Rozdział czwarty część druga - tłumaczenie

3.9K 119 31
                                    

Wszelkie prawa należą do autorki (Ellen)

Obudził się z tępym waleniem w głowie, czując okropny ból we wnętrzu czaszki. Wiedział, jakoś, że powinno boleć go bardziej, niż teraz i był bardzo wdzięczny, że ktoś nafaszerował go proszkami przeciwbólowymi. Tak naprawdę nie pamiętał łykania czegokolwiek, ale jeśli jesteś tak pijany, jak on się czuje, nie pamięta się za wiele.

-Harry?

Głośny, wibrujący głos przeszył jego uszy, rozwalając bębenki, następnie przeszedł przez nerwy, aż do żołądka, sprawiając, że strasznie go zemdliło.

-Nie krzycz – jęknął żałośnie, jedyne czego chciał to zwinąć się w kulkę i płakać. To będzie najgorszy kac w jego życiu, kiedy leki przestaną już działać. – Odejdź i pozwól umrzeć mi w samotności – sensacje w jego brzuchu zaczynały powoli się uspokajać. Boże, co on wczoraj pił? Harry nie mógł sobie przypomnieć. Wysilał umysł, ale to tak, jakby przeszukiwać czarną dziurę. Gdzie wyszli? Na domówkę? Występ? Do klubu? Zapomniał na śmierć… nie mógł przypomnieć sobie powrotu do domu, skądkolwiek wracali. Jego brzuch znowu się zwinął, niepamiętnie niczego nie było dobrym znakiem…

-Wybacz, stary – znajomy głos Liama się odezwał, już dużo delikatniej, ale dalej zbyt głośno.  – Ale nie umrzesz dzisiaj. Możesz otworzyć oczy?

Jęcząc, Harry uchylił powieki i był zaskoczony, że światło w pokoju było mniej rażące niż się spodziewał. Wtedy usłyszał ciche pikanie – zbyt ciche, jak na budzik w jego telefonie. Nie mógł go rozpoznać. Zorientował się, że pokój pachniał inaczej, niż zwykle – jakby ktoś wyszorował je Dettolem*, czy czymś. Czy on wymiotował?

Ale jeszcze bardziej zastanawiające było, dlaczego do cholery Liam go budzi, a nie Louis? Odwracając ostrożnie głowę, jego oczy napotkały dziwne urządzenia, które na pewno nie znajdowały się w jego pokoju, ani żadnej osoby, jaką zna. Tak więc, to nie była sypialnia jego przyjaciela, czy jego samego.  Znowu odwrócił głowę w kierunku sufitu i mógł dostrzec zamazaną, zmartwioną twarz przyjaciela. – Hej – wyszeptał, jego głos nadal skrzeczący.

 – Wiesz, gdzie jesteś? – Harry delikatnie potrząsnął głową, nie chcąc zmienić tępego bólu głowy w coś gorszego. Pomimo tego, jego żołądek znowu się skręcił. Nie lubił wymiotować.

-Jesteś w Klinice Medycznej River View – powiedział inny głos, szepcząc miło. Harry rozpoznał ten głos i po kilku minutach zorientował się. To był Tom, gość od rentgena. Przynajmniej tyle pamiętał. – Wiesz, dlaczego tu jesteś, Harry? – Tom zapytał delikatnie.

-Ni…nie – Harry’emu udało się wyszeptać z suchym gardłem. Próbował dzielnie przypomnieć sobie, cokolwiek, co wyjaśniałoby tą sytuację, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie mógł nawet powiedzieć, która jest godzina, czy jaki jest dzisiaj dzień. W pokoju nie było żadnych okien, a wszystko co widział było zbyt zamazane, żeby odczytać godzinę na zegarze. Może nie był to jeszcze ranek… to wyjaśniałoby jasną poświatę w pokoju. Jak długo spał? I dlaczego, do cholery, ze wszystkich miejsc był właśnie w klinice?

-Miałeś wypadek samochodowy – Tom powiedział spokojnie. – Coś kojarzysz?

Wspomnienie Louisa i niego siedzącego przy stole błysnęło w jego głowie. Starał się przypomnieć sobie więcej, ale nie mógł. Chwilę później wróciło inne wspomnienie… Louis śmiejący się, gdy nabierał spaghetti na widelec. To również odpłynęło. Wtedy usłyszał dźwięk. Jego własny głos… brzmiał na słabego. Ale… nie mógł zrozumieć swoich słów. Mówił coś o poczuciu humoru… i urodzinach Paula. Potem, jakby ktoś nagle włączył go do gniazdka, wspomnienia zaczęły napływać. Poszli na kolację, tylko on i Louis, do ich ulubionej włoskiej restauracji. To był przyjemny wieczór, z mnóstwem żartów i niezręczną rozmową o przeniesieniu ich przyjaźni na następny poziom. Ale niezręczność nie trwała długo – gdy tylko zorientowali się, że niewiele się zmieni.

Uncommon Sanction - tłumaczenieМесто, где живут истории. Откройте их для себя