenie pokonało i ją. W domu zapanowała cisza. Od czasu do czasu można było jedynie dosłuchać się głębokich wzdechnięć Kinga.
Nagły huk obudził wszystkich.
-Co to było? -spytała wystraszona Willow wstając na równe nogi
-Nie wiem, ale coś czuje że nic dobrego-odpowiedziała Luz.
Dziewczyna podeszła pod szafę w salonie, o którą był oparty kij, a ze stołu wzięła parę kartek z runami i wetknęła je niedbale do kieszeni.
Podeszła do drzwi zza, których dobiegł owy odgłos. Wszyscy ustawili się za Luz w pozycji bojowej. Odwróciła się i posłała wszystkim pytające spojrzenie, czy otworzyć drzwi. Wszyscy przytaknęli. Nim ręka dziewczyny zdołała dosięgnąć klamki drzwi nagle wyrwały się z zawiasów a kawałki ciemnego drewna poleciały na różne strony.  Wszyscy wylądowali na ziemi zasłaniając swoje głowy rękoma, więc nikt nie mógł zobaczyć co wywołało te zdarzenie, jednakże każdy doskonale wiedział kto za tym stoi.
Mrok z zewnątrz trafił w świadomość każdego. To był Hooty. Już się przemienił.
-Hooty? - zawołała Luz wiedząc jednak, że to i tak nic nie da. Wszyscy zdążyli podnieść się już z ziemi i ustawić w bojowych pozycjach. Luz z kieszeni wyciągnęła skrypty i zaczęła rozglądać się nerwowo po pokoju.
Znowu przeleciał tworząc silny wiatr w pomieszczeniu. Luz powędrowała za nim wzrokiem. Kiedy po raz trzeci Hotty miał zmierzyć długość salonu Luz stała  z gotowym skryptem. Kiedy nadeszła chwila dziewczyna zręcznie przykleiła kartkę do futra Hootiego, a ten zaraz usunął, pod wpływem zaklęcia.
Długie i rude cielsko padło z hukiem na podłogę w salonie. Cały parter był zdemolowany. Poprzewracane rośliny, żyrandol leżący na zwiniętym dywanie, porozbijane szkło. Nie było to jednak coś czym teraz przyjaciele mieli się zająć. Największych ich problemem była choroba Hootiego.
-Co robimy? - spytała Willow zaniepokojona stanem strażnika domu.
-Może poczekamy na Ede? -zaproponował King.
-Ale nie wiadomo kiedy wróci - przyuważyła Amity.-Może być za 10 minut a może być za parę godzin. Nie wiadomo.
-Amity ma rację, nie możemy bezczynnie czekać aż Eda wróci. -dodała Luz.
Wszyscy zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu za czymkolwiek co mogłoby
im pomóc.
Willow z Kingiem po raz kolejny przeglądali po kolei wszystkie szafki w kuchni, a Luz wraz z Amity zajęły się salonem.
Nagle w chaosie poszukiwań podłoga zaczęła się wszystkim zdestabilizowywać. Meble lekko podskakiwały w rytm, a wszystkie wolnostojącego przedmioty zaczęły się przesuwać i spadać na ziemię.

~ERI



W poszukiwaniu (nie)szczęścia //TOH-OngoingNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ