[6] Pod ochroną

559 46 22
                                    

Dzień 21

Nieśmiało przekroczyłam próg domu, jednocześnie rozglądając się po wnętrzu. Wszystko było schludne i zadbane, ale panowała tu głucha cisza. Jasna wykładzina, nieoszpecona ani jednym odciskiem zabłoconego buta. Lampy, niepokryte nawet najmniejszą drobinką kurzu. Było tu tak czysto, że aż trudno w to uwierzyć.

– Gdzie twoi rodzice? – palnęłam bez zastanowienia.

– W pracy.

Wchodziłam dalej wgłąb domu. Nieświadomie, weszłam do pokoju dziennego, w którym znajdowała się duża kanapa, obita beżową skórą, a także wielka plazma, powieszona na ścianie. W tym pomieszczeniu także panował doskonały porządek.

Na stoliku do kawy ze szklanym blatem stał biały wazon, a w nim kilka białych róż. Na regale poukładano książki według kolejności alfabetycznej (których, swoją drogą, było całkiem sporo). Firanki, równo powieszone na karniszu, wisiały w bezruchu, niczym człowiek, wstrzymujący oddech.

Wszystko było martwe, a wyglądało jak żywe, lecz zamrożone.

– Chcesz coś jeść? – Pytanie Michaela wyrwało mnie z zamyślenia. – Albo do picia?

– Poproszę wodę.

Jak na komendę, Michael zniknął za drzwiami, prowadzącymi do kuchni.

Podeszłam do prostego kominka, wykonanego z jasnego marmuru. Przejechałam po nim palcem. Był chłodny i gładki, bez najmniejszej skazy. Nie pokrywało go żadne ziarenko kurzu, jakby został świeżo wyczyszczony.

Nie spodziewałam się, że mój fioletowowłosy kolega może mieszkać w takim domu. Jego rodzice musieli na prawdę nieźle zarabiać.

– Proszę. – Wrócił, wręczając mi szklankę z bezbarwną cieczą. – Chodźmy na górę, tu nie ma nic ciekawego.

Nie zgadzałam się z tym, ale skinęłam głową i posłusznie ruszyłam za nim, mimo że chętnie pooglądałabym więcej zakamarków okazałego salonu.

Zaprowadził mnie na schody, po czym weszliśmy do jego pokoju. Był on niewiele większy od mojej sypialni, ale o wiele bardziej przytulny. Nawet białe ściany wydawały się cieplejsze, niż u mnie.

Nie mogłam powstrzymać ciekawskich oczu, które bez przerwy rozglądały się na wszystkie strony. Tuż obok biurka, ujrzałam niski regał, a na nim kilkanaście książek. Natychmiast do niego podeszłam, żeby przyjrzeć się tytułom – same kryminały.

Niemożliwe jak wiele można się dowiedzieć o kimś po wizycie w jego domu.

Następnie, moją uwagę przykuł stary, lecz zjawiskowy, gramofon. Przy nim leżała cała kolekcja winyli, bezgłośnie błagająca o ich podziwianie.

Pod oknem stało łóżko, zaścielone białą, skotłowaną kołdrą. Gdy Michael zobaczył, że patrzę w tamtą stronę, natychmiast pobiegł, żeby doprowadzić łóżko do porządku.

– Przepraszam za ten bałagan... – powiedział, nerwowo poprawiając pościel.

Bałagan? Jeśli idealnie wypucowane meble nazywa bałaganem to mój dom śmiało mogłam określić mianem śmietniska.

– Przestań, nie sprzątaj. – Machnęłam ręką.

Natychmiast przestał, ale widziałam, że się zawstydził – zupełnie niepotrzebnie. Chwilę później, dwoma dużymi krokami pokonał odległość, dzielącą go od gramofonu. Po krótkim zastanowieniu, włączył płytę wykonawcy, którego oczywiście nie znałam. Mimo to, rozsiadłam się wygodnie na łóżku, gotowa na słuchanie dobrej muzyki. Nie podlegało wątpliwości, że Michael miał gust.

Exhausted ✖ m.c.Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon