ROZDZIAŁ 34

246 18 11
                                    


Bianca

 Jeśli miałabym być szczera, niewiele pamiętam z tamtego wieczoru. 

 Od razu po zakończeniu rozmowy z Adeline, zadzwoniłam do Aiden'a, który po kilku minutach już znajdował się w moim domu. Trzymał mnie mocno gdy wylewałam z siebie ocen łez. Trzymał mnie też wtedy kiedy już nie miałam siły płakać. I trzymał mnie całą noc gdy nie miałam siły usnąć. 

 Czułam się tak jakby ktoś siłą wydarł mi serce z klatki piersiowej, i przydeptał butem. Ten ból był nie do zniesienia. Sprawiał, że nie miałam siły oddychać, a nawet sama nie wiem czy chciałam to robić. W końcu już nawet nie miałam po co. Zostałam sama. Adeline niedługo wyjedzie do Nowego Jorku, a ja zostanę sama w tym wielkim domu. Domu w którym już zawsze będzie czuć jej zapach.

 Margaret już nigdy nie ugotuje mi obrzydliwego obiadu, którego z trudem przychodziło by mi jedzenie, ale i tak musiałabym udawać, że mi smakuje. Już nigdy nie będzie oglądała tych swoich tureckich seriali, przy których nawet nie będzie można się odezwać, bo staruszka musi się dowiedzieć czy jakiś gość kolejny raz zdradził swoją żonę. Już nigdy wieczorem nie będzie siadała na kanapie, z kubkiem ziołowej herbaty, i nie będzie oglądać zdjęć ze swojej młodości, czy dzieciństwa mojego i Addie. 

 Już nigdy nie będzie podkradała moich książek, a ja nigdy nie będę musiała przechodzić mikro zawału, w obawie, że kobieta nie wzięła zwykłego romansu, a zwykłe porno na papierze. 

  Zaczęłam zastanawiać się co ja takiego zrobiłam, że Bóg aż tak mnie karał. Najpierw był mój ojciec który mnie zostawił, później śmierć mojej mamy, a teraz jeszcze babcia. 

 Czy ja naprawdę nie zasługiwałam na szczęście?

 To nie tak, że każdy na nie zasługuje? Co było ze mną nie tak, że wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi, a ja nie mogłam być? Czemu wszystkie złe rzeczy spotykały tylko mnie? Mnie i moich najbliższych. Ja naprawdę nie chciałam dużo. Chciałam tylko przez krótką chwilkę być szczęśliwa. 

 Może nie mi pisane było szczęście. 

 Aiden

 Oparłem głowę o zagłówek fotela, i przymknąłem na chwilę oczy. 

 Byłem cholernie zmęczony. Przez całą noc trzymałem w ramionach płaczącą Biancę. Jej łzy rozrywały mi serce. Nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Wiedziałem jaka więź łączyła ją i jej babcię. Kurwa, ja sam czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie znałem Margaret długo, ale przez te kilka spotkań, sam poczułem jakąś dziwną sympatię do tej kobiety. 

 W końcu mogłem poczuć się jak czyjś wnuczek. Moi dziadkowie od strony mamy zmarli na długo przed moim przyjściem na świat, a dziadkowie od strony taty nie utrzymywali kontaktu z moim tatą od lat. Podobno jak mój ojciec osiągnął pełnoletność, sam odciął się od swoich rodziców. Sam nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Jedyne czego dowiedziałem się od mamy, to było to, że w grę wchodził alkohol i przemoc. Starałem się nie zagłębiać w ten temat. Wiedziałem, że dla mojego taty było to ciężkie.

- Kurwa, ty chcesz mnie zabić?! - gwałtownie otworzyłem oczy, czując jak Logan gwałtownie hamuje. 

 Mój przyjaciel spojrzał się na mnie, unosząc do góry brwi. 

 Jazda samochodem z Logan'em Parkerem to była jebana rosyjska ruletka. 

 Nigdy nie wiedziałeś czy wyjdziesz z tego cało, czy skończysz na cmentarzu. 

- A może chce - Paker uśmiechnął się sztucznie, gwałtownie przyśpieszając. Chwyciłem dłonią uchwyt widzący nad siedzeniem pasażera, czując  się przy tym jak babcia w tramwaju - Zawsze wyrywałeś najlepsze laski, żadnej mi nie zostawiłeś - oderwał dłoń od kierownicy, i palcem uderzył się w pierś - Nawet takiej najbardziej szkaradnej! Każda była twoja! 

Don't play with fireWhere stories live. Discover now