Rozdział 1 - Zrowa i wesoła

1K 55 8
                                    

Nowy Orlean, 2013

Dzisiejszy dzień zapowiadał się pogodnie. Od rana świeciło słońce i tylko gdzieniegdzie na niebie pojawiały się białe chmurki. I gdyby nie parne i duszne powietrze i pełno much byłby to dzień idealny. Jednak ja musiałam być na bagnie ponieważ była pełnia.

Zajmowałam się Hope która siedzi w swoim wózku obok stołu piknikowego. Elijah przygotował sporą ucztę dla wilków Półksiężyca w ramach przygotowań do pełni. Na stole znajdowały się różne rodzaje mięsa i serów, pieczywo, przekąski, desery i co najmniej tuzina butelek piwa Corona i szampana. On nawet kupił kawior. Kawior!

- Od kiedy to stary dobry bimber i mięso z grilla nie wystarczą? - spytałam przyglądając się butelce szampana

- Ta uczta przedstawia nasz szacunek do społeczności wilkołaków.

- Jaki szacunek? Spędziłam całe lato próbując odwrócić tą klątwę w zamian za co? Podejrzliwe spojrzenia i robienie za catering?

- Jesteś wolna. Jeśli chcesz to możesz wrócić do domu.

- Obiecałam że pomogę zająć się Hope. Ktoś musi mieć na nią oko kiedy ty będziesz zabiegać o względy Hayley.

Malutka zachihotała. Elijah kontynuował nakrywanie do stołu. Stałam się lekko spięta gdy usłyszałam odgłos kogoś zbliżającego się w stronę hatki przy której się znajdowaliśmy.

Podjechał czarny jeep z którego wysiadł łysy, uzbrojony po pachy mężczyźna. Malutka się przeraziła. Podałam jej pluszoweko wilka by się uspokoiła.

- Niezłe miejsce na piknik. - powiedział mężczyzna

- Tak, jeśli można tolerować komarów, to faktycznie raczej spokojne miejsce. - odpowiedział mu wampir

Elijah znalazł się przy nim i grzecznie zaoferował mu talerz z przekąskami. Oczywiste było że mu nie ufa i nie jest wcale szczęśliwy by mieć z nimi do czynienia.

- Kanapkę?

- Problem w tym, że jesteście intruzami. Cały ten obszar jest obecnie własnością Kingmaker Land Development. W ciągu dwóch lat będą tu pola golfowe i mieszkania. - oznajmił człowiek rozkładając ręce

Dwaj inni uzbrojeni mężczyźni wysiadli z samochodu by przyłączyć się do rozmowy.

- Rozumiem, że nie jesteś w Radzie Dyrektorów?

- Umm... mój zespół i ja zajmujemy się... kontrolą zwierząt. Nastąpiła napływ drapieżników. Mój szef płaci sporo dolców by je wymazać.

- Drapieżników? - spytałam unosząc brew

- Wilki, jeśli można w to uwierzyć. Zabiliśmy pół tuzina zeszłej nocy. - oznajmił dumnie

Super czyli nie dość że tyle czasu przygotowywaliśmy tą ucztę to teraz połowa gość nie żyje. Szkoda że zmarnuje się tyle jedzenia. Mam tylko nadzieję że Hayley nic nie jest.

Elijah odstawił talerz na stół i przejechał palcem po stole. Widział jak to robił wiele razy w przeszłości i nigdy nie kończyło się to dobrze. Swobodnie obróciłam wózek Hope wokół, tak to stoi z dala od ludzi i ich karabinów. Nie chciałam by zobaczyła jak jej wujek i ciotka mordują ludzi.

- Możesz zabrać swoje córki i sprzątnąć ten bajzel. - zażądał myśliwy trzymając karabin w powietrze dla podkreślenia swoich możliwości

Czy on naprawdę nazwał mnie córką Elijah?

Pierwotny uśmiechnął się sztucznie do mężczyzny. Kiedy zobaczył że Hope nic nie widzi zrobił kilka kroków w kierunku myśliwych

Myśliwi zrobił błąd klaszcząc Elijah po ramieniu. Wampir chwycił go za ramię i obrócił go dookoła, wykręcając mu rękę za plecami tak mocno że złamał mu kości.

⚜ The Originals | Bloodline [3] ⚜ PLWhere stories live. Discover now