Rozdział I

104 6 2
                                    

Znowu siedział na trybunach boiska sportowego, jak zwykle sam, bo nie miał zbyt wielu kolegów – oni go w ogóle nie interesowali. Był zwyczajnym szkolnym rozbójnikiem, do tego bardzo przystojnym, więc wiele dziewczyn stało i obserwowało jak w szalony sposób siedział i pił pepsi w szklance coli. Wiele do niego wzdychało, a on – nie przejmował się, zachowywał się tak, jakby nie było żadnej dziewczyny, a one oddałyby wszystko, żeby tylko z nim być.

 – Podejdę i zagadam do niego – powiedziała Alicja do swojej koleżanki Wiktorii. Alicja uważana była za jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole, więc miała największe szanse na poderwanie przystojnego Harrego. 

– Spróbuj szczęścia – skomentowała Wiktoria, która również do najbrzydszych nie należała.

 – Dobra, to idę. Alicja wzięło głęboki wdech i ruszyła. Jej zapięte w koński ogon blond włosy podskakiwały z każdym kolejnym jej krokiem. Gdy usiadła obok Harrego mężczyzna nawet na nią nie spojrzał, tylko popijał dalej swoje pepsi, które musiało być już ciepłe jak lawa z wybudzonego wulkanu. 

– Cześć – zagadała Alicja i uśmiechnęła się promiennie. 

– Cze – odezwał się Harry, jednak wciąż nie patrzył na dziewczynę. 

– Czemu siedzisz tu tak samotnie? Nie chciałbyś się do nas przyłączyć?

– Nie, tutaj mi dobrze – odparł tylko. 

– Na pewno? 

– Ta 

– A może... Chciałbyś spędzić czas tylko ze mną? - dotknęła kolano mężczyzny, które wystawało z jego podartych spodni. 

– Lepiej zabierz te rączkę zanim ci ją ułamie – powiedział Harry zdenerwowanym głosem.

– No dobra... Przepraszam – Alicja była bardzo zmieszana. Harry nic już nie powiedział. Gdy skończył pić swoje pepsi zarówno puszkę i szklankę zostawił na trybunach. Ktoś to będzie musiał później posprzątać, ale Harry się tym nie przejmował. Prawdziwy rozrabiaka. Wstał i sobie poszedł nie obdarzając Alicji nawet jednym spojrzeniem. Skierował się do budynku szkoły, gdzie za chwilę miała zacząć się matematyka. Do Alicji tymczasem podeszła jej koleżanka Wiktoria.

 – Chyba nie poszło za dobrze, co? - zaśmiała się. 

– Spokojnie, któregoś dnia on jeszcze będzie mój.

   
Harry tymczasem stał sobie przy swojej szafce na szkolnym korytarzu, gdy usłyszał czyjś strasznie głośny śmiech. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył dwójkę mężczyzn ogolonych na łyso. Harry znał ich bardzo dobrze, w końcu chodzili do jednej klasy. Sebastian i Brajan.... Harry nie lubił ich i miał tę dwójkę za totalnych bezmózgów i często w myślach nazywał ich Spawękami o niepewnym monofiletyzmie. Śmiali się jak wariaci, którymi sami się tytułowali, a obiektem ich śmiechu była Ewa, która w ten gorący czerwcowy dzień przyszła do szkoły w długim zielonym wełnianym swetrze. Harrego drażnił śmiech tych idiotów. Postanowił podejść do nielubianej dwójki i porządnie dać im popalić. 

– Ej – powiedział, gdy do nich podszedł – zostawcie ją, albo pokaże wam, gdzie raki zimują – dodał żując przy tym gumę. 

– Coś ci się nie podoba, przystojniaczku? - zapytał Seba patrząc na Harrego spod byka. 

– Zaraz mogę zrobić ci darmową operację plastyczną tej gęby, gnoju – Dodał Brajan. Miał irytujący piskliwy głos, który jeszcze bardziej zdenerwował Harrego. 

– Nie wiesz, że kto się przezywa sam się tak nazywa? Zostawcie ją, natychmiast – mówił Harry spokojnym głosem gotowy do walki. 

– Wiesz co, Seba? Chodź stąd. Z tym gnojem rozprawimy się kiedy indziej, jak będziemy w czwórkę z ziomkami, bo tak we dwójkę to się nie opłaca bić. 

Tylko TyWhere stories live. Discover now