Opieka

986 55 36
                                    

Gdy tylko dojechaliśmy na parking szpitala szybko wypadliśmy z auta, a moi bracia zaczęli wręcz biec do budynku. W ostatniej chwili złapałam Shane'a, by sam zaraz nie skończył pod autem.

- Uważaj- rzuciłam i tak świadoma tego, że pewnie nic do niego nie dociera. 

Po chwili byliśmy już przy reszcie braci, którzy siedzieli w poczekalni. 

- Co tam się stało, co im jest? - potok pytań tego typu wylał się z Shane, który tak szczerze to raczej działał intuicyjnie niż żeby w ogóle rozumiał co się dzieje.

- Ej młody najpierw się uspokój. No dalej wdech wydech, bo nam się jeszcze udusisz - mówił do niego spokojnie Will, a ja z Dylan usiedliśmy obok nich. Wow nigdy chyba nie widziałam Dylana tak spokojnego, normalnie to by się wydzierał i w ogóle, a teraz tak po prostu czekał grzecznie, aż nam opowiedzą co się stało. No właśnie to jest bardzo dobre pytanie, co tam się do cholery zadziało?! 

- No dobra opowiadajcie - zażądałam gdy w końcu Shane jakkolwiek był w stanie słuchać i usiadł obok mnie. A wtedy Vincent zaczął mówić. O tym, że Hailie i Tony'ego zaatakował jakiś gość, który oczywiście już był martwy choć to akurat zasługa naszego brata. Jednakże i on dostał kulką w brzuch i teraz jest operowany. A co do Hailie to zostały jej podane środki uspokajające i pewnie obudzi się dopiero rano. Ale na szczęście nic się jej nie stało, oprócz mocno obitej nogi i ogólnie połowy ciała.  

No dobra czyli podsumowując, ktoś próbował nam zabić rodzeństwo, no ale Hailie się udało zwiać natomiast stan Tony'ego to na ten moment dupa. Super, jaki miły poniedziałek. 

Gdy Vincent skończył mówić, nikt już się nie odezwał tylko każdy z nas jakoś sam próbował to wszystko przepracować na swój sposób czekając, na koniec operacji naszego brata. Vincent stał z boku i na przemian rozmawiał z kimś przez telefon, a to po prostu siedział zamyślony. Will próbował się czymś zająć i na przemian a to siadał, a to łaził w kółko po korytarzu. Dylan siedział w ciszy co u niego oznaczało, że na prawdę było źle. No a co do mnie i Shane to siedzieliśmy oparci o siebie, każdy z nas w słuchawką w jednym uchu. Oczywiście, że musiała na nich lecieć jakaś smutna muzyka, bo czemu by się bardziej nie dobić. 

Chuj, sama nawet nie wiem co mam o tym myśleć, może i nie muszę, na szczęście martwić się czy moja siostra przeżyje no, ale o bracie to już tego nie powiem. No i dochodzi do tego jeszcze Shane, nie mogę go teraz zostawić. Błagam tylko niech już powiedzą czy ta operacja się powiodła bo nie wytrzymam. Czekanie na taką wiadomość zdecydowanie nie zaliczę do moich ulubionych czynności. Okej skup się na chwile Mela. Musisz wszystko zaplanować, to tak jak tylko Hailie się obudzi to będę z nią musiała pogadać to na pewno i pewnie jeśli będzie mogła to wróci od razu do domu, ale ja chyba wolę tu zostać i poczekać aż Tony się obudzi no i jak już mówiłam nie  chcę zostawiać Shane z tym całym czekaniem samego. 

Gdy byłam tak pogrążona we własnym świecie poczułam nagle wibracje w telefonie, no tak minęło już sporo czasu, pewnie tamta banda chce się dowiedzieć co się stało. I gdy już miałam zamiar im odpisać to zauważyłam lekarza zmierzającego w naszą stronę. Więc szybko tylko im napisałam, Później wszystko opowiem, jestem w szpitalu. Po czym dopisałam Mi nic nie jest. żeby się tak nie martwili 

Schowałam telefon, wyciszając go najpierw i usłyszałam głos lekarza 

- Wszystko poszło pomyślnie, na razie jest w śpiączce, w przeciągu najbliższych dni powinien się obudzić.- Oczywiście po usłyszeniu tych wieści Shane i Dylan od razu pobiegli do sali wskazanej przez lekarza.

- Vincent ?- zwróciłam na siebie jego uwagę - gdzie leży Hailie? Pójdę tam i zaraz do was dołączę - gdy podał mi numer sali skierowałam się w tamtym kierunku. No to gdy te najgorsze oczekiwanie za nami lepiej zajrzę do siostry. Cieka... 

Oczywiście, że przez moje zamyślenie musiałam na kogoś wpaść. Tym kimś okazał się jakiś chłopak, który jak było napisane na plakietce musiał tutaj odbywać swoje praktyki.

- Wybacz, zamyśliłam się - powiedziałam lekko speszona, jak ja nienawidzę takich sytuacji to jest tak niezręczne.

- Nie ma sprawy, szukasz jakieś sali?

- Tak 206 

- Za zakrętem pierwsze drzwi na lewo- odpowiedział, a ja podziękowałam i szybko odeszłam w tamtą stronę. A po chwili stałam przy łóżku śpiącej siostry.

- No stara, lepiej się jutro szybko budź, bo chce wiedzieć dokładnie co tam się zdarzyło i myślę, że przydałby się nam wieczór plotek i czytania. - powiedziałam i chwilę po prostu tam stałam. W sumie sama nie wiedziałam czemu teraz tu przyszłam, chyba po prostu potrzebowałam chwili odpoczynku od reszty. W końcu pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Bo to nie tak, że nie przejęłam się stanem mojego rodzeństwa, ja po prostu nie chciałam płakać przy reszcie mimo, że widziałam jak Shane zakrywał przez jakiś czas twarz zapewne z tego powodu. Z resztą wolę w takich momentach być przy innych, a gdy będę sama to pozwolić sobie na słabość. Tak jest wygodniej, a przede wszystkim nie ma żadnych zmartwionych twarzy i tego typu reakcji. 

Gdy w końcu udało mi się powrócić do rzeczywistości, i spojrzeć na zegarek okazało się, że rozmyślałam tak z 20 minut, więc poszłam szybko do sali najmłodszego brata gdzie reszta już siedziała. No a przynajmniej większość, bo Vincent musiał na jakiś czas wrócić do domu. Will i Dylan siedzieli na kanapie, jeden pracował, a drugi zasnął. Shane siedział na krześle obok łóżka i wpatrywał się w swojego bliźniaka, ja natomiast zajęłam miejsce zaraz zanim na parapecie. Dalej miałam jedną słuchawkę, więc w sumie przez najbliższe parę godzin po prostu siedziałam i gapiłam się na parking szpitala oraz słuchałam muzyki. Nawet nie ogarnęłam, kiedy Vincent wrócił, ani tego, że zrobiło się już całkowicie ciemno. Gdzieś koło północy dopiero wstałam by przejść się do łazienki. Przy powrocie jak zauważyłam większość zasnęła oprócz Vincenta który oczywiście pracował na kanapie przed pokojem tak by nikogo nie budzić. Shane też nie spał gdy znowu usiadłam na parapecie, oprał swoją głowę o moje nogi. 

Żadne z nas nie zmrużyło oka tej nocy. Choć przez sporą jej części ja byłam w zupełnie innym świecie. Łatwiej jakoś znosi się czekanie gdy myślami jest się w Hogwarcie. To była moja pierwsza myśl gdy szmery budzących się braci przywróciły mnie do rzeczywistości. Nadal nikt się nie odzywał oprócz tego, że każdy nas wyszedł rano by się ogarnąć. Vince jedynie przyniósł nam śniadanie i został już z nami w pokoju. W końcu około 8 pierwszy odezwał się Will wstając z kanapy.

- Muszę iść zadzwonić i od razu zajrzę czy malutka się wybudziła - uzyskał w odpowiedzi skinienia głowami części z nas, a mi nawet nie chciało się przewracać oczami na tą nazwę, z resztą bez brata zbyt dziwnie by było to robić. 

Jednak po chwili znowu ktoś zakłócił ciszę i był t nasz najstarszy brat.

- Will napisał, że Hailie się obudziła, pielęgniarka robi je teraz badania, ale powinni ją puścić do domu.

- Pójdę do niej, chce z nią pogadać- powiedziałam tylko. Powoli wstając z parapetu.

5 minut później stałam pod salą siostry. 

No to czas na rozmowę, no fajnie, dobra stara nie stój pod tymi drzwiami jak pizda i wchodź. No dobra, dam rade to tylko rozmowy. No albo aż.


Witam w dodatkowym rozdziale. Miał być krótszy, no ale wyszło z tego 1210 słów, więc wcale on taki krótszy nie jest. 

Btw popadłam w obsesje jeśli chodzi o oglądanie wszystkiego z uniwersum jak wytresować smoka. No więc oczywiście, że jak tylko wstawię ten rozdział to idę oglądać dalej.

To ten, mam nadzieję, że się podobał rozdział i do zobaczenia w weekend. 

Rodzina Monet- NocOù les histoires vivent. Découvrez maintenant