[7] Spóźnieni

144 18 6
                                    

Dzień 22

Zaczęłam się przebudzać, ale w łóżku było tak ciepło, że nawet nie miałam ochoty otwierać oczu. Opatuliłam się kołdrą jeszcze ciaśniej i przysunęłam bliżej ściany, tak że dotykałam jej nosem. Wszystko, byle tylko nie wstawać. Przyłapałam się na nieświadomym mruczeniu, ale zaraz po tym umilkłam. Chwilę później, moich uszu dobiegł cichy śmiech. Jak na komendę, przeszłam do pozycji siedzącej, a moim oczom ukazał się Michael. Stał, oparty o framugę drzwi, zupełnie tak jak poprzedniego wieczoru, i śmiał się ze mnie.

– Chyba śniłaś o byciu kotem – zażartował, na co zrobiłam głupią minę. – Jest już po dziesiątej. Straaasznie długo śpisz.

– Po dziesiątej?! – To musiał być jakiś kolejny kiepski żart. – Ale szkoła...

– Już i tak jesteśmy spóźnieni. Nie idziemy do szkoły.

Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy ja byłam coraz bardziej zdezorientowana. Tak czy inaczej, nie trzeba mi powtarzać dwa razy. Każda okazja jest dobra do opuszczenia lekcji.

Zadowolona, że nigdzie nie muszę iść, zaczęłam się rozciągać, nie opuszczając łóżka. Było mi naprawdę wygodnie, dopóki Michael niespodziewanie nie położył się na mój brzuch, przygniatając mnie swoim ciężarem.

– Uh, złaź! – wydusiłam z trudem.

Zaczynałam się dusić, a ten pękał ze śmiechu, a moją prośbę wykonał dopiero po chwili. Ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc, którego do tej pory mi brakowało. Kiedy mój oddech się unormował, wzięłam do ręki poduszkę i z całej siły walnęłam Michaela w ramię. Oczywiście, ten cios wcale nie był mocny, bo to przecież tylko pierze i kawałek materiału. Jednak mimo to, poczułam satysfakcję, spowodowaną odegraniem się.

Nagle, chłopak wstał z łóżka, tym samym oddając mi upragnioną swobodę. Chciałam ponownie opaść na poduszkę, lecz powstrzymało mnie łaskotanie w nosie. Odruchowo dotknęłam skóry ponad ustami i zaraz później poczułam coś na palcu. Kiedy na niego spojrzałam, dostrzegłam kropelkę krwi. Każdy potok zaczynał się od takiej drobinki, toteż wiedziałam czego się spodziewać. Nie chciałam zakrwawić całej pościeli, więc natychmiast przesunęłam się w stronę skraju łóżka. Niestety, źle wymierzyłam odległość, w efekcie czego wylądowałam na podłodze. W mojej głowie to wszystko wyglądało o niebo lepiej.

Michael klęknął przy mnie, pomagając mi usiąść. Spuściłam głowę, a dłonie trzymałam tak, żeby mogła na nie spływać krew. Zrobiło mi się biało przed oczami, a w głowie zaczęło szumieć. Nawet nie zorientowałam się kiedy Michael odszedł, ani kiedy wrócił z paczką chusteczek.

Trzymając za podbródek, delikatnie podniósł moją głowę do góry.

Gdy tylko na niego popatrzyłam, zrobiło mi się lepiej, mimo czerwonego wodospadu na mojej twarzy.

Zaczął mnie wycierać z najwyższą ostrożnością, mrużąc przy tym oczy. Wyglądał na niezwykle skupionego, lecz jego drżące dłonie nie umknęły mojej uwadze.

– Nie musisz – próbowałam go powstrzymać.

– Muszę – odparł bez wahania. – Muszę cię chronić – dodał, ściszając głos.

Nic na to nie odpowiedziałam. Słowa po prostu uwięzły mi w gardle, choć i tak nie były potrzebne.

Poczułam się tak bardzo wyróżniona, jak nigdy wcześniej. Dodatkowo, pod jego ochroną czułam się naprawdę bezpiecznie.

Przymknęłam oczy, czując ogarniający mnie spokój. Wysunęłam rękę przed siebie, szukając go po omacku. Kiedy dotknęłam jego brzucha, uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z siebie. Nie byłam pewna dlaczego to zrobiłam. Może po prostu chciałam mieć namacalny dowód, że to wszystko działo się naprawdę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 10, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Exhausted ✖ m.c.Where stories live. Discover now